Sierpień to dobra pora, żeby znowu poruszyć słabym mięśniem
mojej silnej woli. Tak jak to było równo rok temu.
Szykuje się powoli na większe wyzwanie: 3 miesiące bez
zakupów. Okrągły kwartał. Mentalnie trzeba się przygotować. A może kiedyś uda
się nawet przez pół roku nie roztrwonić ani złotówki. A póki co kolejny trening
w postaci miesiąca pozbawionego nowych ciuchów, kosmetyków i wizyt w galerii
handlowej.
Co się zmieniło przez ten rok?
Po pierwsze nie jestem już bezrobotna. Z jednej strony to
gorzej, bo większa kasa (czy też kasa w ogóle patrząc na to ile jej miałam rok
temu) kusi. Kusi, żeby ją wydać. Sprawić sobie przyjemność. Wynagrodzić korpogodziny.
No bo jak to tak? Zostawić nieruszoną wypłatę? No jak?
Z drugiej strony teraz przynajmniej wyniknie z tego jakaś
oszczędność. Ciężko oszczędzać zbliżając się do poziomu spłukania. A teraz na
koncie zostanie kilka dodatkowych cyferek. Z tymi cyferkami będzie można zrobić
coś konkretnego. Kusi myśl wydania ich na ciuchy i kosmetyki, ale wtedy
mijałabym się z celem, prawda? Prawda?
Zmieniło się moje podejście do zakupów. Robię je o wiele
rzadziej. Przez ten rok nie kupiłam ani jednego ciucha-bubla. Na bublokosmetyki
kilkukrotnie niestety się skusiłam. Bozia mnie pokarała za odstępstwo od zasad,
bo teraz męczę się, żeby wreszcie je zdenkować. A wydajne są skurczybyki jak
nigdy! Ale i tak lepiej jest niż było. Faktycznie widać, że zasada „mniej, ale
lepszej jakości” zadomowiła się w moim życiu. I oby tak dalej.
Sporo odgraciłam. Wyrzuciłam / oddałam masę rzeczy za
dużych/za małych / za brzydkich/ w stylu ubogiej krewnej. Zrobiło się więcej
miejsca. Pożegnałam rzeczy „wstrętne, ale po domu się jeszcze nadaje”, a także te „czuje się
w nich okropnie, ale przecież szkoda wyrzucać”. Mi już nie szkoda. Na miejsce w
moim życiu zasługują tylko najlepsze rzeczy.
Poza tym przeszłam przez Projekt 33! I –tak!-da się żyć dysponując
około 30stką ciuchów. W pewnych warunkach to nawet za dużo. Już wiem, że szafa
dobrze skompletowana jest o wiele lepsza niż szafa przepełniona rzeczami bez
ładu i składu.
Jak będzie?
Z jednej strony łatwiej, bo już wiem co i jak. Wiem, że będą
czasem zakupowe chcice. Albo zobaczę gdzie coś, co przecież „muszę” mieć. Ale
trochę nauczyłam się z tym walczyć.
A czasem myślę, że będzie trudniej. Bo więcej stresu dokoła.
I ludzi namawiających: ulżyj sobie, kup!
Na pewno mam w planach wizytę u kosmetyczki i fryzjera w
ramach rekompensaty. Bo też i maksymalne oszczędzanie nie jest moim priorytetem
na ten miesiąc. Chcę o siebie zadbać w sposób nie-zakupowy. U fryzjera nie
byłam z pół roku. Ostatniej wizyty u kosmetyczki nawet nie pamiętam.
Co jeszcze w planach?
Klaruje się porządna łiszlista na jesień. Szafę czeka za
niedługo mały remanent i wykrycie wszelkich braków, które mogą dać się we znaki
w kolejnej, jakże urokliwej porze roku. Usuwanie niedostatków planowane jest na
wrzesień/październik.
Zafascynował mnie też blog Un-Fancy i pomysł autorki na
ogarnianie garderoby raz na kwartał. Takie proste, a takie genialne. Na pewno
będę próbować wcielić w życie coś podobnego u siebie.
W planach też dalsza pogłębiona nauka kupowania rozsądnie,
porządnie i pięknie. W połączeniu z dalszym odgracaniem, szczególnie
kosmetyczki.
A no i zbieram na dom na wsi w pewnym przepięknym miejscu,
zaraz pod lasem. Póki co stać mnie na 17m². Jeszcze tylko 583 J
P.S. A blog ma roczek - idę wypić jego zdrowie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz