środa, 25 lutego 2015

5 powodów dlaczego kawalerki rządzą!

Pierwsze śniadanie w nowej lokalizacji

Niby wszystko zaplanowałam, tak żeby na blogu pojawiły się wpisy. A jednak przeprowadzka nas trochę pokonała. Potem jeszcze pojawiło się coś w rodzaju dwudniowej pracy, która wymagała siedzenia w biurze od 8 do 17. W międzyczasie próbowało mnie zaatakować przeziębienie i pojawiła się jedna kryzysowa sytuacja wymagająca natychmiastowego działania. I tak oto dopiero dzisiaj mam chwilkę, żeby odpocząć. Nigdy nie robiłam z siebie tytana. Niestety jestem z tych, co potrzebują 8 godzin snu, zdrowych i regularnych posiłków i chwili na relaks, inaczej padam na twarz.

Dzisiaj na szczęście była chwila czasu, żeby przygotować śniadanie w nowej kuchni. I myślę, że powoli wszystko zacznie się normować. Zostały jeszcze tylko dwa kartony do rozpakowania :)

Zmiana z kawalerki na 3 pokoje jest dziwna. Serio. Z różnymi reakcjami się spotkałam, ale nigdy nie wstydziłam się naszego malutkiego all-in-one. Widziałam nawet sporo plusów, więc dzisiejszy post będzie postem pochwalnym na rzecz malutkich mieszkań.

Brzoskwiniowe winko to niezły pomysł na parapetówkę

1.Wszystko szybko

Szybko się sprząta. Całkowite odgruzowanie i wyczyszczenie przed imprezą to godzina dobrze rozplanowanej pracy. Żadnego marnowania całego weekendu na czyszczenie i ścieranie kurzów. A jeszcze lepszy plus w zimie? Szybko się nagrzewa. Wracasz do domu zziębnięty, Twój czerwony nos już prawie odpada. Podkręcasz kaloryfer, wstawiasz wodę na herbatę i zanim się zagotuje czujesz już, że robi się coraz cieplej.

2.Najlepsze imprezy robi się w kawalerce

Nawet milionerzy najlepiej wspominają imprezy, które robili na samym początku kariery w małym obskurnym mieszkanku. Już samo upchnięcie 30 osób na 30 metrach to wyzwanie. Poza tym każdy z każdym może rozmawiać. Nie ma żadnych podgrupek i zawsze ktoś wymyśli coś szalonego. A następnego dnia każdy się zastanawia „jak my się tam do cholery pomieściliśmy?”. No i w odniesieniu do punktu 1 – szybko się po takiej imprezie sprząta.

3.Rozsądnie kupujesz

Nie pomieścisz ekspresu do kawy, steamera i samojeżdżącego odkurzacza. Nie poszalejesz z ilością mebli. Nie kupisz każdego bibelotu, jaki Ci się spodoba, bo utoniesz w rzeczach. Trzeba cały czas analizować, czy warto? Czy dana rzecz się przyda? Czy się nie znudzi za tydzień? Do tego bardziej chętnie pozbywasz się tego, co już się nie sprawdza. W końcu każdy dodatkowy kawałek miejsca jest ważny.

4.Jesteś w kilku miejscach jednocześnie.

Z tego zawsze najbardziej się śmiałam. Bo w żadnym innym miejscu nie jesteś jednocześnie w sypialni, salonie, kuchni, pracowni i jadalni. Tylko w all-in-one możesz leżąc na łóżku stopą przymknąć szafkę pod zlewem. No i nie musisz daleko chodzić. Wszystko jest pod ręką.

5.Ciekawe wnioski odnośnie relacji międzyludzkich

Po pierwsze – zero cichych dni. Nie wyjdziesz do drugiego pokoju trzaskając malowniczo drzwiami. Nie strzelisz focha i nie pójdziesz spać na kanapę do salonu. Nie ma drugiego pokoju, nie ma kanapy w salonie. Musisz od razu rozwiązywać konflikty. Godzić się, wyjaśniać, przeprosić. I moim zdaniem to dobrze działa na związek. Po drugie – są wśród nas dziwni ludzie, którzy oceniają innych po tym, jaką mają pracę, jakim jeżdżą autem i jak mieszkają. Szybko zlokalizujesz snoba, który po zaproszeniu na imprezę zmierzy Twoje mieszkanie krzywym spojrzeniem i na jego twarzy pojawi się złośliwy uśmieszek. I możesz się tego snoba szybko pozbyć ze swojego towarzystwa.

W takim razie dlaczego się przeprowadziliśmy? Mojemu facetowi przeszkadzało, że nie może zaprosić znajomych spoza Krakowa na kilka dni. Plus trochę dawało nam się we znaki to, że ja chce iść spać o 22, a on chce jeszcze posiedzieć przy kompie. Zawsze trzeba było pracować nad kompromisem, ale jednak dosyć często było tak, że albo ja byłam niewyspana, albo on zły. Zaczęliśmy szukać czegoś odrobinę większego, jak choćby pokój z osobną kuchnią. Na dwa pokoje trochę kręciłam nosem. Nie potrzebujemy aż tyle miejsca. Szukaliśmy w necie, pytaliśmy znajomych. Dwie okazje nam przepadły. A to co było w necie było paskudne i jeszcze paskudnie drogie. Nie wchodziło w grę płacenie dwóch tysiaków za wynajmowane mieszkanie. I wtedy trafiły się trzy pokoje za 200zł więcej. Jak się nie ma co się pragnie, to czasem łapie się te okazje, które los nam zsyła. Mam nadzieję, że będzie dobrze.


Tym, którzy martwią się, że teraz rozpocznę proces kupowania rzeczy, powiem, że szafę mam mniejszą. Szafkę na kosmetyki w łazience też. Więc chyba mi to nie grozi :) Co najwyżej mogę uprawiać jogging w domu :)



czwartek, 19 lutego 2015

3 wartościowe aktywności, które zastąpiły mi robienie zakupów

A oto moje najnowsze zakupy. Żartuję, żadna z tych rzeczy nie została kupiona w 2015. No dobra, jedna - mleko w kubku. Warto też wspomnieć o lakierze do paznokci ESSIE, który będzie pierwszym lakierem zużytym przeze mnie do końca. Co potwierdza, że dla mnie lepiej kupić jeden droższy porządny lakier, niż kilka bubli po 3zł.

Siedzę na kanapie i myślę. Myślę i myślę. Coś mnie w głowie uwiera, zaczynam obliczać, przypominać sobie, i no tak! Uświadamiam sobie, że nie pamiętam żadnych styczniowych zakupów. Może poza złotym pisakiem (świetny do urozmaicenia rysunków) i szamponem do włosów (poprzednik się skończył, kupiłam kolejną butlę tego samego, sprawdzonego egzemplarza). Reszta moich zakupów to jedzenie, bilet do kina i kilka butelek winka na spotkania towarzyskie. Zrobiło mi się Półtora Miesiąca Bez Zakupów, chociaż nawet sobie tego nie uświadomiłam :)

Przyznam, że bezrobocie daje sporo wolnego czasu, który można marnować. Niestety wizyty w sklepach już mnie nie cieszą (co widać powyżej), zakupów online się wystrzegam (zaraz pojawiłaby się jakaś zachcianka – a po co mi to, skoro mam wszystko, co potrzebne?). 


Jeśli jesteś z Krakowa, jest piękny słoneczny dzień i nie masz co robić, to polecam wybrać się do Balic w okolice lotniska i poobserwować startujące i lądujące samoloty. Widoczki fajne i można poznać ciekawych ludzi. Tylko zostaw samochód gdzieś dalej, bo za parkowanie na dróżce prowadzącej do miejsca widokowego przyznają w nagrodę mandat na 500zł. Najwięcej samolotów zobaczymy w niedzielę między 10-11 rano :)

Ba! Porzuciłam nawet Pudelka (a także wszelkie Zeberki, Kozaczki, Papiloty i inne puste pożeracze czasu). Więc po przeczytaniu kilku wartościowych wpisów na innych blogach i przejrzeniu fejsa zostaje mi jeszcze sporo dnia do wykorzystania.

Co zaczęłam robić w miejsce bezmyślnego kupowania oraz konsumowania zbędnych treści?

Gotuję
Może to za wielkie słowo. Czasem chodzi tylko o przygotowanie pysznej kanapki, wypchanej warzywami po brzegi. Niemniej opanowałam kilka nowych przepisów. Coraz więcej staram się przygotowywać sama, wypleniając produkty „w proszku”. To radość dla kuchennego dyletanta: własnoręcznie przyrządzony kurczak w szynce schwarzwaldzkiej, domowy pudding czekoladowy, własnej roboty powidła śliwkowe, mmmmm… Szykuje się nawet na domowe lody. Nowe smaki i kolorowe potrawy mają mi oddać trochę bodźców, których wcześniej szukałam w zakupach. To się nawet sprawdza. Nie mówiąc już o tym, że lepiej się czuję i zaczynam chudnąć.

Oto luksusowe danie godne Gordona R. i Atelier Amaro! A tak na poważnie, to chodziła za mną Smakija, ale zerknęłam na skład i coś mi nie spasowało, więc zrobiłam własną kaszkę. Słodzona miodem i cukrem z prawdziwą wanilią (a nie waniliną). Pycha.

Tworzę
Coraz więcej rysunków. Posty na bloga na zapas. Zdjęcia. Pomysły. Powoli odwracam spiralę, w której siedzi statystyczny współczesny człek z w miarę bogatego kraju. Spiralę konsumpcji. Skoro nie konsumuję nałogowo, zaczęłam nałogowo tworzyć coś własnego. Z tego też płynie satysfakcja, może nawet większa. Nową bluzką cieszysz się ze dwa dni, świadomością, że wykonany przez Ciebie rysunek został oprawiony i wisi w czyjejś kuchni cieszysz się bez przerwy. Tak samo komentarzem do napisanego posta, czy wykonanego zdjęcia. Coś Twojego służy komuś innemu – to wspaniałe uczucie. Zrobiłeś coś, co innym się przydaje!


Rysunek inspirowany Kariną z bloga Karina in Fashionland, który obecnie jest zawieszony :( Ktoś znał i czytał? Nie obserwuję zbyt wielu blogów ze szmatkami, ale ten Kariny jest tak piękny i profesjonalny, że wciąż od czasu do czasu zaglądam, licząc na reaktywację.

Ćwiczę
W 2014 niezbyt mi było po drodze z aktywnością ruchową. Wracając z pracy po 18stej marzyłam tylko o tym, żeby zjeść cokolwiek, byle co i wyłożyć się na kanapie z kompem na kolanach. Nie dziwi mnie fakt, że zaczęłam przypominać galaretę. Zasłużyłam sobie na bycie skinny fat (czyli ubrana może i w rozmiarze S, ale tego co chowa się pod ubraniem już nie chcesz oglądać ). W 2015 powoli wracam do ruchu. Nic na siłę. Odpuściłam sobie miesiąc z Insanity, czy codzienne nawalanie Chodakowskiej. Czasem zrobię kilka przysiadów, czasem pójdę na spacer, czasem odpalę na kompie jogę albo zumbę. Zależy od aktualnych sił i chęci. Powoli będę likwidować galaretę.

PIJ MLEKO I NOŚ BRYLE! Jednym okiem oglądałam mecz, a w międzyczasie wywijałam cienkopisem :)

Czy jestem nieszczęśliwa w związku z faktem iż na ostatnich zakupach ciuchowych byłam w grudniu?

Nie. Nie odczuwam tego. Poza tym coraz więcej radości znajduję w tworzeniu, coraz mniej w bezmyślnym konsumowaniu. Coraz mniej mam potrzeb, coraz więcej pomysłów. Co najśmieszniejsze – częściej się stroję teraz, niż kiedy nałogowo kupowałam kosmetyki i ubrania. Bardziej doceniam piękne szpilki na nogach, smoliście czarne rzęsy i czerwoną szminkę na ustach. To też tworzenie. Tworzenie własnego wizerunku, zamiast bezmyślnego konsumowania trendów i nowości.



poniedziałek, 16 lutego 2015

Podsumowanie Wyzwania, czyli tydzień szpilek i kawy


Okej, tydzień minął, wypada więc jakoś podsumować całe WYZWANIE: Tydzień w najlepszych ciuchach.

Zacznijmy od tego, że dużo się udało. Na wstępie zaznaczę, że nie liczyłam na 100% skuteczności. Szczerze, to myślałam, że we wtorek rano stwierdzę, że olewam to wszystko, śpię do 10 i siedzę w dresach. Ale jakoś się zwlekłam. Nie udawało mi się wstawać razem z moim Facetem, ale przed jego wyjściem do pracy byłam już zazwyczaj na tyle dobudzona i przytomna, żeby nawiązać jakąś w miarę logiczną konwersację.

Ciuchowo udało mi się na 5/7. Cały tydzień roboczy starałam się przywdziewać coś bardziej wyrafinowanego niż dżinsy i bawełniana bluzka w paski. Były szpilki, koszule, marynarki, nawet spódnice. I nie, nie umierałam z niewygody. Spokojnie dałam radę wykonać prostsze prace domowe, jak umycie naczyń, czy odkurzanie. Udało mi się nawet nie wypaprać. Cud.




Makijaż też wykonywałam sumiennie. Pojawiły się komentarze, że makijaż w domu to zbędne męczenie skóry. No cóż, powiem Wam, że od stycznia moja skóra miała raczej spokój i nie zauważyłam, żeby zrobiło jej to wielką różnicę. Inna sprawa, że mój makijaż jest raczej stonowany. Odrobina podkładu, muśnięcie różem, kreska na powiece i mocno wytuszowane rzęsy. W kwestii rzęs jestem akurat maksymalistką. Nie zmieniam się makijażem w kogoś innego. A te 10 minut spokojnego wmasowywania kremu i tworzenia w miarę równej krechy na powiece, to taki mój mały relaksujący rytuał, o którym zapomniałam.




Odpuściłam sobie weekend (tak, odpuściłam sobie w Walentynki). Pogoda była doskonała, więc zaplanowaliśmy kilka dłuższych spacerów i przejażdżek. Jakoś nie chciało mi się walczyć z krzywymi chodnikami na szpilkach, zresztą wiele bym w nich nie przeszła. Nie chciałam też odmrażać sobie tyłka. Więc zamiast kiecek i szpilek w weekend opatuliłam się najgrubszymi swetrzyskami i ubrałam najbardziej płaskie buty. I też było fajnie!

Jeszcze kilka spostrzeżeń co do całego wyzwania:
-nie przetrwałabym go, gdyby nie napój energetyczny bogów, którym jest kawa. Oczy mi się zamykały i ziewałam cały czas, ale warto było pocierpieć, bo takie wymęczenie się zlikwidowało mój problem z zasypianiem. Dzisiaj postaram się przetrwać już bez tej cudownej i ożywczej mocy i nie zasnąć w ciągu dnia.
-Produktywność rośnie! Dresy, rozścielone łóżko, spanie do 10 nie sprzyjają pracy. Zdecydowanie w zeszłym tygodniu zrobiłam więcej, niż wcześniej i bardziej mi się chciało.
-Mój facet zdecydowanie ucieszył się, kiedy wracając z pracy zobaczył kobietę, a nie dresiarza :)




Piszę to do Was w poniedziałkowy poranek. Na nogach już szpile, na twarzy makijaż. To Wyzwanie zostanie ze mną i mam nadzieję, że z czasem zacznę wstawać coraz wcześniej i dam radę robić coraz więcej. I oczywiście zminimalizuję udział dresów w moich codziennych stylizacjach. Bo rezygnować tak całkiem z tej milusiej wygody wcale nie zamierzam :)

czwartek, 12 lutego 2015

DOBRE RANKO #3


Witam ziewająco :) Wyzwanie daje mi się we znaki i to bardzo. I to nie chodzi o te ciuchy, ale o to wstawanie rano. Bez kawy nie ma życia dla mnie! A przecież dawniej piłam filiżankę raz na dwa tygodnie. Na chwilę obecną bez tego napoju bogów i geniuszy około 15stej padłabym na twarz.

Mimo wszystko wstawanie rano i ubieranie się faktycznie podnosi poziom produktywności. Ten tydzień to dwa rysunki, z których jestem bardzo zadowolona. 

Diament wywołał masę przekleństw i użerania się nad szczegółami, ale podoba mi się rezultat. Chętnie ozdobiłabym go jeszcze jakimś napisem, czy mądrym cytatem. Podrzućcie coś!

Drugi to własnoręcznie wykonana walentynka. Mimo długich rozmów i wzajemnego wypytywania "Co chcesz dostać?" obydwoje jakoś nie mamy materialistycznych pragnień, a jeśli już, to wykraczające poza budżety. Raczej nie poproszę o nowego Mercedesa CLS.

Dlatego postawiłam na stare dobre DIY. Poza tym uwielbiam to hasło :)


A na walentynki postanowiliśmy odpuścić sobie restauracje i wszystkie inne miejsca, gdzie natężenie zakochanych par będzie za wysokie. Ugotujemy romantyczną kolację, zapalimy świeczki, napijemy się dobrego wina i pójdziemy na spacer. A no i mamy zaplanowaną randkę z hydraulikiem :)


Generalnie nie jestem fanką komedii romantycznych i romansów, chociaż w trakcie pewnych wakacji z braku laku przeczytałam kilka Harlequinów. Śmieszne były. Więc jeśli ja polecam książki o miłości, to nie ma... tego.

Od góry:

Wielki Gatsby - bo pokazuje, że niektórzy faceci z miłości zrobią i osiągną wiele. I że z konwenansami trudno wygrać.

Pocałunki na Manhattanie - tą książkę znalazłam :) Chyba miałyśmy na siebie trafić. Zbiór opowiadań pełen magii i Nowego Jorku. Uwielbiam wszystkich bohaterów. Po tej książce będziecie uśmiechać się do siebie, wchodząc do windy firmy Otis.

Pokuta - ma wszystko co lubię: angielski dwór, kłamstwo, fontannę Trytona, dzieje się w trakcie II Wojny Światowej. Nie jest słodka. Raczej smutna. Pięknie napisana, czułam gorące powietrze najcieplejszego letniego dnia.

Duma i uprzedzenie - wystrzegałam się jak ognia Jane Austen, bojąc się porażenia słodkością i ideą poszukiwania idealnego męża. Ale w końcu stwierdziłam, że Dumę i uprzedzenie wypadałoby znać. I mocno się zdziwiłam. Niby standard, niby poszukiwanie idealnego męża, niby nuda. Ale ta książka jest pełna humoru i wciągająca, a główna bohaterka jest całkiem mądra. Ta książka dla odmiany jest słodka.

Anna Karenina - klasyk. Jeśli lubicie opasłe tomiszcza pełne rozmaitych wątków (romanse, małżeństwa z rozsądku, zdrady, rozważania polityczne i religijne) to śmiało. Historia Anny i Wrońskiego pokazuje, że miłość może budować i niszczyć. No i człowiek naprawdę zaczyna się cieszyć, że sytuacja kobiet tak się zmieniła, że już nie jesteśmy traktowane jak przygłupie automaty do rodzenia dzieci, które muszą znosić wszystko, co narzuci im mąż, rodzina i społeczeństwo.

Poza "Pocałunkami..." wszystkie książki zostały zekranizowane, więc jeśli nie chce Wam się czytać, to możecie sobie akurat w sobotę puścić film. 

Czy to przypadek, że w 3 ekranizacjach występuje Keira Knightley? Aczkolwiek w przypadku "Anny Kareniny" polecam bardziej wersję bodajże z 1997 z Sophie Marceau. Wroński jest przystojniejszy.


Moja dieta od początku roku jest raczej zdrowa, pełna warzyw i owoców, więc z okazji Tłustego Czwartku postanowiłam się zgodnie z tradycją zasłodzić. Pączki, faworki (u mnie zwane chrustem) i pierwszy w tym roku fast food.

Na fotce herbatka z czystka, mięty i dzikiej róży. Raczej nie wierzyłam w cudowne właściwości czystka, na który obecnie panuje szał. Ale kurde, moja Druga Połowa ostatnio wylądowała na L4 z choróbskiem i kaszlem, a mi nic. Coś tam próbowało mnie rozłożyć, ale w sumie nic z tego nie wyszło. Więc chyba zaczynam wierzyć, że jednak coś w tym jest.



I <3 PĄCZKI!

poniedziałek, 9 lutego 2015

WYZWANIE: Tydzień w najlepszych ciuchach



PISANE W NIEDZIELĘ:

Dużo piszę o tym, żeby pozbyć się dziurawych dresowych gaci i innych paskudztw ze swojego życia i korzystać z tego co najlepsze. Ale szczerze – siedzenie w domu powoduje, że różnie z tym u mnie bywa. 

Owszem czasem popijam wodę z cytryna z kieliszka (jakie to fancy), albo spryskuje się perfumami. Ba, czasem uda mi się pomalować paznokcie. U stóp. Przez cały 2014 nie miałam siły ani czasu na malowanie paznokci u stóp!

Tyle, że spójrzmy prawdzie w oczy, a prawda jest nieładna. Rozregulował mi się zegar biologiczny, co oznacza że bardzo późno w nocy ja wciąż leżę i gapie się w sufit. Za to zwlekam się z łózka najwcześniej o 9:30. A miałam ambitny plan wstawania razem z Ukochanym mym i jedzenia wspólnych śniadań. Niestety kończy się na ignorowaniu jego porannego budzika.

Potem najczęściej zakładam coś wygodnego. Na szczęście ilość rzeczy „po domu” mocno zmalała i zazwyczaj kończy się na sportowych leginsach i bluzce. Układanie włosów? Makijaż? W sumie na co mi to, potem trzeba zmywać. Szpilki? Wygodniej mi boso. Muszę wyjść z domu? Dżinsy, płaskie buty i sportowa kurtka. Muszę wyjść do ludzi? No dopiero tutaj zaczyna się strojenie.

Toteż wprowadzam eksperymentalny tydzień. Wstaję o 7 i od razu ubieram się, maluję i czeszę. Ubieram się w najlepsze ciuchy i zakładam szpilki. Tak, siedząc w domu.

Wyjątkiem niech będą 3 dni w których zamierzam ćwiczyć. Wtedy planuję wstać, zjeść śniadanie i przebrać się w strój do ćwiczeń. Najpóźniej o 10 prysznic, malowanie i ubieranie.


Liczę, że publiczne zobowiązanie się zmobilizuje moje leniwe cztery litery, którymi rządzi prokrastynacja. Pora na mentalne ruszenie się! W końcu powoli dryfujemy w kierunku wiosny :)


Pyszne poniedziałkowe latte z cynamonem, czekoladą i cukrowymi płatkami śniegu, bardzo zbliżonymi do tych, które aktualnie tonami spadają z nieba.

PISANE W PONIEDZIAŁEK:

Z małą obsuwą, ale jestem. Jest przed 11, kiedy to piszę i jestem już poćwiczona, umyta, ubrana i umalowana. I z mokrymi włosami, ale mniejsza z tym.

Zerwanie się 7 z łóżka nie wypaliło, ale o 7:10 zaczęłam proces rozklejania powiek. Tylko tak miły było pod kołderką. Ale jakoś się zwlekłam. Na dzisiaj wybrałam niebieską koszulę Benetton, którą już kiedyś pokazywałam, dżinsy i najwyższe szpilki znalezione na półce z butami. 

Pełne sprawozdanie z informacją, czy od wtorku po prostu nie wróciłam do rytuału spania ile się da pewnie w niedzielę. Nie omieszkam również sprawdzić, czy wpłynie to w jakikolwiek sposób na moją produktywność :)


Edit: Wszystkim narzekającym na poniedziałek polecam przeczytać ten tekst z bloga Przecudnie. Gwarantuję, że po przetrawieniu go zamiast stękać docenisz smak pysznej poniedziałkowej kawy, widok padającego śniegu, a nawet babcie w autobusie.

środa, 4 lutego 2015

Walentynki - najlepsze prezenty dla Singla i Pary i moja walentynkowa filozofia



Od razu zacznę od tego, że wiem! Wiem o tym, że dla większej części społeczeństwa Walentynki są głupim świętem. Tandetne podarunki, masa serduszek z każdej strony i przymusowe wyznania miłosne ludzi, którzy na co dzień nie mogą znieść swojego widoku. Jak się z Walentynek wyciągnie to, co najgorsze, to faktycznie obraz jest cukrowo mdły i śmierdzący. 
Tylko po co to robić? Nie można raz dla odmiany zobaczyć dobrych stron?

Miłość jest według mnie czymś wielkim. I nie mówię tutaj o płytkim zakochaniu. Zresztą jest tyle rodzajów miłości. Miłość powoduje, że robisz swojemu mężczyźnie co rano kawę. Miłość powoduje, że wstajesz w środku nocy do chorego dziecka. Miłość powoduje, że nie mówisz sam sobie raniących rzeczy (chociaż wielu to robi - miłość do siebie jest wciąż niedoceniana). Miłość powoduje, że przy minus 20 stopniach wychodzisz na zewnątrz, żeby rzucić bezdomnemu kotu trochę jedzenia. Proste i piękne. 

Walentynki nie są dla mnie trywialnym serduszkowym świętem, tylko dniem, który mi przypomina, że Miłość to tak naprawdę ogromna i niepojęta moc.

Więc raz w życiu nie stękaj, ale przygotuj się razem ze mną do świętowania tego dnia :) Bez tandetnych pluszaków podtrzymujących serca z wyszytym napisem „Kocham Cię!”. Bez hejtu. I bez drogich podarunków, które mają zostać synonimem uczuć. Prosto i prawdziwie.


Single

Osoby bez pary stękają najwięcej. Rozumiem to. Byłam singlem bardzo długo i nie zapomniałam o tym, że różnie się człowiek czuje na widok par wymieniających publicznie ślinę (jestem w związku od trzech lat, ale dalej mnie to obrzydza). Nie zawsze jest tak, że człowiek sobie wybiera bycie samemu. Szczerze? Najgorsze, co możesz dla siebie zrobić, to stękać, schować się pod kołdrą i przeklinać wszystkich zakochanych. Co proponuję w zamian?

Masaż
Poszukaj wśród znajomych adeptów kursów masażu, studentów fizjoterapii, czy pasjonatów odnowy biologicznej. Za darmo, kilka piw lub na serio symboliczną opłatę możesz sprawić sobie i swoim mięśniom radochę. Jeśli na myśl o masażu całego ciała nie czujesz się komfortowo, możesz wybrać masaż częściowy. Najbardziej polecam masaże głowy, twarzy, karku, dłoni i stóp. Można odlecieć. Masaż jest wyrazem miłości do siebie samego.

Walentynka
Niby głupi podstawówkowy zwyczaj, ale zrób coś dla siebie – zostań swoją własną Walentynką i napisz sobie kartkę. Szczególnie jeśli zazwyczaj jesteś swoim najgorszym krytykiem i wrogiem. Napisz sobie coś miłego do cholery. Za rzadko to robimy, za rzadko robimy coś miłego dla siebie. Nawet jeśli uważasz, że to głupie i dziecinne i tak to zrób. Narysuj sobie koślawe serduszko, a potem się uśmiechnij.

Wdzięczność
Nie dostaniesz więcej, póki nie docenisz tego co masz. I nikt nie pokocha kogoś, kto sam siebie nie kocha. Więc nie szukaj powodów do tego, żeby bardziej nienawidzić siebie i swoje życie. Walentynki to taki dzień, w którym single często przeklinają los. To niczego nie zmieni na lepsze, a raczej pogorszy. Wypisz na kartce minimum 20 rzeczy za które jesteś wdzięczny. Nie rozumiem tego głupiego wymuszania na nas bycia z kimś, byle kim. Nie o to chodzi. No bo popatrz na swoją kartkę - jest tyle dobrych rzeczy w Tobie i Twoim życiu. Sam w sobie jesteś kompletny.

Randka
Nie szukaj na siłę towarzystwa. Umów się na randkę z samym sobą. Godzinę wybierasz sam, to może być nawet randka przy śniadaniu. Ubierz się w najlepsze ciuchy spryskaj najdroższymi perfumami. Przygotuj sobie coś pysznego. Zjedz na najlepszym talerzu. Zapal sobie świece. Kup ulubione wino. Celebruj chwilę sam na sam ze sobą.

Impreza
Siedzenie samemu Cie dobija? Idź na imprezę lub sam ją zorganizuj. Zaproś kogo chcesz: samych singli, albo po prostu wszystkich ludzi, których lubisz, niezależnie od ich stanu. Obowiązuje zakaz narzekania i obrażania. Za to pełen nakaz świętowania i bawienia się dobrze. I błagam nie wychodź do ludzi z przekonaniem, że oto musisz dzisiaj odnaleźć kogoś tam na białym rumaku. Po prostu się baw.


Para

Niby we dwójkę raźniej, ale często gęsto ograniczamy się do durnych podarunków, żeby odbębnić i mieć spokój. Na co dzień różnie bywa, 14 lutego część z nas przykleja sobie sztuczny uśmiech do twarzy i udaje, że jest dobrze. Co można zrobić, żeby jednak wykrzesać z tego dnia coś więcej?

Zakaz narzekania
Na partnera. Proponuje wprowadzić tego dnia i pozostać przy nim. Twój partner jest odbiciem Ciebie. Jeśli w myślach lub na głos używasz określeń typu „kretyn, idiotka” i narzekasz, że druga połowa jest w ogóle nie taka, to proponuję zastanowić się… nad sobą. Nie zmienisz drugiej osoby, możesz zmienić tylko siebie, ale tutaj zaczyna się magia, bo jeśli zmienisz swoje zachowanie na lepsze, to i druga osoba zacznie się inaczej zachowywać. Więc koniec zrzędzenia i czepiania się o każdą drobnostkę. Przede wszystkim uśmiech, cierpliwość i wzajemny szacunek.

Rozmowa
Brakuje na to czasu, a to przecież podstawa. Kup butelkę waszego ulubionego wina i pogadajcie. Kiedy ostatnio zapytałeś drugą połowę tak po prostu o to, czy jest szczęśliwym człowiekiem? Czy wiesz o czym marzy? Czego jej brakuje? Zapytaj. Dobrym motywem jest ćwiczenie wdzięczności. On i ona spisują wszystko za co są wdzięczni. Im więcej tym lepiej. Brzmi to sztucznie i kretyńsko, ale można tak manewrować sytuacją, że ćwiczenie odbierzecie jako zabawę.

List
Piszemy maile, wysyłamy na fejsie emotki, kto jeszcze pisze listy? Napisz, po swojemu. Nie musisz używać tych wszystkich napuszonych wyrażeń, jeśli nie pasują do Ciebie. Podziękuj po prostu za wspólny śmiech, za pyszne śniadania, za obejrzane razem filmy. Tak, jak Ci pasuje, tak jak czujesz. Gwarantuje, że to jest prezent, który cieszy bardziej niż czekoladki. Nie każdy lubi się odsłaniać i wywlekać swoje uczucia pisemnie. Boimy się ośmieszenia, nawet przed osobą z którą jesteśmy. Ale czasem warto dać taki namacalny dowód, że nam zależy.

Masaż

Okej, powtarzam się. Może to dlatego, że robiłam kiedyś kurs masażu i doceniam jego wpływ. Nie wiem, jak można bez niego żyć. Chodzimy wszyscy pospinani od stresu i siedzenia w pozycji Golluma przed kompem. W parze jest o tyle łatwiej, że można się pomasować nawzajem. Jedni zobaczą tutaj erotyczne podteksty – róbcie, jak wam pasuje :D Na pewno masaż głowy, karku, pleców, czy stóp, to fajny prezent. Szczególnie jeśli wykonami go na jakimś pachnącym olejku. Pamiętajcie, że staramy się masować w kierunku serca. Najlepiej masaż zacząć i zakończyć delikatnym głaskaniem. I pytać o wrażenia, bo jak kawał chłopa zacznie masować swoją lekka jak piórko Księżniczkę i zaciśnie jej łapsko na karku to może nie być zbyt przyjemnie. A komuś może nie pasować delikatne mizianie, bo tak go bolą plecy.

Podsumowanie
Czy jesteś sam czy z kimś pamiętaj, tutaj nie chodzi o serduszka i gadżety. Nie musisz na siłę z kimś być. Nie musisz na siłę kupować drugiej połowie właściwie niczego. Chodzi o Miłość i o to, żeby pomyśleć chwilę o ludziach, których kochamy i którzy nas kochają. Nawet jeśli w danym momencie to tylko nasza Mama (a właściwie to AŻ, a nie tylko - miłość matki jest w końcu jedną z najsilniejszych). Czy spędzasz ten dzień w Paryżu z ukochaną osobą, czy na kanapie z kotem na kolanach - jest dobrze. Póki wierzysz w tą magiczną siłę na M :)

Ten tekst w założeniu miał być czymś innym, niż jest, ale taki mi się napisało. I w gruncie rzeczy tak mi się pomyślało o tym wszystkim, więc nie zmieniam nic i publikuję, to co powstało.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...