Leżę na polance. Wokół las i trochę wypłowiałych wysokich
traw. Czyste powietrze i cisza. Nogi mi zaraz odpadną. 1,5 kilometra podejścia,
które wcześniej określiłam jako „pestkę” dało mi się w kość. Kondycja już nie
ta i trudno się dziwić skoro moim ulubionym sportem jest ostatnio siedzenie
przy biurku i wyciąganie szyi w kierunku monitora.
Przyjechałam tutaj wściekła i zmęczona. Korpo mnie wykańcza.
Co dzień zaciskam zęby i mówię sobie: wytrzymaj, zarób i wymyśl co dalej. Nie
dla mnie te smutne korytarze, smutni ludzie i głupie obowiązki. Ale zwolnienie
się tylko po to, aby uprawiać sztukę bezrobocia jest szczytem głupoty. Trzeba
wiedzieć, co się chce ze sobą zrobić.
Jednak wściekłość malała z każdym krokiem pod górę. Po
dowleczeniu się na szczyt nie było po niej śladu. Czułam się dobrze. Czułam się
pięknie. I to pomimo faktu, że na tyłku miałam za duże dżinsy, do tego biały
podkoszulek i stare buty, których nie żal ubłocić. Do tego brak makijażu i
powysiłkowe rozczochranie.
Zawsze zastanawiały mnie te wychuchane sesje blogerek: las,
błoto a do tego idelna fryzura, mejkap i czyściuteńkie miętowe nike free run.
Nie da się. W prawdziwym życiu, w prawdziwym lesie, kiedy pot ścieka Ci po
plecach i po kostki toniesz w błotnistej brei – nie da się. Dobrze, że życie to
nie sesja zdjęciowa.
Ale na górze poprosiłam o zrobienie mi zdjęcia na pamiątkę.
I zdziwiłam się. Uśmiech, proste plecy, błysk w oku. A gdzie ten zziajany
potworek, którego oczekiwałam? W pełnym makijażu, marynarce i uczesana wyglądam
10 lat starzej i smutniej.
Po powrocie praktycznie opróżniłam lodówkę, a potem spałam
jak zabita.
Mam nadzieję, że trochę tego powietrza, lasu i słońca przyniosłam
ze sobą do biura. I oby starczyło do piątku. A poza tym dzisiaj dostałam wypłatę. Czemu nie jestem nawet w połowie tak szczęśliwa jak wczoraj?
Całkiem prozaicznie rzecz ujmując - ćwiczenia wyzwalają podobno endorfiny - ale to tylko to całkiem prozaiczne ujęcie.
OdpowiedzUsuńPrzez ostatni rok męczyła mnie przykra myśl o tym, że ludzie pracują nienawidząc swojej pracy - tak było właściwie od zawsze, i pewno nie zmieni się szybko. Doświadczenie tego na własnej skórze leczy człowieka z dziecinnych marzeń o byciu strażakiem czy lekarzem - zmienia też podejście do pieniędzy.
Zastanawiam się (coraz częściej) co bardziej człowieka wyniszcza - bezrobocie, czy praca, której nienawidzi...
Bezrobocie niestety. Przynajmniej u mnie. Bezrobotnym trzeba potrafić być - mieć jakiś cel, na który poświęci się czas poza szukaniem pracy. Inaczej, kiedy ofert pracy brakuje człowiek wpada w rozpacz. I zaczyna myśleć, że coś z nim nie tak.
UsuńZnienawidzona praca to jednak konieczność ruszenia się z domu, wstania rano i wytuszowania rzęs, pogadania z ludźmi o tym, kiedy rzucimy tę cholerną robotę i zaczniemy spełniać swoje marzenia :)