2015 to całkiem dobry rok dla moich noworocznych postanowień. No bo tak:
- mam zrobić 100 rysunków - w tym momencie mam już ponad 60. Widać jakiś progres i nie wydaje mi się, żebym miała nawalić. W głowie mam plan stworzenia rysunkowego bloga. Póki co można je oglądać tu.
- mam się zdecydować, czy pracować na sylwetkę marzeń, czy zaakceptować to jak wyglądam - od ponad miesiąca ostro nawalam Insanity + trochę Chodakowskiej i zumby i mam już pierwsze efekty w postaci ładniejszego tyłka, znikającego brzuszka i topniejących boczków. (Po napisaniu tego fragmentu pewnie znowu pojawią się wejścia na bloga przez hasło "ładne tyłki" <-serio mam tego trochę :D)
- mam odwiedzić Rzym - mamy już kasę, jedynie problem z ustaleniem terminu przeciąga całą sprawę, ale liczę, że najpóźniej we wrześniu uda się odwiedzić Wieczne Miasto.
- mam nie kupować żadnych gazet i czasopism - w 2014 wydaliśmy na nie małą fortunę. Ja rozumiem, że to były głównie gazety o biznesie, rozwoju osobistym, czy gazetki językowe. Czyli wszystkie te co kosztują po 10-15zł, a potem i tak o nich zapominasz. W tym roku zero gazet i jakoś przeżyliśmy bez tych wszystkich informacji i artykułów.
W mojej głowie jest też sobie taki cel: "Miesiąc bez zakupów to pestka, rok to póki co przesada, więc może... pół roku?". Wiem, że jeśli mam w ogóle zacząć, to pora powoli zaczynać, tak żeby grudzień był już zakupowo dostępny.
Z drugiej strony chciałam kupić conversy, a na jesień drugie botki skórzane i nowy trench by się przydał i kilka bluzek... I tak dalej. Bije się z myślami, czy jest w ogóle sens.
Z którejś tam innej strony mówię sobie, że to świetny pomysł, bo będę mogła skupić się na działaniu, na pracy. Nie na łażeniu po sklepach i szukaniu sposobów na roztrwonienie gotówki. Zyskam sporo czasu na rzeczy ważniejsze. No i sprawdzę moją silną wolę. A jeśli wytrwam w ćwiczeniach to za pół roku będę sobie mogła w nagrodę sprawić coś wystrzałowego.
Co myślicie? Warto w to brnąć? I czy w ogóle chcecie czytać moje wypociny o tym jak to walczę z chęcią kupienia drogich trampek?
Zawsze podziwiam ludzi, którzy trwają w postanowieniu bez kupowania. Też bym tak chciała, ale wiem, że nawet miesiąc bez kupna czegokolwiek jest u nas niemożliwy :( Ja dzięki opisywaniu zakupów w cyklu In&Out trochę się hamuję, bo to siara pisać o minimalizmie, a potem nazbierać mnóstwo głupot ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to zrobić choćby kroczek :) Jeśli opisywanie działa, to to jest jak najbardziej dobra metoda :)
UsuńWow! Podziwiam! 6 miesięcy to bardzo długo, chociaż po przeczytaniu książki "Mniej" Marty Sapały wiem że to nie niemożliwe. Trzymam za Ciebie kciuki, a sama zacznę może od "bezzakupowego" czerwca, a kto wie? Może się przeciągnie na pół roku :-) pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na więcej wypocin!
OdpowiedzUsuńMiesiąc bez zakupów to fajny wstęp, u mnie właśnie pobudził apetyt na więcej :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje "wypociny", zdecydowanie pisz. Jestem ciekawa jak poradzisz sobie z tym wyzwaniem, czy rzeczywiście nie będziesz niczego kupowała, czy jednak skusisz się na coś co będzie np. w dobrej cenie i dla Ciebie idealne. Co w ogóle ma obejmować to "niekupowanie"? Czy to będą ciuchy, książki, czy także kosmetyki? Napisz coś więcej na ten temat. Pozdrawiam D.
OdpowiedzUsuńMyślę, że będę musiała przemyśleć zasady, szczególnie w przypadku książek, bo wróciłam do nałogowego ich czytania. I nie wiem, czy pobliska biblioteka oraz zapasy znajomych wystarczą mi na pół roku :) Do 1.06 na pewno wymyślę co i jak :)
UsuńMoże zamiast pół roku bez zakupów, postaw sobie za cel kupowania jednej rzeczy miesięcznie? Znajdzie się miejsce na buty i bluzki. U mnie się sprawdziło- dla ciebie to będzie pestka :)
OdpowiedzUsuńKup conversy i wtedy dopiero zacznij pół roku bez zakupów. Będzie Ci łatwiej, jak na nie spojrzysz....I pisz, pisz, lubię Cię czytać. Powodzenia. Buba
OdpowiedzUsuń