Kolejny Miesiąc Bez Zakupów (ciuchowo-kosmetycznych, bo bez
jedzenia jeszcze nie umiem się obejść :) za mną. Powtórzenie całej akcji po roku
wydawało się ciekawym doświadczeniem. Szczególnie, że mocno zmieniła się
perspektywa.
Rok temu był to Miesiąc bezrobotnej absolwentki.
W tym roku był Miesiąc korpoludka, który zawsze 1 dnia
dostaje na konto wypłatę.
Jak było?
Łatwo! I całkiem fajnie. I o wiele mniej problematycznie niż myślałam.
Zyski?
W związku z weselem kumpeli w portfelu nie została wcale
jakaś astronomiczna kwota. I chociaż nie kupiłam kiecy ani żadnych dodatków, to
jednak do koperty trzeba było włożyć to i owo i za dojazd zapłacić. Żywej
nietkniętej gotówki zostało 150zł. Spożytkowałam je dzisiaj na piękną jedwabną
koszulę. Taki prezent dla samej siebie miałam już od dawna w planach J
Straty?
Musiałam odmówić kilku kumpelom wyjść na babski shopping. Za
duże ryzyko, że coś mnie jednak skusi.
Co było najgorsze?
Zakupy były dla mnie często najprostszym sposobem na nudę i
zły humor. Taka magiczna różdżka. Puf! I po przejściu przez drzwi galerii
handlowej znajdujesz się w innym świecie. Kolorowym, pełnym bodźców, pięknych
rzeczy, uśmiechniętych ludzi. W świecie w którym nie pada deszcz, zawsze świeci
słońce (klima i halogeny), a czas staje w miejscu (może dlatego, że w Galeriach
ciężko doszukać się zegara, bo lepiej nie zdawać sobie sprawy z tego ile czasu
straciliśmy).
Musiałam znowu szukać innych rozrywek. Na szczęście sierpień
to łaskawy miesiąc dla takich eksperymentów. Postawiłam na przejażdżki,
spacery, odkrywanie nowych miejsc. W chwilach „lenia” na czytanie książek na
balkonie i łapanie ostatnich promieni wakacyjnego słońca.
No i czasem coś wpadło mi w oko na jakiś blogu i już
pojawiała się myśl „muszę to mieć!”. Na szczęście zapalała się odpowiednia
żaróweczka – NIE MOGĘ! I wiecie co? Nie żałuję ani jednej rzeczy, której nie
mogłam kupić.
Co było najlepsze?
Uczucie, że potrafię kontrolować swoje zakupy. Fajna
zawartość portfela i konta. Możliwość zrobienia kumpeli prezentu ślubnego bez
łez i wyrzeczeń. Ogarnięcie własnej szafy. Dużo miłych wspomnień z miejsc,
których nie miałabym czasu odwiedzić, bo szlajałabym się pomiędzy wieszakami.
Czy to powtórzę?
Pewnie! Może w którymś jesiennym miesiącu, ewentualnie w
okresie styczeń-luty. Wtedy będzie łatwiej wyliczyć, ile zostaje w portfelu.
Może nawet uda się zrobić Kwartał Bez Zakupów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz