Tak sobie ostatnio myślę, że moje życie jest trochę
śmieszne. Śmieszne jak moja korpo w której nigdy nie chciałam pracować. Wielu rzeczy
nie chciałam niby robić, a potem ups… jakoś tak wyszło.
Coraz częściej podziwiając horyzont openspejsa zastanawiam
się nad tym, co ja tu w ogóle robię? Reaguję śmiechem na nieporadną
indoktrynację (Korpo to Twoje życie! Korpo to Twoja żywicielka! Kochaj swoją
Korpo) i na ludzi, którzy jej ulegli.
Wyśmiewam korpoproblemy. No bo serio, jakie ma znaczenie to,
że cośtamcośtam nie działa? Albo, że zostanę na przerwie pięć minut dłużej (co
i tak mi się nie zdarza, więc jednak mają na mnie jakiś wpływ)? Nic. Świat
dalej istnieje. Nie skończył się od tego. Śmieszą mnie awarie, plotki, plany, procedury i mitingi.
Widzę ludzi w maszynce. Praca, wypłata, zakupy. I tak
miesiąc w miesiąc. Jedyne marzenie to awans i wyższa wypłata. Jak to logicznie uzasadnić?
Pracuję, żeby dostać wypłatę. Wypłatę wydaję na zakupy.
Muszę chodzić na zakupy, żeby jakoś odreagować stres w pracy. Borze szumiący i
zielony po jaką cholerę tak się męczyć?
Dlatego nie robię nieprzemyślanych zakupów. Z jednej strony
wykręcam się od maszynki. Z drugiej zbieram każdą złotówkę.
Kiedys może pójdę na najlepsze zakupy w swoim życiu i za
odłożone pieniądze kupię sobie wolność. Nigdy nic nie wiadomo… J
A póki co darzymy się z moją korpo przewrotną sympatią.
Bardzo mądre i przemyślane wpisy, czytam je z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać :)
UsuńFantastyczny wpis, sklaniający do głębokich przemyśleń
OdpowiedzUsuńCisze się :) I jakie wnioski? :)
Usuń