wtorek, 17 czerwca 2014

Żyje się tylko raz! Więc zaszalej i idź na zakupy!


Taka sytuacja. Kuchnia pracownicza w mojej „ukochanej” korpo. Wiaterek z klimy podwiewa mi włosy i roznosi wszędzie radosne mikroby. Ja i koleżanka toczymy różne dyskusje nad naszymi kanapkami z kiełkami różnych dziwnych roślin.

Ona: Kuuuurczę! Nie mogę się już doczekać wypłaty. Muszę sobie kupić nowe ciuchy. Ciągle biegam w tych samych.

(Tutaj nadmienię, że koleżanka nosi się ładnie. Ubrania bez śladów znoszenia, co jakiś czas pojawia się jakiś nowy ciuszek. Absolutnie nie wygląda jak menel noszący dzień w dzień ten sam poplamiony podkoszulek i dziurawe dżinsy.)

Ja: A ja chyba nie kupuję żadnych ciuchów w tym miesiącu. Lepiej coś zaoszczędzę. I chyba nie potrzebuję niczego nowego.

Ona: Ale jak to?! No weeeeź. Żyje się tylko raz. Idź zaszalej. W końcu musisz sobie wynagrodzić jakoś te godziny w robocie.



Zakładam, że sentencja z powyższego obrazka jest znana praktycznie każdemu. Pamiętam do dzisiaj swoją reakcję po pierwszym przeczytaniu jej. Jakbym dostała cegłą po głowie, bo przeciez siedzę w tej maszynce.

Pracuj-kupuj-konsumuj-pracuj-kupuj-konsumuj-pracuj-kupuj-konsumuj-umrzyj.

Najbardziej przerażające wnioski z tej pogawędki?

Że musimy kupować, nawet jeśli mamy ładne niezniszczone rzeczy. Taki mamy zakodowany rytuał. Takie mamy równanie w mózgu, że wypłata/kieszonkowe/pieniądze za cokolwiek=zakupy. Jakby waluta nas parzyła.

Że oszczędzanie jest nudne (jak pisał u siebie na blogu Wolny). A zakupy to cos, co pozwala zaszaleć, odreagować, wyrzyć się. Czy naprawdę tylko takie żałosne sposoby poprawiania sobie nastroju mamy w zasięgu ręki? Czy tylko zakupy budzą w nas emocje?

Że siedzimy w tej maszynce po uszy. Spędzanie długich godzin w znienawidzonej pracy jest normalne. Wynagradzanie sobie tego straconego czasu i ogromnego stresu zakupami tez jest. Z czasem tylko coraz droższe zakupy poprawiają nam humor, więc musimy więcej pracować, żeby było nas stać. Paradoksalnie. Nie lepiej wyrwać się z łańcuszka tkwienia w znienawidzonej pracy i wynagradzania sobie tego zakupami?

(Powiedział przemądrzały korpoludek, który spędza w pracy ponad 40 godzin tygodniowo. Ale wciąż mam nadzieję, że wyrwę się z tego na długo przed emeryturą.)

2 komentarze:

  1. Generalnie to chyba ta nadmierna konsumpcja nie zależy tylko od firm, które ją nakręcają ("Kup 20000 paczek klusek śląskich, wygraj samochód!", "Obniżka DO -70%!" itp.), ale też od ludzi, którzy przecież mają swoje małe rozumki, jakby to ujął Puchatek, potrafią myśleć, więc sami powinni decydować jak rozplanować własne wydatki. Konsumpcja może w końcu przybrać różne postacie: jedni wydają na ciuchy, inni na podróże, jeszcze inni na jedzenie, kosmetyki, albo kolekcje klocek LEGO. Wydaje mi się, że po prostu trzeba mieć ze wszystkim umiar i faktycznie "żyć chwilą", ale też mieć świadomość, że ta "chwila życia" może potrwać bardzo długo i warto by mieć jakieś oszczędności na starość...
    Też nie ma co przesadzać w drugą stronę z minimalizmem, ascetyzmem. To działa podobnie jak głodówka dla organizmu: po wielu latach obżarstwa nagle nie jesz nic i to może doprowadzić do śmierci. Nie o to przecież w naszym życiu chodzi.
    Nie wiem czy moja wypowiedź jest w miarę klarowna :D Chodziło mi o to, że: konsumpcja- tak, ALE z umiarem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej głodówki: długotrwała głodówka zabija, ale krótki post niektórzy uważają za dobroczynny :) Poza tym nie chodzi tutaj o jedzenie, ani zakup rzeczy najpotrzebniejszych, a raczej o "szmatki", które mają sprawić przyjemność i być nagrodą za stresującą pracę. Żyć chwilą - jasne, życie mamy tylko jedno! Ale zakupy to jednak trochę banalny sposób na przeżywanie go, skoro tyle innych wspaniałych rzeczy jest do zrobienia :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...