wtorek, 27 maja 2014

W-SAM-RAZ-MALIZM



Przegapiłam moment przejścia z garderoby zimowej na letnią. Serio. Nawet nie zauważyłam tego, jak bardzo się ociepliło dopóki nie wyszłam z pracy w czarnych długich spodniach. Myślałam, że lada moment moje nogi się ugotują. Dopiero wtedy uzmysłowiłam sobie, że chyba pora odgrzebać z najdalszych zakamarków szafy spódniczki i szorty.

A skoro przechodzimy z sezony jesień/zima na wiosna/lato to chyba przydałoby się znowu troszkę poodgracać. Nie wiem w dalszym ciągu, skąd się biorą te wszystkie rzeczy wokół mnie. Zakupy zostały mocno ograniczone (nie pamiętam, kiedy ostatnio coś kupiłam, serio), a gratów wciąż jest sporo.

Tutaj nawet nie chodzi o podążanie za trendem minimalizmu. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy: są rzeczy, których kupowania raczej nie ograniczę. Książki, perfumy, buty, szminki, ołówki, kredki i farby. Tego muszę mieć dużo.

Chodzi raczej o coś, co nazwałam roboczo w-sam-raz-malizmem.

Wciąż potykam się o ubrania. W zlewie wciąż wyrasta nowa sterta naczyń do umycia. W łazience rośnie sterta prania. Na półkach kurzą się pierdółki. Dobrze, że chociaż ilość kosmetyków uległa redukcji. Inaczej potykałabym się jeszcze o kremy i balsamy.

Dużo rzeczy to dużo prania, sprzątania, prasowania i zmywania. Nie chce mi się tracić tyle czasu na troskę o przedmioty, kiedy jest tyle rzeczy do przeczytania, nauczenia się, wymyślenia. Aż żal tracić czas na stanie przy zlewie, albo desce do prasowania.

Dlatego szykuję kolejny exodus i pogrom rzeczy zbędnych. Pora zrobić trochę przestrzeni dla umysłu.

sobota, 24 maja 2014

Bo weekend wSPAniały jest!


wSPAniały weekend czas zacząć!

Ostatnio dni, tygodnie i miesiące zlewają mi się w jedno. Ciągle gdzieś pędzę, coś robię, coś czytam, czegoś się uczę, pracuję, z kimś się spotykam, myślę. Nie mam czasu dla siebie (ani dla bloga L ). Przemęczenie daje się we znaki.

Wczoraj dosłownie padłam do łóżka wpół żywa. Nawet makijażu nie miałam siły zmyć. Tak, wiem, że od tego się robią zmarszczki…

Dlatego dzisiaj wykreślam z organizera wszystkie obowiązki. Mój mózg i tak ledwie zipie. Zamiast tego pra na małe domowe SPA przy użyciu mojej powoli zmniejszającej się kosmetyczki. Ale paradoksalnie jest w niej wszystko, co pozwoli się trochę zrelaksować.
A więc zaczynamy…




Lekkie owocowe śniadanie na odkupienie win za wczorajsze zapiekanki. I aromatyczna zielona herbata na dobry początek dnia. Wędruję na balkon, żeby na chwilę pocieszyć się słońcem, błękitnym niebem i tym luzem dookoła. Sobota. Weekend. Do tego „West Coast” Lany z grające u sąsiadki obok. Cudnie.


Sól pachnąca wakacjami, delikatne mydełko, a wcześniej masaż całego ciała przy użyciu szczoty. Peeling, walka z cellulitem i pobudzenie krążenia w jednym.


Moje włosy wyglądają ostatnio smętnie. To chyba przez stres i zmęczenie. Poza tym nie chciało mi się ostatnio fundować im jakichś odżywczych kuracji. Dlatego dzisiaj maska+olejowanie.

Tak wyglądały już po zabiegach 


Twarzy też przyda się maseczka. O no tak, ale najpierw trzeba się pozbyć z twarzy wczorajszego zapominalstwa. A potem maseczka od Nuxe. Za pierwszym razem pachniała mi jak gabinet dentystyczny, ale po nałożeniu na skórę czuję zapach calutkiej łąki w piękny letni dzień. Plus to chyba najdelikatniejsza maseczka z glinką, jakiej miałam okazję używać. A po maseczce masaż Tanaka, żeby rozluźnić troszkę mięśnie twarzy.


Na koniec dłonie, które od dłuższego czasu nie widziały ani kremu ani lakieru do paznokci. Nie wyglądały dobrze. Nie wiem, jak inne kobiety, ale ja kiedy mam zaniedbane dłonie czuje się cała zaniedbana. Jakby cały świat patrzył na nie i cmokał z niezadowolenia J


A teraz mogę wrócić na balkon i w spokoju zając się biografią Jobsa, którą zaczęłam czytać wieki temu, a nie miałam kiedy dokończyć. Mam nadzieję, że dzisiaj każdy znajdzie miejsce na trochę relaksu w tym paskudnie zabieganym świecie. W końcu życie zasługuje na to, żeby je czasem trochę pocelebrować.

Robicie sobie czasem domowe SPA?

środa, 14 maja 2014

O sieciówkach odieżowych / Piękne wystawy sklepowe


Achh kolejny dzień w korpo za mną. Ten dzisiejszy został uratowany tylko przez to, że głupi ludzie czasami bywają tak bardzo głupi, że aż śmieszni. Żeby utrzymać wesoły nastrój zrobiłam ogromna ilość krówkowego budyniu i zawinęłam się pod kołdrę. Na kolanach wylądował laptop. W takich przyjemnych warunkach można rozpocząć blogową prasówkę. I tu zgrzyt.
Kolejna firma zabrała się za robienie wielkiej blogerskiej kampanii reklamowej. Na dodatek jest to firma, której nie lubię i której usługi uważam za kiepskie. I nie mówię tego ze złośliwości. Coś niecoś podpatrzyłam w trakcie mojej bardzo krótkiej pracy dla nich. Blogerów odwrotnie – lubie i czytam. I taki jakiś niesmak mam. Taka kampania może wpłynie pozytywnie na wizerunek marki, ale co z wizerunkiem blogera?



Do tego wywiązało się kilka ciekawych dyskusji w komentarzach odnośnie korporacji właśnie. A mnie zaciekawił temat szczególnie tych odzieżowych, czyli dobrze wszystkim znanych sieciówek.
Nie będę robić z siebie świętej – jak u większości korpoludków moja szafa składa się prawie wyłącznie z rzeczy upolowanych w najbliższej galerii handlowej.
Sieciówki są szybkie, łatwe i przyjemne. Rodzi się trend, a sieciówki podają nam go jak na talerzu za ułamek ceny. Chociaż nie powiedziałabym, że sieciówki są tanie. W stosunku cena/jakość to raczej średnia półka.
Ale chciałam spojrzeć na nie z perspektywy szerszej niż moja szafa. Szerszej niż przestrzeń wypełniona kolorowymi łaszkami. Szerszej niż moda. Bez zbędnego ładunku emocjonalnego.



Czym są sieciówki odzieżowe?
Firmami, które zarabiają grube miliony. Głównie na przeniesieniu produkcji do krajów trzeciego świata. Na marnych groszach płaconych za ciężką pracę. Na produkowaniu rzeczy, które niszczą się tak szybko, że za kilka miesięcy zasilą śmietniki. Na promowaniu szybkich trendów i szybkiej bezmyślnej konsumpcji. I na braku szacunku do klienta. To widać głównie w sezonie wyprzedaży, kiedy przecenione (czyli niepełnowartościowe) szmaty walają się po podłogach. Nikt już nie dba o nie. Może pierwszego dnia oszalałe kobiety będą je sobie wyrywać z rąk. Potem będą leżeć na ziemi. A ja widząc to, pomyślę, że ich rzeczywista wartość to pewnie ułamek tej przecenionej ceny. Ale skoro nie zapłacę 3 stówek, tylko 50zł to już nie zasługuję na ładnie podany produkt. Do tego dodałabym jeszcze pominięcie miejscowych twórców i przepływ grubych milionów z twojego własnego kraju, bo sieciówki to jednak w większości firmy zagraniczne.

Oczywiście sieciówki mają tez plusy. Kiedy szybko przeskanuję szafę i zauważę jakiś brak mogę po prostu wyskoczyć do galerii. Jeden z gigantów odzieżowych zaserwuje mi coś w miarę podobnego do wymarzonego ciucha. Potem uśmiechnie się do mnie uśmiechem pani kasjerki, oddając mi moją kartę wraz z paragonem. No i sieciówki może mało płacą, ale jednak cokolwiek płacą. Może śmiecą, ale od czasu do czasu sprzedadzą koszulki z ekologicznej bawełny.


Tylko od czasu do czasu zaglądając do szafy pomyślę o jakiejś biednej rodzinie z Bangladeszu i wyobrażę sobie wysypisko pełne hałd z akrylowych szmat. Zaczyna mnie nieprzyjemnie ssać w żołądku. To może zamiast kolejnej „plastikowej” sukienki kupię coś od miejscowego twórcy?


A propos twórców miejscowych, to czy ktoś się wybiera na Targi Rzeczy Fajnych w Krakowie w tę sobotę?

Co do grafik, to można powiedzieć, że piękne wystawy sklepowe są akurat tym, co w sieciówkach i sklepach w ogóle uwielbiam. Mogę je uznać za jakąś formę sztuki, bo z przyjemnością na nie patrzy. Jeśli macie fotki jakiejś wyjątkowo pięknej, to podsyłajcie linki.
Źródło: 1,3 i 7 oraz 2, 4, 5 i 6

wtorek, 6 maja 2014

JAK SIĘ PRACUJE NA INFOLINII?


Temat może mało wdzięczy, ale och jak dobrze mi znany. Mało kto przepada za natrętnymi Konsultantami, którzy wydzwaniają do człowieka nawet  w sobotnie poranki. Ale jednak osób pracujących na różnego rodzaju infoliniach i w call centre przybywa. Jeśli myślisz nad zatrudnieniem się na słuchawkach, przeczytaj koniecznie!

CO I JAK?
Infolinii jest tak naprawdę sporo. Przede wszystkim odróżnia się te nakierowane na ruch przychodzący i wychodzący. Większość Konsultantów zdecydowanie woli te pierwsze. I wcale się nie dziwię. Trudniej dostać ochrzan od kogoś, kto przecież sam dzwoni do nas.
Drugie rozróżnienie to sprzedaż i obsługa. Osobiście zawsze lepiej pracowało mi się w obsłudze. Ale jeśli jesteś dobrym sprzedawcą, to typowa sprzedażówka może Cię zachwycić. Szczególnie jeśli pracodawca doceni Twój wysiłek poprzez porządną premię. Są też infolinie łączące obsługę i sprzedaż. Z doświadczenia nie polecam. Dużo obowiązków, duża presja na wyniki i tylko zarobki jakieś małe.
Trzeci podział to infolinie własne i zewnętrzne. Mała podpowiedź: firmy decydują się na zewnętrzne call centre, kiedy chcą zaoszczędzić. Głównie na pensjach dla pracowników. Poza tym niewiele ma to wspólnego z dobrą obsługą Klienta. Kontrola nad Konsultantami jest niewielka, za to presja wyników ogromna. Co z tego wynika? Oszustwo, kłamstwo, półprawdy i naciąganie. Naprawdę chcesz wyciągać od biednych emerytek ostatnie grosze na jakiś gówniany produkt? Ani na tym nie zarobisz, znajomym wstyd się przyznać, a karma i tak Cię kiedyś dopadnie i to Ciebie ktoś zrobi w jajo. Więc jeśli możesz, to wystrzegaj się zewnętrznych infolinii, szczególnie wychodzących.

3 RZECZY
Z pracą na słuchawkach kojarzą mi się głównie 3 aspekty. Czyli presja na wyniki, presja ze strony Klienta i konieczność nabicia głowy zaskakująco dużą ilością wiedzy.

Zacznijmy od końca. Wiedza najczęściej jest Ci wbijana do głowy jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Czym nie radzę się zbytnio ekscytować, ponieważ Klienci są na tyle kreatywni, że żaden trener nie nauczy Cię odpowiedzi na wszystkie ich pytania. To od Klientów będziesz się uczyć, a kilka pierwszych dni pracy będzie działaniem w zgodzie z myślą „nie wiem, co robię, ale robię”. Jeśli Twój pracodawca ma chociaż odrobinę przyzwoitości, to za szkolenie powinien zapłacić. Trwa ono zazwyczaj od kilku godzin do 3 miesięcy.

Druga rzecz to presja ze strony Klienta. Bo Klient myśli, że Konsultant ma władzę nad wszystkim. Może mu stworzyć zupełnie nową ofertę handlową, odblokować usługi, ba, nawet stworzyć takie, które jeszcze nie istnieją. Oczywiście jeśli stanie się coś złego (np. konto użytkownika zostanie zablokowane z powodu niedokonania płatności) to też Konsultanta wina (absolutnie nie Klienta, który nie płaci!) i Konsultant może to w minutę naprawić, ale jest złośliwy i nie chce tego zrobić. Dodatkowo nasłuchasz się historii życiowych, jęków, stęków i narzekań. Sorry, taki mamy klimat. A no i zapomniałam, że z punktu widzenia Klienta Konsultant to ktoś, kto zazwyczaj chce go oszukać, choćby nawet stawał na rzęsach i łamał wszelkie procedury byle by zrobić Klientowi dobrze. Trzeba mieć do tej pracy kupę dystansu, spokoju wewnętrznego i 200% uprzejmości. Inaczej prędzej czy później wyjdziesz z siebie.

Trzecia rzecz to presja na wyniki. Może się tyczyć różnych rzeczy: sprzedaży, ilości odebranych/wykonanych połączeń, zadowolenia Klienta, skuteczności, czasu rozmowy i tak dalej i tak dalej. Każda infolinia ma swoje wskaźniki i odpowiadające im skróty, których nikt z zewnątrz nie pojmie i nawet nie chce pojąć. Żeby nie zwariować, trzeba wiedzieć co jest w życiu ważne. I od czego zależy Twoja premia. Resztę przyjmuj raczej stoicko – nie do końca się tym przejmuj, nie do końca to olewaj.

KASA
Pensje na różnych infoliniach może dzielić od siebie kilka tysięcy złotych. Z doświadczenia raczej odradzam wszelkie zewnętrzne call centre – zazwyczaj próbują oszukać nie tylko swoich klientów, ale i pracowników. A zarabiają dobrze jedynie właściciele. Konsultanci często mają problem z zarobieniem 1000zł przy pracy na cały etat. Polecam za to dobre działy sprzedaży (własne danej firmy, nie outsourcingowe) i obsługę B2B. Tam stawki zazwyczaj są wyższe i spokojnie przekraczają 2 tys. na rękę +premie. Szukając pracy na infolinii warto dobrze przejrzeć oferty – w końcu za robienie praktycznie tego samego możesz zarabiać albo marnie, albo całkiem dobrze. Tak samo możesz dostać umowę o pracę i pakiet świadczeń dodatkowych, albo wielkie NIC razem z bezpłatnym zwolnieniem lekarskim.




poniedziałek, 5 maja 2014

Oddaj, sprzedaj, wyrzuć: pozbądź się szmat ze swojej szafy!


Miejsce jest, to i malutkie zakupy były:)

Dużo gadam na temat Capsule Wardrobe. Jeszcze więcej na temat tego, jak to warto robić zakupy rozsądnie, kupować rzeczy najlepszej jakości i powoli budować swój najlepszy styl. Nie napisałam o jednym: żeby móc stworzyć swój najlepszy styl, trzeba mieć na to miejsce.

Grudniowa akcja odgracania miała mi pozwolić uwolnić się od rzeczy zbędnych, trzymanych w mieszkaniu „bo kiedyś mogą się przydać”.

Ogólnie mam takie wrażenie, że pokolenie z roczników 85-90 to pokolenie wychowane w duchu praktycznym. Pokolenie ratowania ciuchów znoszonych i nadawania im drugiego życia „po domu”, „do spania”, „robocze”. Z jednej strony taki brak marnotrawienia jest świetny.Z drugiej…

Ile z nas ma szafy wypchane rzeczami zbyt brzydkimi i znoszonymi, żeby chodzić w nich z radością? Przecież jeszcze nie rozpadły się na kawałki, więc szkoda wyrzucać. Do tego dochodzą nietrafione zakupy. Ale wszystko to przecież może się przydać!

(Chyba za 10 lat, kiedy Twoje dziecko będzie potrzebowało kreatywnego przebrania na bal kostiumowy. I to o ile nie zażyczy sobie profesjonalnego stroju księżniczki, albo batmana)

No i są jeszcze ubrania kupione w czasach kiedy rzeczy nie ulegały zeszmaceniu po jednym praniu. Są w doskonałym stanie, ale… wyrosłaś z nich mentalnie. Miałam kilka takich rzeczy. Niby ładnych, niezniszczonych, ale ubierając je czułam się jak uboga krewna. Przyczyna jest prosta. Kupiłam je w czasach, kiedy moja pewność siebie nie istniała. W ubraniach chciałam się schować. Teraz już nie chcę.

Od grudniowego pogromu ubrań w stylu ubogiej krewnej nie zatęskniłam za nimi choćby raz. Może ktoś z nich teraz korzysta i jest zadowolony. Mnie ciągnęły w dół. Przypominały niezbyt dobre czasy. Zajmowały cenną przestrzeń w szafie nie dając miejsca na coś nowego.

Więc jeśli planujesz stworzyć swoją szafę idealną, to zacznij od wyrzucenia wszystkich szmat. Pozbądź się ubrań, w których czujesz się brzydka, nijaka, smutna, nieznacząca. Nawet ciuchy robocze nie powinny nadawać Ci smutnego wyglądu sprzątaczki i służącej. Pozbądź się tego, co źle się kojarzy. W co się nie mieścisz. Co przestało do Ciebie pasować.


Oddaj, sprzedaj, wyrzuć. W zależności od tego w jakim stanie jest dana rzecz. Zrób miejsce na nowe piękne ubrania najlepszej jakości, które będziesz nosić z przyjemnością.

czwartek, 1 maja 2014

Podsumowanie kwietnia

Trochę ciszy nastało na blogu, z przyczyn niezależnych. Jak się człowiek skupi na pracy, to wracając do domu po 10 godzinach ma rozgotowany szpinak zamiast mózgu. I nie da się już niczego kreatywnego wymyślić. Etat to jednak ciężka sprawa.


1. Najsłodszy prezent na świecie :) Serduszkowa micha! Idealna na desery, słodkości i sniadania przed okropnym dniem w pracy.


2. Z Ogrodu Botanicznego.


3. Zakrzówek. Widziany po raz pierwszy, chociaż w Krakowie mieszkam już 6 lat. Pieknie po prostu.


4. Woda z cytryną, czyli napój bogów. I ukochane okulary. Niestety z popękanymi szkłami :(


5. Takie widoki chciałabym mieć codziennie!

6. Bazgrołki, ale podobają mi się.


7. Cienkopisy. W dzieciństwie miałam całkiem pokaźną kolekcję. Uwielbiam ich soczyste kolory.


8. Ogród Botaniczny, czyli jedno z tych wspaniałych miejsc w samym centrum Krakowa, w których człowiek zapomina, że znajduje się w środku miasta.



9. Bo jestem wielbicielką storczyków, chociaż mój własny nie przeżył juwenaliowej imprezy w akademiku.

10. Może tego nie widać na blogu, ale akcja 50Tygodni dalej trwa. Tutaj rysunek nr 15, wykonany kredkami akwarelowymi.


11. Atak niezapominajek.


12. Inny wcześniejszy rysunek.




13. Ukochana biżuteria z którą dodatkowo wiążą się fajne wspomnienia. Od czasu otrzymania plastikowe kolczyki poszły w odstawkę.


14. Kacza rodzinka na spacerze :)


15. Wszystko kwitnie...


16. Jeden z ulubionych ostatnio. Chociaż w dalszym ciągu to jeszcze nie to. Ale za 20-30 rysunków kto wie.


Plany na maj: pomyśleć nad tym, co chcę zrobić z własnym życiem. Rola korporacyjnego szczura jest łatwa, ale wiecznie w niej nie wytrzymam. Własna firma? Dłuższy wyjazd za granicę? Jakieś studia, kursy? Muszę mieć jakiś pomysł na siebie w końcu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...