poniedziałek, 4 maja 2015

Sportowa Capsule Wardrobe - moje porady





Witam w ten piękny poniedziałkowy poranek! Wiecie, że już 1/3 roku za nami? Nie wiem kiedy to zleciało, na serio nie wiem. Pamiętam za to, że w grudniu zrobiłam jedno konkretne postanowienie odnośnie 2015: to ma być rok działania, a nie rok gadania/czytania/obiecywania. W kwestii karierowej idzie trochę jak krew z nosa, ale idzie. Być może moje rysunki znajdą się w pewnym ciekawym projekcie uniwersyteckim. Dam znać jeśli wypali.



Ale było też drugie postanowienie: w 2015 albo wypracuję sobie idealną według mnie figurę, albo porzucam ten temat i akceptuję swoje ciało takie jakie jest. Innymi słowy nigdy więcej postanowień w stylu „zamienię skinny fat* na skinny fit”.



*Gdyby ktoś nie wiedział skinny fat to osoba teoretycznie szczupła, ale z niskim wskaźnikiem masy mięśniowej, za to relatywnie wysokim tłuszczowej. Innymi słowy kości i tłuszcz. O ile z zewnątrz wygląda to fajnie, bo rozmiar S i XS i w ogóle, to w stroju kąpielowym jest bieda.




W ostatnich 3 tygodniach wzięłam ostro tyłek w troki i widzę już pierwsze efekty. A w związku z intensywnymi i częstymi treningami musiałam zrobić przegląd całej swojej sportowej garderoby i stąd pomysł na post odnośnie treningowej capsule wardrobe J






# Czy w ogóle musisz kupować sportowe ciuchy?


Moim zdaniem NIE. Jeśli ćwiczysz rzadko, zazwyczaj jakieś rozciąganie czy inny trening bez biegania i podskoków, to nawet sportowe obuwie nie będzie potrzebne. 1/3 moich treningów to właśnie te lżejsze ćwiczenia, które wykonuję boso, bo obciążenie stawu skokowego i kolanowego jest minimalne. Do tego rodzaju aktywności wystarczy dres lub legginsy i t-shirt.




# Najważniejsze elementy sportowej garderoby


Dla mnie są dwa: buty i stanik sportowy. Jeśli biegasz, skaczesz i tym podobne to obuwie sportowe to przymus. Może i Rocky Balboa biegał w trampkach, ale w prawdziwym życiu przy intensywnych treningach zrobisz sobie kuku. Z drugiej strony doradzam wstrzymywać swoje zakupowe rumaki – butki sportowe są takie piękne, kolorowe, modne i… drogie. Blogerki mają po 5 par, a producenci najchętniej doradzaliby wymianę po kilku treningach. Sama mam Free Run’y zakupione w outlecie jakieś 2 lata temu i są to moje jedyne buty sportowe. I dają radę, a ja nie czuję uzasadnionej potrzeby kupna kolejnej pary. Bo to, że jest nowa kolekcja ślicznych butów, to nie jest uzasadniona potrzeba. Może gdybym uprawiała kilka bardzo zróżnicowanych treningów, czy jakieś bardzo różne sporty to owszem.



# A co ze stanikiem?


Najgorsze co może spotkać kobietę w trakcie aktywności fizycznej to obijanie się cyckami po twarzy. A tak na poważnie to posiadając jakiś tam cyc nie da się bez dobrego stanika wykonać porządnego treningu i nie paść z bólu. Ale czy trzeba od razu bankrutować? Na focie widzicie mój zbiór i powiem szczerze najlepszy jest różowy Nike. Kosztował w outlecie chyba ze 140zł, więc do tanich nie należy. Ale trzyma wszystko na miejscu nawet przy najgorszym treningu Insanity. Ale za to fioletowy topik Adidas kupiłam w ciucholandzie za magiczne 9zł, a wbudowany wewnątrz stanik jest na serio niewiele gorszy i też bardzo porządnie trzyma wszystko na miejscu. Niebieski to produkt H&M za jakieś 30zł. Producent od razu na metce oznaczył informację, że jest to stanik typu low suport, więc nie ma się co oszukiwać. Używam do jogi czy do Skalpela i tutaj sprawdza się dobrze, a sam materiał i wykończenie jak na H&M bardzo OK. Ale ogólnie najbardziej polecam polowanie w ciucholandach, a jeśli tam nic nie znajdziecie, to w outletach. Chyba, że natura bardzo hojnie Was obdarzyła – wtedy lepiej zrobić swojemu kręgosłupowi dobrze i zainwestować.






# Sportowe gacie


Bez bólu powiem, że mam 3 pary i będę jeszcze potrzebowała szortów. Mam:
  • długie ocieplane legginsy na depresyjny okres jesień/zima (wszak sport wyzwala endorfiny, a wtedy chyba najbardziej ich potrzebujemy) kupione w Decathlonie za 70zł – super, super, super a jeśli na zewnątrz jest -30 stopni to zakładam je nawet pod jeansy, bo skutecznie chronią przed odmrożeniem sobie tyłka,
  • długie cienkie legginsy z Oysho za nie wiem ile – wyglądają fajnie i są megawygodne, ale lekko prześwitują, więc ćwiczę w nich tylko w domu,
  • oraz sportowe gacie do kolan z outletu Adidasa za chyba 119zł – milutki materiał no i nic nie prześwituje, jedyna wada to zbieranie wszystkich paprochów w okolicy.


Wszystko zależy od tego ile ćwiczysz, gdzie ćwiczysz i kiedy ćwiczysz. Jeśli cały Twój trening polega na odpaleniu Chodakowskiej z youtube, to spokojnie wystarczy jedna para. Przy zakupie polecam uważnie sprawdzać właśnie stopień prześwitu, inaczej możesz odnaleźć swoją pupę w internetach w artykule, który udowadnia, że sportowe legginsy są najlepszym przyjacielem faceta.






# Topy i bluzy


Wszystkie domowe treningi wykonuję po prostu w staniku sportowym, bo po chwili padłabym z gorąca. Jeśli biegasz, bądź ćwiczysz na siłowni może się przydać kilka fajnych topów. Raczej odradzam bawełniane, tutaj sto razy lepiej sprawdzą się tkaniny odprowadzające wodę, które są coraz przyjemniejsze w noszeniu. A no i ciepła bluza z kapturem to jak dla mnie konieczność. Kiedy zaczynasz trening rano jest jak ratunek.



# Gdzie na zakupy?


Nie trzeba się już wcale ograniczać do sklepów firmowych najpopularniejszych sportowych marek. Mamy też coraz lepiej wyposażone outlety, pojawiają się sportowe działy w sieciówkach (gdzie jakość też jest bardzo dobra), a nawet hipermarketach. Generalnie konkurencja rośnie i nie jest wcale trudno znaleźć dobrą odzież sportową w ludzkiej cenie. A no i polecam bardzo poszperać od czasu do czasu w ciucholandzie bo i tam mogą się czaić sportowe okazje.



#Grunt to...


... nie przesadzać z ilością. Jeśli nie jesteś Ewą Chodakowską i nie spędzasz na treningach więcej czasu niż w pracy, to nie potrzebujesz kupować połowy kolekcji sportowej. A jeśli jeszcze nawet nie wiesz, czy aktywność fizyczna jest dla Ciebie, to tym bardziej ogranicz się do niezbędnego minimum. I polecam olać popularny system motywowania się poprzez zakupy - niech motywują Cię efekty i zdrowie, a nie nowa para butów i dresy. Bo jak Ci już spowszednieją, to rzucisz to wszystko w cholerę.



2 komentarze:

  1. Świetny post, zawsze się zastanawiam, ile inni mają, by zacząć i nie zwariować :) Rok temu kupiłam komplet stanik + koszulka + sportowe portki do kolan (niestety teraz wiem, że prześwitują! Na szczęście nie było to zbyt wielką atrakcją dla innych :D) i korzystam z nich też teraz, jak już nie uczęszczam na siłownię, od czasu do czasu. Jeśli nie uprawiam jogi (wtedy na boso), to nawet Chodakowską lepiej robi mi się w domu w butach. Także masz rację, buty i sportowy top (żeby cycki nie opadły z bólu do pępka) to podstawa. Świetne te Nike, muszę się za takimi rozejrzeć na emigracji :)
    A używasz w domu maty? Lub ciężarków? A co robisz z włosami? Mi się podobają na trenerkach fitnesu dobierańce :)


    Ach przypomniałaś mi, że czas się znów wziąć poważniej za siebie, by być fit :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mata mi się gdzieś zagubiła, ale definitywnie muszę sobie jakąś sprawić, bo robienie niektórych ćwiczeń na podłodze to katorga. Co do ciężarków to niby mam jakieś lekkie, ale teraz w większości ćwiczę Insanity, a do tego programu nie są potrzebne. Włosy zazwyczaj upinam w wysoki kucyk ewentualnie niedbały koczek :) Warkocze bardzo ładnie wyglądają, ale często mi się rozpadały w trakcie intensywnych ćwiczeń :(

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...