wtorek, 31 grudnia 2013

Krótkie podsumowanie i jeszcze krótsza lista celów 2014



Pora na ostatni post o tematyce noworocznych postanowień. Będzie to moje podsumowanie mijającego roku i zbiór celów na kolejne 365 dni. A więc zaczynamy :)

2013

   Po pierwsze i najważniejsze zwolniłam się ze znienawidzonej pracy. Chociaż wszyscy mi to odradzali. No bo jak to tak porzucać pewną posadkę z umową o pracę? Ale czasem warto rzucić się na głęboką wodę.

   Zostałam magistrem. Chociaż już myślę o studiach podyplomowych. Taka już ze mnie dziwna istota, to lubi się uczyć. Ale i tak się cieszę, że pożegnałam się z dziwnymi pomysłami wykładowców i z koniecznością hurtowego tworzenia prezentacji.

   Przetrwałam Miesiąc Bez Zakupów. I w ogóle sporo się nauczyłam o gospodarowaniu kasą. W końcu przez większą część 2013 byłam bezrobotna, a to zobowiązuje :) Mam nadzieję,  że cała ta wiedza o zakupach, pieniądzach i byciu szczęśliwym nawet przy bardzo ograniczonych funduszach zostanie ze mną na dłużej.

   Zaczęłam o wiele zdrowiej się odżywiać. Chociaż okres świąteczny był pod tym względem katastrofą, to jednak wyrobiłam sobie kilka nawyków. Zdecydowanie spadła ilość spożywanych fastfoodów. Wzrosła za to ilość warzyw i owoców. Koktajl z pietruszką stał się niemal codziennym rytuałem, polubiłam się też z gorzką czekoladą.

   Wróciłam do dawnej pasji, czyli rysowania. I postanowiłam trochę się w tym podszkolić. Odkryłam też, że nauka rosyjskiego może być przyjemnością (o ile pani lektor-komunistka nie zmusza cię do uczenia się głupawych czytanek na pamięć, ale odkąd pożegnałam się z uczelnią mogę się uczyć jak, czego i kiedy chcę).

   Znalazłam nową pracę. Wymagało to cierpliwości. Straciłam trochę nerwów czekając na wyniki rekrutacji. Prawie straciłam też nadzieję na to, że jeszcze można znaleźć pracę o fajnych warunkach. Można!

2014: Cele

   Nadrobić zaległości zdrowotne (przede wszystkim odwiedzić dentystę!!!)

   Zrobić szpagat (a co, zawsze chciałam, więc nie ma na co czekać :) )

   Skończyć dwie książki do rosyjskiego do czerwca, poczytać coś o certyfikatach z tego języka i rozważyć możliwość zdania egzaminu.

   Zacząć naukę jakiegoś innego języka, najlepiej włoskiego, lub czeskiego.

   Odwiedzić Wiedeń i Rzym.

   Wykonywać przynajmniej jeden rysunek w tygodniu, ćwiczyć przynajmniej 3 razy w tygodniu.

   Do maja zorientować się ile kosztują wymarzone studia podyplomowe i jeśli będzie taka możliwość, to zapisać się na nie :).

   Jeść więcej tego, co zdrowe. Dobrze traktować swój organizm. Pić codziennie szklankę wody z cytryną. Ograniczyć cukier, utrzymywać tendencję spadkową jeśli chodzi o picie trunków wyskokowych :) Pić codziennie koktajl owocowy z pietruszką.

   Wydawać pieniądze rozsądnie. Na rzeczy przydatne, wysokiej jakości i piękne. Nie kupować takich rzeczy jak kremy, balsamy, podkłady, póki mam jeszcze nieskończone stare. Tworzyć wspaniałą Capsule Wardrobe. Nie ulegać zachciankom, ani trendom. Nie kupować na pocieszenie. Przeprowadzić znowu Miesiąc Bez Zakupów.

Najbardziej zależy mi na dwóch ostatnich punktach, chociaż zawarłam umowę sama ze sobą. Muszę zrealizować przynajmniej 5 z 9 postanowień. Jak już pisałam wcześniej: najważniejsze to wiedzieć, czego się chce. Wiedzieć w jakim kierunku pójść. Cele i plany jeszcze się pozmieniają, ale nejważniejsze, żebym zrobiła krok naprzód. Wtedy uznam rok 2014 za owocny. Czego i Wam życzę! :)

Zapraszam do pozostałych noworoczno-postanowieniowych postów:

sobota, 28 grudnia 2013

Warto mieć Postanowienia Noworoczne i już!


Standardowo ostatnie dni grudnia stają się dla nas czasem podsumowania oraz planów na kolejny rok. Myślimy o tym czego udało nam się dokonać, o swoich zwycięstwach i porażkach, o tym jak zmieniło się nasze życie. I wyznaczamy sobie cele na kolejne 12 miesięcy, albo odpuszczamy kwestię postanowień noworocznych rozgoryczeni tym, że wcześniejszych nie udało się zrealizować.

Po co nam są noworoczne postanowienia?
Coraz częściej na blogach czytam, że ich autorzy rezygnują ze spisywania postanowień. Przecież to się nie udaje, nie ma sensu, a po roku czasu człowiek ma tylko wyrzuty sumienia.
Mam trochę inne podejście do wyznaczania sobie celów. Jak większość z nas jestem raczej leniwa. Wybiorę wylegiwanie się z dobrą książką, albo czytaniem plotek ze świata gwiazd, zamiast przerabiania kolejnego rozdziału w książce do rosyjskiego, czy godziny intensywnego kardio. Ale czas leci i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Postanowienia sprawiają, że mniej go trwonię. A każda godzina przeznaczona na pracę nad sobą jest dla mnie czymś bezcennym.
Poza tym lista celów pomaga mi zobaczyć w jakim momencie życia jestem i gdzie chce się znaleźć. Nie da się spełniać marzeń, jeśli się tych marzeń nie posiada. Kiedyś przeczytałam, że cele to marzenia z konkretnym terminem realizacji. Zanim wyruszysz w drogę musisz się zastanowić, dokąd w ogóle chcesz iść. Osoby bez listy postanowień są skazane na błąkanie się bez celu. No chyba że są naprawdę świadomymi siebie i niezwykle zmotywowanymi jednostkami. Ale nie ukrywajmy, że większość z nas jest leniami kanapowymi jak ja. Lepiej zrobić jeden mały krok, lepiej zrealizować 1 postanowienie z 10, albo nawet zrealizować je tylko częściowo, niż nie zrobić niczego.

CEL, DATA, UZASADNIENIE
Zamiast postanowień lepiej mieć cele. Cel powinien być sformułowany pozytywnie („jestem bogata” zamiast „nie jestem biedna”, jak widać w przykładzie możemy się nawet pokusić o spisanie celu w formie dokonanej, to też może nam pomóc), powinien mieć określony termin realizacji i spisane powody, dlaczego chcesz tą akurat rzecz osiągnąć.
Nie wszystkie cele wymagają poświęcenia pełnego roku czasu. Możliwe, że wystarczy Ci miesiąc czasu na zrobienie szpagatu i pół roku, żeby oszczędzić pieniądze na wymarzony wyjazd.
Z własnego doświadczenia powiem, że uzasadnienie zmienia wszystko. Powinno zawierać minimum 20 powodów, od tych bardzo ważnych, po błahe i głupie (czy raczej „kreatywne inaczej”). Na początku może być nam ciężko ze spisaniem wszystkich, dlatego na spisanie uzasadnienia musimy dać sobie czas. Dopisujmy powody za każdym razem kiedy coś wpadnie nam do głowy. Nie tylko pobudzimy własną kreatywność, ale znajdziemy całkiem sporą dawkę motywacji.

Co szwankuje?
Nie chcesz już więcej spisywać postanowień, ponieważ nigdy wcześniej nie udało Ci się ich zrealizować? Zastanów się dlaczego tak się stało. Napisz u góry na kartce „MOJE BLOKADY” i zapisz wszystko, co przeszkadza Ci w sobie, czego nie lubisz i co uniemożliwia Ci realizację postanowień. U mnie to przede wszystkim lenistwo, strach przed zmianami, ale też na przykład brak wiary w siebie. Dobrze wiedzieć nad czym musimy pracować, z czym walczyć. To już pierwszy krok naprzód.
Problem może też leżeć w samym procesie wyznaczani i realizacji postanowień. Przyznaj sobie oceny za:
- umiejętność wyznaczenia celu,
-umiejętność rozpisania planu realizacji celu,
-przejście do działania,
-konsekwencja i motywowanie się,
-umiejętność skupienia się na najważniejszych zadaniach które pomagają osiągnąć cel,
-mierzenie postępów,
-wiara we własne siły.
Gzie uzyskałeś najniższe oceny? Co możesz zrobić, żeby być lepszym w tych dziedzinach? Zapisz na kartce „Co mogę zrobić, żeby być bardziej konsekwentną i lepiej zmotywowaną?” i wypisz wszystkie odpowiedzi, jakie tylko przyjdą Ci do głowy.

Alternatywa dla postanowień: kim chcę być?
Jeśli nic nie jest w stanie zmusić Cię do spisania noworocznych postanowień, możesz zawsze podejść do tematu inaczej. Napisz, kim chcesz zostać. Gdzie chcesz mieszkać, jak wyglądać, ile zarabiać. Jak chcesz spędzać wolny czas. Jak chcesz się zachowywać. Jakie mieć wartości w życiu. Jakie relacje z innymi ludźmi. Opisz ze szczegółami życie, którym chcesz żyć w najbliższej możliwej przyszłości.
Zresztą opisz to nawet wtedy, gdy sporządziłaś skrupulatną listę celów wraz z harmonogramem ich realizacji i dwudziestopunktowym uzasadnieniem każdego z nich. To będzie doskonałe i niezwykle przyjemne uzupełnienie Twoich notatek.
Za kilka lat możesz się bardzo pozytywnie zdziwić patrząc na tą listę :)

Prosta metoda na wielki cel.
Może być tak, że chcesz postawić przed sobą naprawdę trudny i skomplikowany cel. Tak skomplikowany, że nawet nie wiesz jak się do niego zabrać. I co wtedy? Zacznij od końca! Załóżmy, że chcesz prowadzić swoją firmę i zarabiać na niej kupę kasy. Wyobraź sobie siebie samą siedzącą za ogromnym biurkiem z napisem PANI DYREKTOR, a teraz zastanów się co musiałaś zrobić, żeby siedzieć właśnie w tym miejscu. Może musiałaś przeprowadzić błyskotliwą kampanię reklamową, która rozsławiła Twój produkt i sprawiła, że ludzie go pokochali? Co w takim razie musiało stać się wcześniej? Możliwe, że szukałaś najlepszej agencji reklamowej. A jeszcze wcześniej zaczęłaś produkcję. Wcześniej musiałaś udoskonalić swój produkt, pozyskać środki na realizację pomysłu, założyć działalność i tak dalej… Kiedy dojdziesz do samego początku tej historii, a potem odwrócisz kolejność okaże się, że masz przed sobą świetny wstępny plan działania :)

Post powstał na podstawie wielu książek, szkoleń i rozmów i jest zbiorem refleksji na temat tego, co naprawdę wpłynęło na moje życie i pozwoliło mi trochę skuteczniej realizować postanowienia.
C.D.N.

sobota, 21 grudnia 2013

Postanowienia Noworoczne: Moja Lista Zakupowa na 2014.

Postanowienia noworoczne to cały czas dosyć popularny temat. Chociaż zazwyczaj w lutym nie bardzo już pamiętamy, co takiego założyliśmy sobie w styczniu. W grudniu w trakcie świątecznych porządków znajdujemy całe litanie tego, co mieliśmy zrobić w trakcie ostatnich 12 miesięcy. I zazwyczaj wyrzucamy ją do kosza z bardzo zażenowaną miną. :)

Do roku 2014 postanowiłam podejść poważnie. Może dlatego, że 2013 obfitował w różne dość przełomowe wydarzenia. To pokazało mi, że jeśli tylko chce nam się zakasać rękawy i zabrać do pracy, to możemy osiągać naprawdę cudowne wyniki. Poza tym czas leci. Jeśli chcesz żyć swoim wymarzonym życiem, to kiedy zamierzasz zacząć? Na starość, kiedy najprawdopodobniej braknie Ci sił?

Mam już przygotowaną listę postanowień, ale dzisiaj zacznę od lżejszego tematu. :) Blog ostatnio skupia się wokół optymalnych zakupów, oszczędzania i capsule wardrobe („szafa w pigułce” – jak doskonale to brzmi). Więc zaczynam od celów zakupowych. Myślę, że w 2014 kilka miesięcy będzie Miesiącami Bez Zakupów. Tak, znowu. Bo uświadamiają mi, że mam wszystko, czego potrzebuję. I nie muszę sobie poprawiać humoru wydając pieniądze.
Z drugiej strony trochę przyjemności zakupowej należy się każdej kobiecie. Dlatego postanowiłam, że w 2014 kupię kilka rzeczy, które uzupełnią moją CW, a o których marzyłam od co najmniej kilku miesięcy.

ZEGAREK
Kobiety szalały ostatnio na punkcie wielkich i złotych zegarków Michale Kors. Szczerze mówiąc przyglądałam się temu szaleństwu dosyć sceptycznie. Ale od kilku lat marzy mi się dosyć porządny i raczej klasyczny zegarek. Na srebrnej bransolecie lub na białym skórzanym pasku. Na jakiegoś „wypasionego” Szwajcara mogę nie zdobyć funduszy, ale też nie chcę płacić na samą markę. Więc zegarkowa edukacja ruszy w 2014.



BEŻOWY CIEPŁY PŁASZCZ
Może i nie jest taki niezbędny, bo mój zapas okryć wierzchnich jest spory. Ale przydałby się jakiś naprawdę porządny i klasyczny. A beżowy/cajmelowy pasuje do wszystkiego. W tym roku jakimś cudem powstrzymałam się od płaszczowych zakupów, więc w przyszłym sezonie zrobię sobie prezent.



JEANSY
Mam problem z sieciówkowymi spodniami. Zaraz są sprane, naciągnięte, podziurawione. Kilka lat temu po mojej cioci odziedziczyłam parę Wranglerów, które nie sprawiały takich problemów (a przed moją ciocią nosiła je jej przyjaciółka, po mnie natomiast przez 2 lata chodziła w nich moja mama). Zatem celem na 2014 jest zakup porządnych dżinsów, najlepiej jednej pary klasycznych i jednej pary czarnych woskowanych.


KASZMIROWY SWETEREK
Chociaż może być też kilka. Jako obywatelka statystycznej polskiej oszczędnej rodziny skazana byłam od dzieciństwa na tanie wyroby z akryli. Które to wyroby „gryzły”, a po pierwszym praniu wyglądały… żałośnie. Postanowiłam więc sprawdzić mit „kaszmirowego swetra” na własnej skórze i mam nadzieję, że okażą się warte swojej ceny i opinii.

BUTY
Pożegnałam moje ukochane trampki (zwykłe nołnejmy, nie żadne tam conversy, ale miały ten swój charakterek!). Na wiosnę zastąpią je AirMaxy (tak, tak wieeeem… ofiara mody ze mnie). Do tego porządne szpilki. Niestety raczej nie od CL, ale górnolotnie wstawię tu ich zdjęcie. A nóż widelec marzenie się spełni :) A no i skórzane baleriny, koniecznie.


KOSMETYCZNIE
Nowe perfumy do których wzdycham już rok. Róż Coralista do którego wzdycham lat 3. I Almost Powder, który najprawdopodobniej skończy mi się w okolicach wiosny, a bez którego nie wyobrażam sobie makijażu. I niech nikt mi nie wmawia, że nie różni się on od pudrów za 20zł. Próbowałam, porównywałam, różni się tak bardzo, że przełknę jego zatrważającą w PL cenę. Albo poszukam kogoś, kto kupi go na lotnisku w Anglii na bazcłówce.


Wszystkie grafiki pochodzą z www.google.com

Na koniec wspomnę, że blog może w najbliższym czasie przeżywać krótsze lub dłuższe okresy sieroctwa.  Pożegnałam się ze statusem bezrobotnej. Plusem i to sporym jest spodziewany napływ żywej gotówki. Minusem to, że wracam do domu tak przytłoczona ogromem informacji, że nie mam siły na nic. Muszę dość znacznie przeorganizować całe swoje życie, więc jeśli ktoś czyta i lubi tego bloga, proszę gorąco, aby wykazał się dozą cierpliwości dla autorki. Postaram się wrzucić za tydzień post o celach już trochę ambitniejszych i o fajnej metodzie na ich wyznaczanie i realizowanie.

A tymczasem wszystkim, którzy podczytują moje wypociny chciałam życzyć najcudowniejszych, najbardziej klimatycznych Świąt.
Prezentów, które wyrażą to jak bardzo Wasi bliscy Was kochają (ale pamiętajcie, że Miłość jest czymś tak potężnym, że żaden materialny podarek nigdy nie będzie bardziej wartościowy).
Życzę Wam kilku dni beztroski, żebyście mieli chwilę na otwarcie umysłu i na refleksję.
No i życzę najsamczniejszych przysmaków, którymi będziecie mogli się opychać bez wyrzutów sumienia :)

czwartek, 12 grudnia 2013

O końcu Projektu: Odgracanie. O zakupach i koktajlu z buraka. I jeszcze troche o książkach i o choince :)


Na dzisiaj wypada ostatni dzień projektu „Odgracanie” (jestem fanką naszego ojczystego języka, a jednak w uszach dzwoni mi piękne słówko „decluttering” tak często powtarzane na angielskojęzycznych blogach :) ). Pozbywam się łącznie 25 rzeczy, w tym: nowy dom znajdą 4 pary kolczyków, spodnie, kilka bluzek. Reszta jest do wyrzucenia.
Najlepszy prezent od Mikołaja! Musicie wiedzieć, że nie do końca jestem wierna Połówkowi, szaleję bowiem za Muchą, Klimtem i Axentowiczem :)

Książek nie odważyłam się ruszyć, nawet tych „do magisterki”, które przecież już mi się nie przydadzą. Chyba zbyt wielkim uczuciem darzę słowo pisane, a gdybym tylko mogła, to nasze mieszkanie wyglądało by jak Empik. Ahhhh marzy mi się własna biblioteczka. Mogę być minimalistą w kwestii ciuchów, kosmetyków, wszelkiego typu akcesoriów do domu, ale w przypadku książek? Nigdy! Najchętniej przeczytałabym wszystkie.

25 rzeczy to chyba dobry wynik na początek. Zawsze to jakiś start w pozbywaniu się rzeczy. No i zrobiłam miejsce dla kilku nowych nabytków. Nie byłam na porządnych zakupach od sierpnia (chyba, że liczy się kupowanie skarpetek? :) ), odzwyczaiłąm się od tego. Ale pierwszy dzień w nowej pracy nieuchronnie się zbliża i wypadałoby się tam jakoś prezentować. Zakupy były przemyślane i pokrywały się z moją listą mast hewów (tfu!). Starałam się wybrać możliwie najporządniejsze rzeczy w ramach dostępnego budżetu. Niestety póki nie otrzymam pierwszej wypłaty skazana jestem na wyroby Inditexu i na poczciwy H&M. Mam tylko nadzieję, że nowe nabytki trochę przetrwają. Postawiłam na rzeczy bazowe: czarna bluzka, czarny luźny sweterek, bluza (znaleźć bluzę bez głupiego napisu to cud! Nie chcę żadnego „twerkania”, żadnego „fuck off” i innych głupot) i czarna torebka. Wszystko mi się przyda i może wreszcie przestanę podkradać sweter Połówkowi. Żartowałam, nie przestanę :)


Jeden projekt wyszedł fajnie, za to „Tanie Odchudzanie” położyłam po całości. Już się tłumaczę: najpierw rozbolała mnie ósemka (ząb mądrości? Chyba wredności!), potem miałam urodziny (a Mama Połówka upiekła taaaaaaki pysznyyyy torcik czekoladowy…), potem znajomi zaprosili nas na obiad, a wczoraj zaczęło mnie łapać przeziębienie (już pokonałam wredne bakterie i wirusy z użyciem metod naturalnych-gripex nie ma szans w porównaniu do miodu i herbatki z domowym sokiem malinowym, a no i z rosołkiem... z torebki :D ). To wszystko spowodowało, że ćwiczyłam mniej, bo ciężko wykonywać jakieś wygibasy kiedy ból zęba rozsadza ci czaszkę. No i dieta nie wyglądała cudownie. O dziwo wymiary w ostatnim mierzeniu nawet dobrze wypadły: w talii 63,5, w biodrach 88 i w udzie 50. Mimo wszystko zdjęć nie wstawiam, bo nie ma się czym chwalić za bardzo.

Nie, to nie barszczyk :) Na blogu Ania Maluje podpatrzyłam koktajl z burakiem. Skoro pietruszka przestałą już być czymś gorszącym w owocowych koktajlach, to przyszła pora na buraczka. Smak kontrowersyjny, ale całkiem niezły. I jeśli mam być od tego zdrowsza i ładniejsza, to mogę takie wynalazki nawet codziennie pić. W tle "Siłą nawyku", czyli moja ostatnia lektura.

Kiedy byłam mała choinkę u mnie w domu ubierało się koło 6 grudnia. Postanowiłam wdrożyć ten zwyczaj na naszym mieszkaniu. Będzie można dłużej cieszyć się klimatem, zwłaszcza że Święta spędzimy poza domem.

czwartek, 5 grudnia 2013

Projekt: odgracanie. 7 dni/20 rzeczy mniej




Kiedy na blogu Minimalist Beauty przeczytałam post zatytułowany 33 Days Decluter Project coś mnie „tknęło” w środku. Pozbycie się 100 gratów w 33 dni – kuszące. Z drugiej strony pojawiły się miliony „ALE”. 

Ale idą święta i komu chce się poświęcać czas na szukanie gratów do wyrzucenia.
Ale 100 to za dużo, pół szafy musiałabym wyrzucić.
Ale ja nie znoszę wyrzucać swoich rzeczy!
Ale 33 dni to masa czasu, zaczynam nową pracę i niepotrzebne mi dodatkowe „głupie obowiązki”. I tak dalej.

Prawda w oczy kole: w niewielkim mieszkanku, które dzielimy z Połówkiem znajduje się cała masa moich gratów. Często są to rzeczy dobre i niezniszczone, ale kojarzą mi się powiedzmy z dość paskudnym okresem mojego życia. Nie używam ich, bo przywołują wspomnienia. Ale zajmują miejsce. A przy przegrzebywaniu szuflad i półek i tak zawsze na którąś z nich trafię. Dużo jest też rzeczy z których „wyrosłam” mentalnie, albo rzeczy do których mam sentyment, ale są już w kiepskim stanie (ukochane trampki :( ). Do tego papiery, książki do pracy magisterskiej, kosmetyki, ciuchy…
źródło obydwa grafik: pinterest.com

Postanowiłam w nowy rok wejść już bez tego nadbagażu. Ale nie chcę określać dokładnie liczby. Nie wiem, czy pozbędę się 100 rzeczy, czy 50, czy 30. Zakładam minimum 20. W 7 dni. Tydzień to akurat dobry czas na przegrzebanie się przez własne dobra materialne. Dla wszystkiego, co jest w miarę w dobrym stanie chciałabym znaleźć nowy dom – niech służy komuś innemu, może z lepszym skutkiem niż mnie.

Przypuszczam, że każda z nas ma takie rzeczy. Choćby jakiś prezent od „ex”, który wywołuje nieprzyjemny skurcz w żołądku i chwilowe zatrzymanie akcji serca. Akurat zbliża się Nowy, Na Pewno Wspaniały Rok. Więc pora pozbyć się balastu, zrobić miejsce na coś nowego :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada :)


29 listopada to Dzień Bez kupowania. Miałam go uczcić osobnym wpisem, ale potem stwierdziłam, że w sumie dla mnie nie jest to nic wielkiego. Wprowadziliśmy z Połówkiem zwyczaj cotygodniowego Dnia Bez Wydawania Pieniędzy, który zazwyczaj wypada w niedzielę. O dziwo okazało się, że mojego na pozór rozrzutnego faceta mogą cieszyć takie rzeczy jak oszczędzanie, czy trzymanie się budżetu. Tak więc w nowy miesiąc wchodzi z trochę ambitniejszymi celami :)

wehertit.com
A jeśli chodzi o LISTOPAD to:

Udało mi się wcisnąć w wykwintną różową kieckę (nigdy więcej kupowania na oko bez dokładnego zmierzenia!) i szorty, co oznacza, że dalej chudnę. Nie zmienia to faktu, że w obydwu tych rzeczach wyglądam niczym dobrze ubrany baleron. Także Tanie Odchudzanie dalej trwa :)

Wydałam niecałe 400zł na jedzenie, lekcje rosyjskiego, skarpetki, płyn micelarny, prezent dla kumpla i inne pierdółki. Dobry wynik!

Zrobiłam mostek! Według tych bardziej sprawnych pewnie nie ma się czym chwalić, ale przy moich upośledzonych pod względem umięśnienia i siły rączkach, to było nie lada wyzwanie. Jestem dumna!

Udało mi się przeprowadzić wartościową konwersację po rosyjsku, w której powiedziałam coś więcej niż „Я не знаю”, czyli „nie wiem”. Dyskutowałam O SZTUCE! PO ROSYJSKU! Toż to koniec świata! W kwietniu ledwie kojarzyłam te dziwne znaczki z cyrylicy. Czyli, że jednak własna praca i ślęczenie nad tomiskiem ćwiczeń grubszym niż Sienkiewiczowska Trylogia, zaczyna popłacać?

Druga pasja też się rozwija dzięki czytaniu książek i blogów: powstało kilka rysunków z których jestem zadowolona. Chociaż do poziomu jaki chcę osiągnąć jeszcze daleka droga. Ale może jakieś „dzieło” zawiśnie na ścianie.

Przekonałam się do picia koktajli z pietruszką. Póki co jeszcze nie widzę znacznych efektów, chociaż wydaje mi się, że moja prawie nieistniejąca odporność na wszelkie zimowe infekcje troszkę się poprawiła. Po raz pierwszy to Połówek chodzi i pociąga nosem, a nie ja.

Zakochałąm się w grze w Scrabble i w Domino-to o wiele lepszy i tańszy od zakupów sposób na spędzenie czasu ze znajomymi :)
:))))))

Raczej nie dostałam pracy o którą się starałam. Prawdopodobnie zeżarta stresem sknociłam część angielskojęzyczną. Z tym, że jeśli ktoś obiecuje, że zadzwoni do końca tygodnia niezależnie od wyniku i przekaże jakiś niewielki chociaż feedback, to fajnie byłoby dotrzymać słowa. Po raz kolejny przekonałam się, że korporacje lubią wielkie słowa, ale jak już przychodzi co do czego, to mają problemy z szanowaniem zwykłego szarego człowieczka.
Planem na grudzień jest znalezienie PRACY, opracowanie sensownej wizji swojej szafy i sporządzenie listy rzeczy do kupienia (tak, tak w styczniu czekają mnie ZAKUPY), wciśnięcie się w różową kiecę (bez efektu balerona) w związku ze zbliżającym się przyjęciem weselnym, i oczywiście praca nad zdolnościami-rysunkowo-rosyjskojęzycznymi .

A wracając do Dnia Bez Kupowania - świętowanie go co tydzień jest na serio fajnym pomysłem. Poza oszczędnością wzmaga zdolności kreatywne w kwestiach kulinarnych i organizacyjnych. A do listy planów na grudzień dopisuję jeszcze rezygnację z czytania Pudelka. Będzie ciężko, bo mój mózg uwielbia ogłupiać się czytając o Natalii S. i innych obdarzonych pasją i talentami celebrytach :))))


EDIT: Cofam całą wypowiedź o złych i niedobrych korporacjach. Zaliczyli wprawdzie lekkie opóźnienie, ale zadzwonili. MAM PRACĘ! I to taką jak chciałam. Warto było czekać, stresować się, warto było odmówić kilku innym pracodawcom, którzy chyba szukali bardziej niewolników, niż pracowników.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...