Witam w ten piękny poniedziałkowy poranek!
Wiecie, że już 1/3 roku za nami? Nie wiem kiedy to zleciało, na serio nie wiem.
Pamiętam za to, że w grudniu zrobiłam jedno konkretne postanowienie odnośnie
2015: to ma być rok działania, a nie rok gadania/czytania/obiecywania. W
kwestii karierowej idzie trochę jak krew z nosa, ale idzie. Być może moje
rysunki znajdą się w pewnym ciekawym projekcie uniwersyteckim. Dam znać jeśli
wypali.
Ale było też drugie postanowienie: w 2015 albo
wypracuję sobie idealną według mnie figurę, albo porzucam ten temat i akceptuję
swoje ciało takie jakie jest. Innymi słowy nigdy więcej postanowień w stylu „zamienię
skinny fat* na skinny fit”.
*Gdyby ktoś nie wiedział skinny fat to osoba
teoretycznie szczupła, ale z niskim wskaźnikiem masy mięśniowej, za to
relatywnie wysokim tłuszczowej. Innymi słowy kości i tłuszcz. O ile z zewnątrz
wygląda to fajnie, bo rozmiar S i XS i w ogóle, to w stroju kąpielowym jest
bieda.
W ostatnich 3 tygodniach wzięłam ostro tyłek w
troki i widzę już pierwsze efekty. A w związku z intensywnymi i częstymi
treningami musiałam zrobić przegląd całej swojej sportowej garderoby i stąd
pomysł na post odnośnie treningowej capsule wardrobe J
# Czy w ogóle musisz kupować sportowe ciuchy?
Moim zdaniem NIE. Jeśli ćwiczysz rzadko,
zazwyczaj jakieś rozciąganie czy inny trening bez biegania i podskoków, to
nawet sportowe obuwie nie będzie potrzebne. 1/3 moich treningów to właśnie te
lżejsze ćwiczenia, które wykonuję boso, bo obciążenie stawu skokowego i
kolanowego jest minimalne. Do tego rodzaju aktywności wystarczy dres lub
legginsy i t-shirt.
# Najważniejsze elementy sportowej garderoby
Dla mnie są dwa: buty i stanik sportowy. Jeśli
biegasz, skaczesz i tym podobne to obuwie sportowe to przymus. Może i Rocky
Balboa biegał w trampkach, ale w prawdziwym życiu przy intensywnych treningach
zrobisz sobie kuku. Z drugiej strony doradzam wstrzymywać swoje zakupowe rumaki
– butki sportowe są takie piękne, kolorowe, modne i… drogie. Blogerki mają po 5
par, a producenci najchętniej doradzaliby wymianę po kilku treningach. Sama mam
Free Run’y zakupione w outlecie jakieś 2 lata temu i są to moje jedyne buty
sportowe. I dają radę, a ja nie czuję uzasadnionej potrzeby kupna kolejnej
pary. Bo to, że jest nowa kolekcja ślicznych butów, to nie jest uzasadniona
potrzeba. Może gdybym uprawiała kilka bardzo zróżnicowanych treningów, czy
jakieś bardzo różne sporty to owszem.
# A co ze stanikiem?
Najgorsze co może spotkać kobietę w trakcie
aktywności fizycznej to obijanie się cyckami po twarzy. A tak na poważnie to
posiadając jakiś tam cyc nie da się bez dobrego stanika wykonać porządnego
treningu i nie paść z bólu. Ale czy trzeba od razu bankrutować? Na focie
widzicie mój zbiór i powiem szczerze najlepszy jest różowy Nike. Kosztował w
outlecie chyba ze 140zł, więc do tanich nie należy. Ale trzyma wszystko na
miejscu nawet przy najgorszym treningu Insanity. Ale za to fioletowy topik
Adidas kupiłam w ciucholandzie za magiczne 9zł, a wbudowany wewnątrz stanik
jest na serio niewiele gorszy i też bardzo porządnie trzyma wszystko na
miejscu. Niebieski to produkt H&M za jakieś 30zł. Producent od razu na
metce oznaczył informację, że jest to stanik typu low suport, więc nie ma się
co oszukiwać. Używam do jogi czy do Skalpela i tutaj sprawdza się dobrze, a sam
materiał i wykończenie jak na H&M bardzo OK. Ale ogólnie najbardziej
polecam polowanie w ciucholandach, a jeśli tam nic nie znajdziecie, to w
outletach. Chyba, że natura bardzo hojnie Was obdarzyła – wtedy lepiej zrobić
swojemu kręgosłupowi dobrze i zainwestować.
# Sportowe gacie
Bez bólu powiem, że mam 3 pary i będę jeszcze
potrzebowała szortów. Mam:
- długie ocieplane legginsy na depresyjny okres jesień/zima (wszak sport wyzwala endorfiny, a wtedy chyba najbardziej ich potrzebujemy) kupione w Decathlonie za 70zł – super, super, super a jeśli na zewnątrz jest -30 stopni to zakładam je nawet pod jeansy, bo skutecznie chronią przed odmrożeniem sobie tyłka,
- długie cienkie legginsy z Oysho za nie wiem ile – wyglądają fajnie i są megawygodne, ale lekko prześwitują, więc ćwiczę w nich tylko w domu,
- oraz sportowe gacie do kolan z outletu Adidasa za chyba 119zł – milutki materiał no i nic nie prześwituje, jedyna wada to zbieranie wszystkich paprochów w okolicy.
Wszystko zależy od tego ile ćwiczysz, gdzie
ćwiczysz i kiedy ćwiczysz. Jeśli cały Twój trening polega na odpaleniu
Chodakowskiej z youtube, to spokojnie wystarczy jedna para. Przy zakupie
polecam uważnie sprawdzać właśnie stopień prześwitu, inaczej możesz odnaleźć
swoją pupę w internetach w artykule, który udowadnia, że sportowe legginsy są
najlepszym przyjacielem faceta.
# Topy i bluzy
# Gdzie na zakupy?
Nie trzeba się już wcale ograniczać do sklepów firmowych najpopularniejszych sportowych marek. Mamy też coraz lepiej wyposażone outlety, pojawiają się sportowe działy w sieciówkach (gdzie jakość też jest bardzo dobra), a nawet hipermarketach. Generalnie konkurencja rośnie i nie jest wcale trudno znaleźć dobrą odzież sportową w ludzkiej cenie. A no i polecam bardzo poszperać od czasu do czasu w ciucholandzie bo i tam mogą się czaić sportowe okazje.
#Grunt to...
... nie przesadzać z ilością. Jeśli nie jesteś Ewą Chodakowską i nie spędzasz na treningach więcej czasu niż w pracy, to nie potrzebujesz kupować połowy kolekcji sportowej. A jeśli jeszcze nawet nie wiesz, czy aktywność fizyczna jest dla Ciebie, to tym bardziej ogranicz się do niezbędnego minimum. I polecam olać popularny system motywowania się poprzez zakupy - niech motywują Cię efekty i zdrowie, a nie nowa para butów i dresy. Bo jak Ci już spowszednieją, to rzucisz to wszystko w cholerę.
Świetny post, zawsze się zastanawiam, ile inni mają, by zacząć i nie zwariować :) Rok temu kupiłam komplet stanik + koszulka + sportowe portki do kolan (niestety teraz wiem, że prześwitują! Na szczęście nie było to zbyt wielką atrakcją dla innych :D) i korzystam z nich też teraz, jak już nie uczęszczam na siłownię, od czasu do czasu. Jeśli nie uprawiam jogi (wtedy na boso), to nawet Chodakowską lepiej robi mi się w domu w butach. Także masz rację, buty i sportowy top (żeby cycki nie opadły z bólu do pępka) to podstawa. Świetne te Nike, muszę się za takimi rozejrzeć na emigracji :)
OdpowiedzUsuńA używasz w domu maty? Lub ciężarków? A co robisz z włosami? Mi się podobają na trenerkach fitnesu dobierańce :)
Ach przypomniałaś mi, że czas się znów wziąć poważniej za siebie, by być fit :) Pozdrawiam!
Mata mi się gdzieś zagubiła, ale definitywnie muszę sobie jakąś sprawić, bo robienie niektórych ćwiczeń na podłodze to katorga. Co do ciężarków to niby mam jakieś lekkie, ale teraz w większości ćwiczę Insanity, a do tego programu nie są potrzebne. Włosy zazwyczaj upinam w wysoki kucyk ewentualnie niedbały koczek :) Warkocze bardzo ładnie wyglądają, ale często mi się rozpadały w trakcie intensywnych ćwiczeń :(
Usuń