Na dobry początek przeurocza Isla Fisher jako Zakupoholiczka. Niby film nie najwyższych lotów, ale jednak pokazuje troche prawdy. Ktoś oglądał?
Dzisiaj właściwie o dwóch rzeczach (a raczej ludziach)
powiązanych poniekąd z tym blogiem i sierpniowym zakładem moim i Połówka.
Pierwszą z nich jest Jill Chivers. Australijka,która przez
10 lat zajmowała dobre stanowisko w korporacji. Zarabiała dużo, a wydawała
głównie na ciuchy. Do czasu, aż redukcja etatów nie pozbawiła jej źródła
dochodu. W grudniu 2009 roku założyła bloga, który miał opisać jej wyzwanie: 12
miesięcy bez kupowania ubrań. W wyniku tego powstaje program 12 kroków, który
ma zamienić zakupoholiczki w rozsądne i świadome swych potrzeb konsumentki.
Druga to powstała w 2006 roku w San Francisco grupa The
Compact. Jej członkowie poszli o krok dalej-wyrzeczenie nie tyczy się tylko
ubrań, ale praktycznie wszystkiego. Compakterzy, jeśli już kupują, to tylko
rzeczy używane, ale jeszcze chętniej korzystają z możliwości wymiany towarów i
usług. Hodują sami warzywa i zioła, często pieką chleb i warzą własne piwo,
wiele rzeczy wykonują własnoręcznie. Jeśli faktycznie muszą zdobyć nowy artykuł
( od tego nie da się całkowicie uciec w dzisiejszych czasach), to udają się do
małego lokalnego sklepiku.
Szczerze to nie wiem, czy dałabym radę przez 12 miesięcy nie
kupować ubrań, a co dopiero całej reszty. Wiem, że w Polsce są osoby, które
podjęły się próby. Sporo z nich przetrzymało ten rok, a jeszcze więcej
wprowadziło minimalizm na stałe do swego życia. Podziwiam takich ludzi.
Ja póki co trzymam się mojego miesiąca. Chce w tym
wytrwać i chcę, żeby ubrania, kosmetyki, biżuteria, dodatki na powrót stały się
tym, czym być powinny. Przedmiotami, nie mającymi wpływu na moją wartość, jako
osoby, ani na mój humor, czy samoocenę.
A Wy zdecydowalibyście się na rok bez zakupów?
P.S. u połówka wczoraj pierwszy kryzys-brak piwka po ciężkim dniu w pracy mocno odbił się na jego samopoczuciu, na szczęście nie na mnie (zabunkrowałam się z książką w drugim pokoju) :)
P.S. 2 na pewnym blogu widziałam cudny lakier do paznokci, a w pewnej sklepowej witrynie jeszcze cudniejszą kieckę :( za miesiąc pewnie już jej nie będzie:(
Pomysł na zakład rewelacyjny! Gratuluje odwagi i trzymam za Was kciuki. Sama jestem zdeklarowaną zakupoholiczką i wiem jak będzie Ci ciężko i ile będzie to wymagało silnej woli. Ah duuużo.
OdpowiedzUsuńPs. jaka nagroda dla wygranego?
Pozdrawiam ;)
Jeśli on się złamie to przez dwa tygodnie jestem dzień w dzień wożona do jakiejś galerii handlowej i ma łazić ze mną po wszystkich sklepach, do których będę chciała wejść (umiem faceta zmotywować :P). A jeśli ja przegram, to przez dwa tygodnie latam mu po piwo do sklepu (on też potrafi motywować :))
OdpowiedzUsuńprzy takich sankcjach zapowiada się ostra walka ;)
OdpowiedzUsuńpóki co żadna ze stron nie odpuszcza :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kicuki, super pomysł i blog:)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńTrzymam kciuki, bo i mi by się przydał odwyk :P czekam na kolejny wpis, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńodwyk zakupowy się jednak przydaje :)
Usuńtrzymam kciuki, pewnie łatwo nie będzie;)
OdpowiedzUsuń