Hej! Stęskniłam się za Wami!
Blog niestety miał ostatnio o wiele za mało mojej uwagi. Ale to nie dlatego, że nie chce mi się go prowadzić. Raczej dlatego, że ostatnio mam dużo rzeczy do zrobienia i przyznaję, że nie wiem w co mam wsadzić ręce. Brakuje mi dodatkowych 10 godzin każdego dnia...
Za mną właściwie 1/6 wielkiego wyzwania - Ograniczenia zakupów przez 6 miesięcy. Pierwszy dobiega końca i chyba warto by go było podsumować.
Śniadanko z zeszłego poniedziałku :) Smak lata!
Pierwszy miesiąc bez kupowania wyglądał tak:
- Na samym początku trudne okazały się zakupy z kumpelą. Dziwnie mi było, chociaż pisaliście, że nie ma się co przejmować. Dodatkowo znalazłyśmy wtedy śliczną bluzkę na lato, która jej nie pasowała, a mi by mogła. Mój mózg stworzył już nawet idealny zestaw z nią w roli głównej. I kosztowała tylko -TYLKO- 40zł. Nie złamałam się.
- Potem było bardzo ok, nic mnie właściwie nie kusiło, uznałam, że mam wszystko, co jest do życia konieczne. Wkręciłam się tylko w białą koszulkę do spania z F&F. Nawet ją przymierzyłam, tak ślicznie wyglądała na wieszaku. Na szczęście okazało się, że mój biust wygląda w niej jakbym miała o 40 lat więcej. Została w sklepie. No i kręciłam się koło żelu rozjaśniającego do włosów Sunkiss, ale nie znalazłam na KWC żadnej opinii od kogoś o rudawych włosach. Nie chcę skończyć z marchewkowymi pasemkami, więc odpuściłam sobie.
A oto nowy balsam, a dokładniej CC cream (widziałam już DD, czekam na ZZ :P) - ciekawy, ale jeszcze nie wiem, czy podbił moje serce...
- Kupiłam tylko tusz do rzęs i balsam do ciała. Poprzedników zużyłam do samego końca, a obydwa kosmetyki uznaję za raczej niezbędne, więc pozwoliłam sobie na uzupełnienie braków.
- Mała katastrofa nastąpiła na koniec miesiąca. Podziurawiłam ulubione jeansy, pęka mi pasek od torebki, a biały top nie nadaje się nawet do spania. Do tego zaraz zużyję micel, krem i eyeliner od Bobbi Brown. Znacie to? Jak jest ok, to jest ok, a jak się pojawia wysyp wydatków, to wszystkich naraz. Nie jestem zbyt szczęśliwa z tego powodu, a raczej szczerze mówiąc jak pomyślę o pozostałych (nieubraniowych i niekosmetycznych) wydatkach, to mój żołądek się wykręca. Zaczynam tęsknić za wypłatą, nie za moją dwaną pracą, ale za przelewem w okolicach pierwszego to na pewno.
Ta śliczna zawieszka została mi pożyczona na czas nieokreślony. Szukałam niebieskiej gwiazdki już jakiś czas - jest cudna. A loki/fale robione na kręcarce, czyli takim dziwacznym nowym urządzonku do stylizacji włosów. Są to moje pierwsze loki, które wytrzymały 3 dni bez lakieru, pianki, żelu czy jakiegokolwiek innego badziewia do stylizacji. Po lokówce wytrzymywały godzinę...
Zatem pierwszy miesiąc kończę trochę zestresowana tym, co się wokół dzieje. Mam tylko nadzieję, że wszystko się ładnie rozwiąże. Wpis jest dosyć chaotyczny, ale to przez nadmiar pracy i stresów. Nawet gorzej sypiam ostatnio :( Za kilka dni czeka mnie mały okołowakacyjny wyjazd i mam nadzieję, że chociaż trochę wypocznę. No i teraz już wiecie, czemu pocieszałam się lodami ciasteczkowymi z Lidla.
Jeszcze tylko 5 miesięcy :)