Nie pamiętam już, gdzie
przeczytałam tą historię – niby zwyczajną, ale została mi w pamięci.
Był sobie pewien człowiek, który
mając około 30 lat ożenił się z niezwykle skromna i praktyczną kobietą. Kobieta
nie lubiła zbytków, nie marnotrawiła ani jedzenia ani innych rzeczy. Była
bardzo oszczędna, jednak w prezencie ślubnym zażyczyła sobie kompletu
luksusowej francuskiej bielizny. Mąż bardzo ja kochał, więc spełnił to
życzenie. Był to zresztą jedyny luksusowy element w jej życiu. Kobieta była
bardzo szczęśliwa i obiecała sobie nosić ten piękny prezent przy każdej
większej okazji. Jednak okazje nie nadchodziły. Lata mijały, bielizna leżała nietknięta,
wciąż zapakowana w pudełku. Mijały rocznice ślubu, urodziny, ale według Kobiety
nie były to wystarczająco ważne momenty. Nie chciała zniszczyć najpiękniejszej
rzeczy jaką posiadała. W końcu poważnie zachorowała i po kilku miesiącach
zmarła. Pogrążony w żałobie Mąż zajął się przygotowaniami do pogrzebu. W szafie
znalazł pudełko pełne wspaniałych francuskich koronek. Poprosił, aby ubrano w
nie Kobietę. Miała je na sobie po raz pierwszy, ale nie mogła się już nimi
nacieszyć.
Pytanie, czy tak właśnie nie
wygląda nasze życie? Czy nie jesteśmy jak ta Kobieta?
Nie nosimy ulubionych sukienek,
biżuterii, nie pijemy kawy w najlepszej porcelanowej filiżance. Zostawiamy je
na specjalne okazje. Żyjemy w ubraniach roboczych i tych na „po domu”. Nie
chcemy zniszczyć najpiękniejszych przedmiotów, jakie posiadamy. Ale okazje,
które uznajemy za wystarczająco wyjątkowe nie nadchodzą.
Dlaczego? Przecież całe nasze
życie jest wystarczającą okazją. Powinniśmy je celebrować. Powinniśmy świętować
każdy dzień. Jeść najsmaczniejsze potrawy, nosić najlepsze szpilki, pryskać się
najdroższymi perfumami, jakie posiadamy. Zniszczą się, zużyją? Trudno, kupi się
nowe. To tylko przedmioty. Ważne, żebyśmy mogli się nimi nacieszyć.
I z tym nastawieniem
postanowiłam znowu przetrzebić ilość rzeczy roboczych, rzeczy „po domu” i tych,
co „nie da się wyjść do ludzi, ale nada się do spania”. Nie potrzebujemy
balastu bylejakości.
Też ostatnio myślę o tym, żeby na co dzień nie bać się założyć najlepszych rzeczy. Nie ma sensu ich "oszczędzać" na dwie okazje w roku. Warto też zapytać siebie, czy chcę się pokazać tym ludziom w tym "okazyjnym" dniu, czy może być piękna na co dzień: dla mężczyzny, który zakochał się na randkach (nie było tam dresów) i dla dziecka, żeby mówiło, że ma ładną mamę.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lepiej być piękną na co dzień :) Szczególnie, że coraz łatwiej łączyć piękno i wygodę :)
UsuńTo jest dokładnie to co przeczytałam w książce "Lekcje madame chic". Wydaje mi się, że to typowo polskie podejście, posiadać rzeczy "od święta". Czy to ubrania, czy zastawa. U mojej mamy w domu to chleb powszedni. Sterty ciuchów "po domu" w Maminej szafie. Tłumaczenie jej, że po co mieć 50 rzeczy po domu, skoro można mieć jedną porządną, nie pomaga. Starsze pokolenia chyba tak mają. Zastawy stołowe "od święta" ma schowane chyba ze 3! A w szafce w kuchni, pod ręką każdy talerz z innej parafii. Ciężka sprawa. :/
OdpowiedzUsuńOk, jest późno, przymknij oko proszę na składnię i sens zdań z poprzedniego komentarza :P Dobranoc!
OdpowiedzUsuń