poniedziałek, 11 maja 2015

Slow life: O świętowaniu słów kilka.









Czasami przeglądam amerykańskie blogi tylko po to, żeby przejrzeć zdjęcia z ich imprez. Urodziny, baby shower, 4 lipca, albo zwykła kolacja z przyjaciółmi. Czemu my Polacy tak nie potrafimy?


Owszem instagram pęka w szwach od zdjęć z restauracji, na przyjęcie komunijne wypada zaprosić minimum sto osób, nie mówiąc już od weselu. Ale jest w tym jakiś przymus i spora doza postaw-się-a-zastaw-się. To nie są imprezy organizowane po to, żeby spędzić czas z tymi, których kochasz. To tylko sposób na pokazanie się.


Widziałam już co z tego wychodzi. Kłótnie, stres, pospinana atmosfera. O tak, lubujemy się w kiepskiej, nadętej atmosferze. Ważniejsze są czyste okna i tyle jedzenie i wódki, żeby nie dało się wszystko zjeść i wypić. Co tam rozmowy, co tam relaks!







A tak w ogóle to czemu blogi toną w nudnych relacjach z eventów, a nie ma praktycznie żadnych zdjęć z przygotowań obiadu z przyjaciółmi? Tak rzadko widać zdjęcia stołu zastawionego do rodzinnego posiłku, albo drinka pitego z najlepszą przyjaciółką na balkonie. To smutne.

Powinniśmy więcej świętować. Bez pompy i nadęcia. Bez obiadu z 12 dań. Bez okazji. Z prostym, dobrym jedzeniem, kawałkiem ciasta i butelką ulubionego wina. Z ludźmi na których nam zależy. Którzy nie zwrócą uwagi na to, że poplamiłaś obrus, albo że sos mógłby być lepszy. Świętujmy ze śmiechem, na luzie, w bliskim gronie.








Dlatego kilka dni temu zdecydowałam o tym, że wystawiamy stół na balkon. Dekorujemy go kwiatkami, świecami i lampkami choinkowymi. Gotujemy pyszny obiad. Kupujemy dobre wino. Robimy dzbanek wypasionej wody owocowej (pomarańcze, truskawki i granat). Delektujemy się. I gadamy. I świętujemy kolejny piękny dzień.

Powinniśmy to robić wszyscy. Częściej, o wiele wiele częściej. Przecież mamy tyle powodów:



  • randki,
  • sukcesy,
  • wiosna,
  • rodzinne obiady,
  • urodziny,
  • spotkania z przyjaciółmi,
  • rocznice,
  • piątki
  • i tyle innych!





Więc do jasnej Anielki idź i świętuj dzisiejszy poniedziałek!





Przypominam, że w dalszym ciągu trwa WYZWANIE: Tydzień bez uniformu!





2 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że trafiłaś w sedno. Moim celem jest świętować bez zadęcia , z ludźmi których kocham i którzy mnie kochają. Skromnie. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że moim anty wzorem jest moja mama - nie zrozum mnie źle, jest wspaniała gospodynią, ma niesamowitą rękę do pieczenia, gotowania . Jej kuchnia to coś co długo wszyscy wspominają, ciotki biorą przepisy, gorliwe zarzekając się że zrobią to ciasto/ pieczeń następnym razem u siebie. (nie robią, moja matka jest mistrzem dań skomplikowanych, nikomu nie che się w to tyle bawić...) Ja wiem jakie jest tło tego blasku i splendoru jaki później na nią spływa. Godziny , ba! dni spędzone w kuchni na przygotowaniach. Kilka rodzajów sałatek, ciast, ciepłe dania do wyboru do koloru. Ona cała zestresowana, że nie zdąży, że przypali, że za mało. W dniu imprezy nie jest lepiej- nie ma chwili żeby siąść, pogadać , nacieszyć się towarzystwem. A nie można prościej? Rzucić dwie, trzy sałatki, zrobić zimną płytę. Po co od razu małe wesele? Nie raz z nią juz na ten temat rozmawiałam, ale niestety nie przegadasz. To poprzeczka, którą sama sobie narzuciła i tylko ona sama może ją obniżyć.


    NO! Wylałam trochę świeżego żalu- widać, że w sobotę miała imieniny? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. p.s. macie moje ulubione kubki z Ikei :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...