poniedziałek, 29 czerwca 2015

Podsumowanie pierwszego miesiąca bez zakupów - 1/6 za mną!








Hej! Stęskniłam się za Wami!

Blog niestety miał ostatnio o wiele za mało mojej uwagi. Ale to nie dlatego, że nie chce mi się go prowadzić. Raczej dlatego, że ostatnio mam dużo rzeczy do zrobienia i przyznaję, że nie wiem w co mam wsadzić ręce. Brakuje mi dodatkowych 10 godzin każdego dnia...

Za mną właściwie 1/6 wielkiego wyzwania - Ograniczenia zakupów przez 6 miesięcy. Pierwszy dobiega końca i chyba warto by go było podsumować.



Śniadanko z zeszłego poniedziałku :) Smak lata!



Pierwszy miesiąc bez kupowania wyglądał tak:


  • Na samym początku trudne okazały się zakupy z kumpelą. Dziwnie mi było, chociaż pisaliście, że nie ma się co przejmować. Dodatkowo znalazłyśmy wtedy śliczną bluzkę na lato, która jej nie pasowała, a mi by mogła. Mój mózg stworzył już nawet idealny zestaw z nią w roli głównej. I kosztowała tylko -TYLKO- 40zł. Nie złamałam się.
  • Potem było bardzo ok, nic mnie właściwie nie kusiło, uznałam, że mam wszystko, co jest do życia konieczne. Wkręciłam się tylko w białą koszulkę do spania z F&F. Nawet ją przymierzyłam, tak ślicznie wyglądała na wieszaku. Na szczęście okazało się, że mój biust wygląda w niej jakbym miała o 40 lat więcej. Została w sklepie. No i kręciłam się koło żelu rozjaśniającego do włosów Sunkiss, ale nie znalazłam na KWC żadnej opinii od kogoś o rudawych włosach. Nie chcę skończyć z marchewkowymi pasemkami, więc odpuściłam sobie.


A oto nowy balsam, a dokładniej CC cream (widziałam już DD, czekam na ZZ :P) - ciekawy, ale jeszcze nie wiem, czy podbił moje serce...


  • Kupiłam tylko tusz do rzęs i balsam do ciała. Poprzedników zużyłam do samego końca, a obydwa kosmetyki uznaję za raczej niezbędne, więc pozwoliłam sobie na uzupełnienie braków.
  • Mała katastrofa nastąpiła na koniec miesiąca. Podziurawiłam ulubione jeansy, pęka mi pasek od torebki, a biały top nie nadaje się nawet do spania. Do tego zaraz zużyję micel, krem i eyeliner od Bobbi Brown. Znacie to? Jak jest ok, to jest ok, a jak się pojawia wysyp wydatków, to wszystkich naraz. Nie jestem zbyt szczęśliwa z tego powodu, a raczej szczerze mówiąc jak pomyślę o pozostałych (nieubraniowych i niekosmetycznych) wydatkach, to mój żołądek się wykręca. Zaczynam tęsknić za wypłatą, nie za moją dwaną pracą, ale za przelewem w okolicach pierwszego to na pewno.

 Ta śliczna zawieszka została mi pożyczona na czas nieokreślony. Szukałam niebieskiej gwiazdki już jakiś czas - jest cudna. A loki/fale robione na kręcarce, czyli takim dziwacznym nowym urządzonku do stylizacji włosów. Są to moje pierwsze loki, które wytrzymały 3 dni bez lakieru, pianki, żelu czy jakiegokolwiek innego badziewia do stylizacji. Po lokówce wytrzymywały godzinę...




Zatem pierwszy miesiąc kończę trochę zestresowana tym, co się wokół dzieje. Mam tylko nadzieję, że wszystko się ładnie rozwiąże. Wpis jest dosyć chaotyczny, ale to przez nadmiar pracy i stresów. Nawet gorzej sypiam ostatnio :( Za kilka dni czeka mnie mały okołowakacyjny wyjazd i mam nadzieję, że chociaż trochę wypocznę. No i teraz już wiecie, czemu pocieszałam się lodami ciasteczkowymi z Lidla.

Jeszcze tylko 5 miesięcy :)




poniedziałek, 22 czerwca 2015

Mały żarcik od L'Oreal







Tak nadeszła ta wiekopomna chwila. Mój tusz do rzęs praktycznie zdechł. Szczerze to nic dziwnego. Miałam go od października 2014! Serio! Zatem bez wyrzutów sumienia mogłam się udać po nowy egzemplarz.

Do marki L'Oreal podchodzę trochę ostrożnie, bo raz, że to wielka korporacja, a dwa to sprawa testów na zwierzętach. Chociaż na ich stronie znalazłam coś takiego: O.


Stety/niestety jedynie u nich znalazłam wystarczająco jasny drogeryjny podkład, co nie jest wcale łatwym zadaniem. No i kiedy już znudziły mi się tusze MaxFactor postanowiłam rozejrzeć się za czymś lepszym. I trafiłam na Volume Million Lashes w fioletowym opakowaniu.


Mogę tylko napisać, że to dobry tusz. Potrafi z moich mało atrakcyjnych krótkich i rzadkich rzęs wyciągnąć ich maksimum. Kiedy więc na półce dorwałam wersję So Black (to ta z czarnym paskiem na opakowaniu) moja ręka sama sięgnęła po nowe cudo.


I tutaj trochę na Was pozezuję. Wybaczcie...




Na jednym oku stary tusz, na drugim nowy. PYTANIE: czy ktoś widzi jakąkolwiek różnicę w stopniu czarności? Bo ja ani odrobiny. Przez chwilę nawet pogubiłam się w tym, gdzie nałożyłam jaką wersję.

I trochę mnie wkurzyło to, że właściwie mamy ten sam produkt w dwóch różnych opakowaniach. Na szczęście to dalej jest fajny tusz i na szczęście w Rossmanie obie wersje kosztowały tyle samo. Bo gdybym miała dopłacić za extra czerń której nie ma, to już byłabym zła. 


Po co tak kombinować i robić słaby PR dobremu produktowi? To taki dowcip miał być?




wtorek, 16 czerwca 2015

Co (oprócz gratów) wyrzuciłam ze swojego życia?





Muszę przyznać, że obserwuję pewien życiowy progres u siebie. Może nie jest idealnie, może wciąż mam swoje gorsze dni, kiedy czuje się tak, jakby coś zabrało mi calutką moją energię. Jednak nie ulega wątpliwości, że wyrastam powoli z uniformu malutkiego nędznego człowieczka. Pomogły w tym emocjonalne porządki i sporo pracy nad sobą (ta praca wciąż trwa). A więc dzisiaj opowiem Wam o tym, co sama wyrzuciłam ze swojej głowy i Wam też doradzam się pozbyć tych kilku rzeczy.


# Zazdrość


Nie jestem w stanie za pomocą słowa pisanego przekazać Wam, jak bardzo zazdrosna osobą byłam kilka lat temu. To trzeba zobaczyć, inaczej moglibyście mi nie uwierzyć. Zazdrość to okropne uczucie. Przestajesz lubić innych, bo los dał im niesprawiedliwie dużo. Przestajesz lubić siebie, bo Tobie dał tak malutko i przez to jesteś gorszy. W końcu zaczęłam rozumieć, że często nawet Ci piękni i bogaci mają swoje problemy. Nieraz bardzo ciężkie. A ja mam to co mam i lepiej zrobię wykorzystując posiadane zasoby, niż lamentując nad tym, że ktoś na 18ste urodziny dostał własne M3 i samochód.





# Złość na to, czego nie da się zmienić*

Wiecie jaka firma najczęściej przyprawiała mnie o ataki szału? Nie, nie żaden operator sieci komórkowej. Krakowskie MPK. Dlaczego? Bo zawsze coś się psuło kiedy ja się akurat bardzo spieszyłam do pracy. Przeżywałam nerwówkę co najmniej raz w tygodniu. A to wypadek, a to korek, a to się zepsuło znowu. W szkole tak samo przeżywałam gorszą ocenę. Dopiero jakoś niedawno zrozumiałam - to nie ma znaczenia. Nie mam wpływu na to, czy mój szacowny tramwaj postanowi dotrzeć na czas. Mogę tylko dotrzeć punktualnie na przystanek, a reszta już nie zależy ode mnie. Mogę się czegoś nauczyć, ale nie mam już wpływu na ocenę mojej pracy. A poza tym od 5 minut spóźnienia albo od jedynki z historii świat się nie zawali. Chociaż inni (szczególnie Twój kierownik lub nauczyciel) próbują wmówić, że owszem, wywołasz tym apokalipsę.

*Tak, ten podpunkt tyczy się też przeszłości. Jeśli tracisz długie godziny na rozmyślaniu o różnych przykrych wydarzeniach i o tym, co należało wtedy zrobić, to zdecydowanie pora zrobic z tym porządek. Nasz mózg to mądre narzędzie - w danej chwili podejmuje najlepsze według niego decyzje. Może teraz uważasz, że dało się coś zrobić lepiej, bo od tamtej chwili Twój mózg nauczył się sporo nowych rzeczy. Zaakceptuj swoje decyzje z przeszłości i przestań poświęcam im tyle czasu.



# Zależność od innych

Ludzkość zawsze potrafi mnie pozytywnie zaskoczyć. Ktoś coś dobrego zrobi, ktoś powie, ktoś wyciągnie pomocną dłoń. To jest absolutnie fantastyczne. Co wcale nie zmienia faktu, że czasem nawet Twoi przyjaciele zrobią wszystko, aby skopać Twój dzień. Dlatego cudownie zrobisz, jeśli przestaniesz uzależniać własne szczęście od działań innych ludzi. Facet może odwołać tą świetną randkę, kumpela może wystawić Cie z imprezą, współpracownicy nagle postanowią olać Twój projekt. Dobrze wyrobić sobie umiejętność stworzenia szybkiego planu B, który na dodatek uznasz za fajny. Nie uzależniaj się od decyzji innych, sam decyduj.






# Chęć zmieniania innych

Mamy coś takiego w naszych głowach, że praktycznie każdy z nas uważa się za pępek świata. Dajemy sobie samym monopol na posiadanie racji. My wiemy, jaki jest najlepszy sposób, żeby spędzić dzisiejsze popołudnie. My wiemy, że ona powinna z nim zerwać, bo nie jest jej wart. My wiemy, jak powinno wyglądać życie innych. A może wcale nie wiemy? I jakie mamy prawo, żeby oceniać, dawać rady, coś nakazywać, a czegoś zabraniać? Może inni wiedzą lepiej, co dla nich dobre. Żyj i daj żyć innym. Odkąd przestałam się tak przejmować CUDZYM życiem, mam więcej czasu na swoje własne.



piątek, 12 czerwca 2015

Dobre Ranko #6







Co tam u Was? Bo ja nie mam dzisiaj do przekazania żadnych zakupowych rewelacji, ale dawno już nie było żadnego postu z cyklu Dobre Ranko, a dzisiaj jest bardzo dobre ranko :)


Wszystko przez treningi Insanity - przeszłam na drugi poziom, gdzie ćwiczy się po 50-60 minut. Mój organizm zareagował na to prześmiesznie, bo od tygodnia przesypiam po 11 godzin. Śpię tyle, że nawet nie mam czasu na zakupy. I sporo jem. Zakwasów raczej brak, wygląd coraz lepszy, ale formy jeszcze brakuje.


W zeszłą niedzielę w Krk poszłam obejrzeć jakie przeszkody wystawiono na Survival Race i powiem Wam szczerze z połową nie dałabym sobie rady. Po 1,5 miesiąca intensywnego treningu (ale tak to już jest, jak się przez pół życia było skinny fat bez mięśni). Inicjatywa świetna i chętnie wzięłabym kiedyś udział w takim hardkorowym biegu, ale jeszcze maaaaaaaasa treningów przede mną.






Minipizze diavolo. Niby można zrobić samemu, ale w tych dosyć częstych ostatnio momentach, kiedy wpadamy do domu umierający z głodu nie ma nic lepszego. Pozostaje dziękować za nowego Lidla niedaleko nas.



A jeszcze wracając do tematu jedzenia stwierdzam, że tydzień włoski w Lidlu został wymyślony przez jakiegoś szatana. Ja wielbię kuchnię włoską, mój facet wielbi makarony. Po prostu. Dajcie mu na obiad coś z makaronem w wymyślnym kształcie i będzie szczęśliwy. A to oznacza, że wpadliśmy do środka ze ślinotokiem na ustach i kupiliśmy mniej więcej połowę asortymentu. Potem poszliśmy drugi raz po drugą połowę asortymentu, niestety lody jajeczne zostały już wykupione (jak to?! jak mogli mi wykupić wszystkie lody jajeczne?!?!?!?!?!?!?). Zostały mi tylko czekoladowe cicha do kawy.






Wstawię Wam jeszcze foto nowego filtra przeciwsłonecznego. Spokojnie, to nie mój, ja nie schodzę poniżej SPF 50, ponieważ moja skóra postanowiła całkowicie wyłączyć funkcję opalania. Mogą się tylko zburaczyć na bolesną czerwień, co nie jest ani miłe, ani estetyczne. Mój facet potrzebował jakiegoś filtra i w sumie poleciłam mu ten. Często w kosmetykach made in Poland przeszkadzają mi brzydkie opakowania, ale tym razem Farmona na serio się postarała. Patrząc na tą tubę już myślami jestem na wakacjach, na dodatek pachnie jak cukierek (co dla faceta pewnie nie jest szczególnym plusem, ale cóż :D). No i faktycznie ma składzie olej arganowy, shea i panthenol. Serio tak powinni działać polscy producenci, a wtedy nawet nie spojrzymy na zagraniczne marki.


No i na koniec polecam Wam nowy post na Ania Maluje. Drukujcie komplementy i rozwieszajcie w świecie. Sama kiedyś wydrukowałam uśmiechy - wszystkie poznikały! To świetny pomysł i świetna zabawa, i dla Was i dla tych, którzy skorzystają. Jak pisze Ania, inspiracje nie tylko musimy kolekcjonować, ale przede wszystkim wcielać w życie :)






Najnowsze dzieło. Jeszcze kilka godzin nad nim posiedzę. A jest to już 67 praca w moim wyzwaniu 100 rysunków w rok :)


A no i jeszcze ładnie proszę - trzymajcie kciuki za mnie, albowiem namawiam świetną osobę do współpracy przy #Karierowni, a wszystko mam nadzieję rozstrzygnie się w niedzielę przy mrożonej kawie. Jeśli się uda, to ona+ja=mocny team, który może zrobić coś fajnego.


Wspaniałego weekendu:)






poniedziałek, 8 czerwca 2015

Ograniczenie zakupów nie jest glamour




To same początki, a ja już mam za sobą pierwszy kryzys. Może to z powodu tego weekendu - odwiedziła mnie dawno niewidziana kumpela i przez to ilość czasu spędzanego w galerii drastycznie wzrosła. A galeria to pokusy. No i nie tylko to. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czym tak naprawdę są zakupy?

Zakupy są fajne. Zakupy są sexy i glamour. Zakupy to pewnien styl życia. Łatwy, wesoły i kolorowy. Nie kupujesz? To spadaj szaraku!

Kiedy tak sobie ostatnio pomyślałam? W H&M, kiedy kumpela wybierała bluzkę, a żeby nie zgnić tam z nudów postanowiłam jej pomóc w poszukiwaniach. I znalazłam boską przewiewną koszulę bez rękawów, która w moich myślach już stworzyła idealny zestaw z jasnymi jeansami i czarnymi szpilkami. I wtedy ta myśl - ja przecież NIE MOGĘ tego kupić.

Stanie przy kasie, kiedy Twoja kumpela obkupiła się w ciuchy, a Ty nie możesz jest jak powrót do czasów dzieciństwa. Jest dzień Świętego Mikołaja i orientujesz się, że wszyscy dostali ładniejsze prezenty od Ciebie. Nie wiem dlaczego tak jest, ale jest. Chciałoby się nie być gorszą. Chciałoby się usiąść w kawiarni i oglądać nawzajem swoje łupy. Ale się nie usiądzie i nie poogląda.

Nie spodziewałam się takiego poczucia niższości z powodu jednej głupiej bluzki, która pewnie szybko by mi się znudziła. Już nie mówiąc o wyrzutach sumienia po zawaleniu wyzwania już na samym początku.

Przynajmniej dowiedziałam się czegoś o sobie. A że nie będzie tak łatwo, wesoło i kolorowo to wiedziałam zanim to wyzwanie się zaczęło. I jestem dumna, że się nie złamałam. Kolejnym razem powinno być łatwiej.



wtorek, 2 czerwca 2015

Wyzwanie ruszyło: M0 D2







Wyzwanie się zaczęło, a do mnie to dalej trochę nie dociera. Serio mam przez pół roku ograniczyć zakupowe zachcianki do minimum? Serio?

Ach no i już wiem, że nie będzie łatwo. Jest drugi dzień, a ja musiałam już odrzucić propozycję wspólnych zakupów z bardzo bliską kumpelą. O dziwo nie skomentowała mojego pomysłu z wyzwaniem. Natomiast ja cały czas się zastanawiam, czy zakupy to jedyna wspólna rozrywka samic homo sapiens? No może oprócz obgadywania innych samic i samców w trakcie konsumpcji nieprzyzwoitych ilości alkoholu. Co mogą robić dwie kobity razem kiedy plotkowanie, oczernianie oraz wizyta w galerii handlowej zostaną zakazane?



A wracając do tematu, to w głowie krystalizują mi się pewne plany na najbliższe pół roku. Zakaz zakazem. Dla mnie samo nie kupowanie bzdurek to za mało. Zanudziłabym się. Co więc planuję:

  • razem z moim cudownym facetem przeszliśmy już na drugi etap treningu Insanity, co powoduje, że na drugie imię obecnie mogę mieć Zakwas. Ale nie ma tego złego, bo mogę nieustannie kontemplować mój spłaszczający się brzuch. Bo teraz wyraźnie widzę, że się spłaszcza. I boczki maleją. Poza tym Insanity mnie wykańcza do tego stopnia, że nie mam siły się martwić i stresować. To nie żadne endorfinki i machanie nóżką, tylko stan mocnego dania sobie w tyłek. Postanowienie jest takie: skończyć Insanity, mała przerwa i zabieramy się za Asylum - czyli trening przygotowany w celu poprawy wyników sportowych. Spodziewam się masakry.
  • Dieta. Ćwiczę sporo, ale jem masakrycznie. Wczoraj zjadłam dwie Milki. Serio. Jestem anonimowym cukroholikiem, już to tutaj wyznałam. Ale wiem, że moje ćwiczenia dałyby o wiele bardziej spektakularny efekt, gdyby nie moja ostatnia faza na słodycze i Grandera Texas z KFC. Tymczasem oko puszczają już do mnie kasze, warzywa, twarogi, jajka i owoce. Wiem, że w końcu będę musiała i ja do nich mrugnąć.
  • praca nad swoim wizerunkiem. Przemyślałam mocno sprawę i wiem, że przez 90% czasu ubieram sie jak szara myszka/brzydka kumpela/stażystka od parzenia kawy. Problem o tyle, że od dawna nie czuje się brzydka i szara, a moja garderoba wysyła światu błędną wiadomość. Czeka mnie więc ostra praca z tym, co już mam. Bo przecież nie mogę niczego nowego kupić. Póki co chłonę wiedzę. Będę się nię także dzielić na #KARIEROWNI.
  • No właśnie - #KARIEROWNIA. To projekt, który chcę rozwinąć. W tym celu czekają mnie negocjacje z pewną wspaniałą osobą, którą chcę namówić do współpracy. Bo ten blog jest dla mnie czymś więcej. Po prostu. Mam co do niego spory plan i mam nadzieję, że uda się wyskoczyć z powijaków i zrobić z tego COŚ.
  • Nauka i rozwój. Mija drugi dzień wyzwania, a ja dokończyłam jedną książkę i przeczytałam drugą. Chce się przez te pół roku czegoś nauczyć. Może grać w szachy? Nagrywać Podcasty? Malować na płótnie? Jest sporo opcji.


Zatem postaram się Was nie zanudzić przez te pół roku. Pojawi się pewnie kilka krótszych wyzwań tygodniowych. Pojawią się rezultaty moich szafowych zawirowań. Pojawi się mam nadzieję recenzja programu Insanity i moich spektakularnych wyników (ten optymizm!). Trzymajcie kciuki :)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...