piątek, 27 września 2013

Jak kupować mniej, a lepiej?

Chyba nigdy nie będzie mi dane dojść do takiego radykalnego minimalizmu, który zmusza do całkowitej rezygnacji z robienia zakupów. Nie będę nawet ukrywać, że zakupy sprawiają mi przyjemność. Ale nie znoszę, po prostu nie znoszę (i Wy pewnie też) wydawać pieniędzy na coś, co zaraz przestaje mi się podobać. Nie lubię tych wszystkich sytuacji, kiedy po jakimś czasie od zakupu uświadamiam sobie, że sprytnym marketingowcom udało się wyciągnąć trochę pieniędzy z mojego portfela. Znowu.

Tylko jak kupować tak, żeby praktycznie zawsze być z tych zakupów zadowolonym? Tutaj pomogła twarda lista konkretnych wymagań, które muszą spełniać moje zakupy. Od razu zaznaczam, że nasz mózg często się przeciwko tym kryteriom buntuje. Reklamy odwołują się do naszych emocji i niestety przyjdzie nam stoczyć z nimi walkę o rozsądne wydawanie. Musimy przyzwyczaić się do tego, że jeśli coś nie spełnia naszych kryteriów, to nie zabierzemy tego do kasy i żadne cudowne wizje w naszej głowie (jak to będziemy świetnie wyglądać w tej kiecce, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że rozleci się ona zaraz po pierwszym praniu) tego nie zmienią.


A więc jakie są moje kryteria kupowania? (póki co odnośnie ubrań, chociaż mam je też odnośnie innych rzeczy)

1. Krój i rozmiar musi być perfekcyjny. Nie kupuję worków i dziwolągów. Nie kupuję, gdy coś odstaje, nie leży dobrze. Zresztą na pewno znasz to uczucie, kiedy zakładasz świetnie dopasowany ciuch, albo kiedy masz wrażenie że coś jest nie tak. Wojnę o krój i rozmiar stoczyłam z tak modnymi w lecie asymetrycznymi szortami z Zary-z jednej strony hit sezonu, z drugiej miałam wrażenie że mam na sobie pieluchę. Nie kupiłam.

2. Materiał i jakość wykonania muszą być co najmniej przyzwoite. W sieciówkach raczej nie spodziewam się cudów.  Ale jeśli coś się pruje, odpadają np. koraliki, brakuje guzika, lub materiał jest tak cienki, że widać spod niego całą bieliznę, to odpuszczam. Choćby to była najśliczniejsza rzecz na świecie.

3. Musi pasować do co najmniej 5 innych rzeczy. Odpada spódnica do której musiałabym dokupić bluzkę i buty i w sumie jeszcze jakąś marynarkę. Jak coś kupuję, to chcę móc to założyć od razu, a nie po upłynnieniu kolejnych pieniędzy.

4. Kolor musi mi pasować. No bo szczerze, po co kobiecie bluzka, której kolor powoduje, że wygląda ona jak- brzydko mówiąc- kupa?

5. Ma coś wnosić do mojej szafy i stylu. Znacie takie rzeczy: czerwone szpilki, piękny płaszcz, biały top zrobiony z pierwszogatunkowej bawełny i tak dalej. Jedna mała rzecz, a dodaje stylu i charakteru i sprawia, że co chwilę słyszymy „ale Ty dzisiaj pięknie wyglądasz!”. Dodatkowo nie mogą dublować tych rzeczy, które już mam, bo skoro posiadam świetną czarną marynarkę, to na co u licha mi kolejna?

6. Określony próg cenowy. Co by się nie działo to nie kupię w tym momencie płaszcza za 5000zł, nawet jeśli będzie to Burberry i będzie to najcudowniejszy płaszcz w życiu. Nie kupię też torebki za więcej niż 400zł. Czy też kremu do twarzy za więcej niż 100zł. A im taniej uda mi się znaleźć porządną rzecz, tym lepiej. Wiem, że żyjemy w czasach kart kredytowych i wmawiania nam, że zasługujemy na wszelkie luksusy, ale trzeba zrozumieć, że istnieje coś takiego jak ZA DROGO. Nawet jeśli jesteśmy milionerkami.

7. Wygoda przede wszyskim. Ciężko było, ale wyleczyłam się z nawyku kupowania butów, w których nia da się chodzić, spodni w których nie da się zgiąć nóg w kolanach, czy spódnic w których cały czas martwiłam się, czy nie widać mi tyłka. Tobie radzę to samo, bo po co się męczyć? Ubrania ma sprawiać nam przyjemność, a nie być źródłem niewygody.

8. Musi nadawać się do noszenia w przyszłym sezonie. Czyli ma być dobrej jakości, ale też w miarę uniwersalne. Przypuszczam, że tak lansowane w tym sezonie sukienki w szachownicę, czy dwukolorowe spodnie będą za rok już wstydem. Dlatego kupiłam granatowe rurki i świetną małą czarną.

Hity z blogów w trakcie lata 2013: sukienka w szachownicę, asymetryczne szorty (te w których wyglądałam jakbym miała pieluchę na sobie) i dwukolorowe spodnie. Ile kobiet zobaczymy w tych rzeczach latem 2014? Źródło: monashe.pl i szafa.pl

8 zasad, które dosyć łatwo zapamiętać i wdrożyć w życie. Wydaje Ci się, że to podstawy i że wszyscy tak robią? To teraz pójdź na zakupy i przeskanuj każdą z rzeczy, która Ci się spodoba pod względem listy kryteriów. Ile z nich możesz z czystym sumieniem zanieść do kasy?

Jeśli spodobał Ci się ten post, albo wręcz przeciwnie-całkowiecie się za mną nie zgadzasz-zostaw komentarz. Będę wdzięczna za Twoją opinię :)

poniedziałek, 23 września 2013

Minimalistyczna kosmetyczka - minimum środków, maksymalny efekt makijażowy :)


Okej, okej. Tematy minimalistyczno-finansowe pochłonęły mnie całkowicie. Capsule Wardrobe póki co sprawdza mi się świetnie, bez względu na to czy potrzebuje wyjść do sklepu, na niezobowiązującą imprezę, czy na rozmowę kwalifikacyjną. Skoro to się sprawdza w przypadku ubrań, to czy sprawdziłoby się w kwestii kosmetyków?

Myślę coraz bardziej na skonstruowaniem kosmetyczki na miarę, bez bubli, tylko same najlepsze i najpotrzebniejsze rzeczy. Jak to się nazywało? Acha… minimum środków, maksymalny efekt.
Na początek na tapetę wzięłam makijaż, bo tutaj najwięcej kasy wtapiam. A przecież mam jasno sprecyzowane jaki make-up mi się podoba. Ulubione makijaże mogę zamknąć w tych trzech zdjęciach Adele:


źródło: google.pl

Nie ciągnie mnie już do turkusów i zieleni, za to mam kilka elementów, które zwyczajnie wyglądają na mnie dobrze i w których dobrze się czuje. Mój makijaż to:
  • Jasna cera
  • Neutralne kolory cieni (beże, brązy, czerń najlepiej o delikatnie perłowej fakturze)
  • Brzoskwiniowe policzki
  • Czarna kreska
  • Mocne czarne rzęsy
  • Różowobrzoskwiniowe, albo intensywnie czerwone usta

7 elementów makijażu do których wystarczy 7 malowideł. Mogą być z górnej półki, bo skoro nie zmieniamy ulubionego odcienia cieni, czy błyszczyka co tydzień, nie musimy latać co chwile na zakupy. Możemy też poszukać tańszych zamienników, które coraz częściej mają bardzo dobrą jakość. Ale zawsze warto mieć w głowie krótką listę tego, co jest nam potrzebne do stworzenia idealnego makijażu.


Taką siedmio-elementową kosmetyczkę możemy skompletować już za około 200zł, chociaż kto nie musi sobie stawiać ograniczeń finansowych, może poszaleć :) Nie zajmie nam dużo miejsca, łątwo będzie ją spakować np. w podróż i pozoli na wykonanie wielu różnych makijaży.

Jak Wam się podoba?


czwartek, 19 września 2013

Nie marnuję.

Kolejne dni mijają, ale musze przyznać, że w główce coś zostało z Miesiąca Bez Zakupów. Jak do tej pory kupiłam tylko dżinsy (H&M, proste ciemnogranatowe rurki, cena 50zł, więc warto skorzystać), sweterek z ciucholandu (Marks&Spencer za 20zł, wygląda jak nienoszony, w Galerii podobny kosztował stówę) i balsam do ciała (30zł, ale porządny i dosyć wydajny). Zatem wydałam całe 100zł.

Do tuszu wciąż dolewam soli fizjologicznej, w ten sposób przedłużam jego życie od jakiegoś miesiąca. O dziwo tusz dalej działa jak nowy. Polecam ten sposób, szczególnie jeśli trafi się Wam taki, który szybko zasycha. Co nie zmienia faktu, że żywot mojego dobiega powoli końca, czekam jedynie na jakąś sensowną promocję w SuperPharm.

Co do ostatniej ciucholandowej wizyty, to stwierdzam, że już nigdy nie kupię swetra w Galerii. Wszystkie są drogie i raczej kiepskiej jakości. Tymczasem po wejściu do lumeksu odkryłam trzy długie wieszaki pełne swetrów w każdym możliwym fasonie i kolorze. Do tego marki pokroju Rivier Island, H&M, Marks&Spencer. Koszt: maksymalnie 25zł.

Temat rzeczy z drugiej ręki mnie zainteresował nie tylko z puktu widzenia mojego portfela (chociaż to też ważne, że portfel luuubi ciucholandy), ale również z punktu widzenia etycznego. Zamiast płacić jakiemuś gigantowi, kupując rzecz która i tak wytrzyma jeden sezon i trafi na śmietnik, daję drugie życie innej rzeczy. O dwie rzeczy mniej na śmietniku :) Pewnie każdy kojarzy ten mam z parą staruszków i tekstem: „Za naszych czasów jak coś się zepsuło, to się to naprawiało”. Naprawiało zamiast wyrzucić na śmietnik i kupić nowe. Może warto by się do tego stosować i trochę racjonalniej gospodarować zasobami?
Odnośnie zasobów, strasznie spodobał mi się projekt Nie marnuje. Tyle jedzenia się marnuje tylko dlatego, że mamy manię kupowania. Nie chce się do tego przyczyniać. W niewielkim gospodarstwie moim i Połówka najgorzej było z pieczywem i mięsem. Więc znacznie ograniczyliśmy zakupy w tej kwestii-tylko tyle, ile zjemy, ile potrzebujemy.

A na koniec fotki z Ojcowa :) W weekend zamiast na sklepy, wyciągnęłam Połówka do Ojcowa. Zamiast do Zary poszliśmy do muzeum mieszczącego się w komnatach zamku w Pieskowej Skale. Troche intelektualnej rozrywki czasem daje więcej radości niż nowa bluzka…





czwartek, 12 września 2013

Moja Capsule Wardrobe.

Jestem po kilku dniach z 33 ubraniami. Miał być cierpiętniczo i równie ciężko, co w zeszłym miesiącu. Nic z tych rzeczy! Korzystanie z grupy posortowanych ciuchów znacznie ułatwia sprawę. Parę chwil i jestem ubrana i do tego wyglądam całkiem nieźle.

Oczywiście idealnie nie jest i na zimę zamierzam trochę przebudować CW. Głównym problemem jest nuda. Okej, nie lubię wydziwiać w kwestii ubierania się, nie dla mnie dziwne wzory i jeszcze dziwniejsze kroje, ale też nie chce wyglądać jak stereotypowa pensjonarka/bibliotekarka. Coś trzeba będzie pokombinować.

A tak to wygląda na chwilę obecną:


Na zdjęciu brak tego, co aktualnie przebywało w praniu. 
Jeśli chodzi o spis:
1. beżowy trencz,
2. pseudoskórzana kurtka,
3. jeansy,
4. czarne spodnie,
5. czarny top,
6. biały top,
7. szary cardigan,
8. czarny cardigan,
9. beżowe swetrzycho,
10. inne beżowe swetrzycho z golfem,
11. koszulka z ozdobnym kołnierzykiem,
12. niebieska koszula z długim rękawem,
13. czarna marynarka,
14. biała marynarka,
15. różowa marynarka,
16. i jeszcze inna trudna do opisania marynarka (tak ja na serio uwielbiam marynarki :))
17. biała kieca z aplikacjami przy rękawach,
18. mała czarna,
19. czerwona kieca,
20. beżowa kiecka,
21. biały top z ozdobnymi szelkami na plecach,
22. beżowy top,
23. czarna ciepła kurtka (na wypadek dużego ochłodzenia),
24. sweterek w paski,
25. ołówkowa granatowa spódnica,
26. szara spódniczka,
27. top z ustami,
28. bluzka w arbuzowy wzór,
29. czarny długi top,
30. czarne szpilki,
31. czerwone baletki,
32. ciepłe botki na obcasie,
33. limonkowe trampki na koturnie.

Nie wliczałam dodatków, chociaż tak -powinno się zrobić, ale wolałam podejśc do tego trochę bardziej na spokojnie. Szczególnie, że czasem całkiem rezygnuję z ozdóbek i pierdółek, a czasami lubię po jakąś sięgnąć. Więc ciężko byłoby wybrać coś niezbędnego. Póki co nie narzekam na brak ubrań i nawet mnie nie kusi, aby sięgać do półki, gdzie została uchnięta ta część, która na listę się nie załapała.

Jednak po miesiącu bez zakupów chciałam sobie sprawić jakiś mały prezencik ciuchowy. Niestety moje kilkugodzinne łażenie po galerii skończyło się fiaskiem i można by je streścić do kilku słów: brzydkie, drogie, drogie i brzydkie, oraz do "piękne, ale niepotrzebny mi 20sty płaszczyk do kolekcji". Postanowiłam więc w najbliższym czasie odnowić znajomość z ciucholandami-może tam upoluję coś ciekawszego, skoro Zara, H&M i cała reszta nie dopisały?


piątek, 6 września 2013

Capsule Wardrobe i Project333, czyli znowu zaczynam :)


O Project 333 dowiedziałam się w chwili odkrycia tego bloga. I od początku zaczęłam się zastanawiać nad wprowadzeniem go w życie. W końcu wytrzymałam miesiąc bez zakupowych grzeszków, więc ja mam nie dać rady ograniczyć się do 33 ciuchów?! Ja?! :)

Założeniem projektu jest wybranie zestawu 33 ubrań dostosowanego do danej pory roku i noszenie tylko ich. I tu natykamy się na ideę Capsule Wardrobe, co ja tłumaczę sobie jako „szafa w pigułce”.
 
Dwa idealne według mnie przykłady CW. Poproszę o wszystkie te ciuchy :)

Znacie to uczucie: stoicie rano przed szafą i nie wiecie, po prostu nie nie wiecie co dzisiaj ubrać. Minuty lecą, a Wam pomimo zapełnionych pułek zdaje się, że nie macie kompletnie nic. Nic do siebie nie pasuje, ani do Was, ani do Waszego dzisiejszego nastroju. Chaos totalny.

Capsule Wardrobe i lista 33 rzeczy rozwiązują ten problem.

Oczywiście można pytać czemu kobieta dobrowolnie skazuje się na taki masochizm? Wszak 33 rzeczy to raczej niewiele, szczególnie kiedy zbliża się do nas tradycyjna półroczna szarość i chłód. Ale nie o zadawanie sobie cierpienia tutaj chodzi, a o wolność i czas.
Wyobraź sobie: rano od razu wiesz, co na siebie założyć i czujesz się w tym świetnie. Twoje ciuchy tak do siebie pasują, że możesz swobodnie tworzyć zestawy dostosowane do każdej okazji. Zawsze jesteś w stanie dobrze się ubrać, nawet jeśli w danej chwili nie masz kasy/czasu na wielkie zakupy. Nie tracisz ani czasu, ani humoru.

Dlatego postanowiłam spróbować . Na początek przez miesiąc ograniczę się do 33 ciuchów. Listę już mam gotową i pewnie pokaże ją w kolejnym poście. W szafie zrobiło się o wiele luźniej, a ja mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam i będę miała się w co ubrać. :)

wtorek, 3 września 2013

WYZWANIE ZAKOŃCZONE. MIESIĄC BEZ ZAKUPÓW-PODSUMOWANIE.


A więc sierpień bez zakupów ciuchowo-kosmetycznych dobiegł końca. Posumowanie akcji trochę się przesunęło z powodu przeprowadzki i braku neta na nowym mieszkaniu. Ale w tym momencie wszystkie meble są już poskładane, pudła i walizy rozpakowane, a ja już prawie zdomowiona…
Co do Miesiąca Bez Zakupów, to ostatnie dwa tygodnie przebiegły już w miarę gładko i bez wpadek. Byłam wręcz zadowolona z tego, że nie marnuję czasu w galeriach. Przemyślałam wiele rzeczy związanych z zakupami, mądrym wydawaniem kasy i moimi faktycznymi potrzebami.

W sierpniu wydałam 297zł. Jestem strasznie z tego zadowolona :)

Zaoszczędzoną kasę zamierzam wydać na kurs językowy. Pierwsze zakupy to prezenty dla 6letniego kuzyna: zestaw kredek i farb i genialna pluszowa farma. Dobrze wydane 50zł.

Czasu na szwędanie się po sieciówkach póki co mam mało. Zajrzałam przelotem do Zary i H&M. Wpadły mi w oko może 3-4 rzeczy. Przykre jest to, że widziałam całkiem sporo tych samych rzeczy, które były dostępne rok temu. Czy producenci robią sobie jaja z nas-klientów? Jak coś się nie sprzedało w zeszłym sezonie, to raczej nie powinno być w tym wystawiane za tą samą cenę.
Szczerze, to nie wiem, czy coś kupię we wrześniu poza kilkoma niezbędnymi kosmetykami (balsam do ciała, tusz i odżywka do rzęs) i spodni (w ulubionych rurkach pojawiła się dziura :(  ). Przeprowadzka uświadomiła mi, że mam całą stertę ciuchów i że raczej nic nowego nie jest mi potrzebne. Chyba tylko na poprawę humoru.

Zastanawiam się nad wzięciem udziału w Projekcie 333: 33 ciuchy na jedną porę roku, w tym przypadku jesień. Żadnego dokupowania i podobno znacznie mniejsze problemy z ubieraniem się rano.

Co o tym myślicie?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...