czwartek, 16 kwietnia 2015

7 lekcji na ciężkie czasy, dół i problemy






Mogę śmiało stwierdzić, że moje życie nie było tak cukierkowe jakbym sobie tego życzyła i nie brakowało momentów, kiedy mocno zastanawiałam się za co Bóg mnie tak bardzo, bardzo nie lubi.


Jednak patrząc na wszystko z perspektywy czasu stwierdzam, że wyszło całkiem ok, a wszystkie paskudne doświadczenia sprawiły, że z rozmemłanej ciapy zmieniłam się w kobitkę, która ma trochę jaj. Wiem, że życie jest jakie jest. Czasem nam posłodzi, a czasem da popalić tak, że tracimy wszystkie siły. Grunt, to się nie poddawać i wyciągać lekcje z niepowodzeń, kłopotów i dołków.


Dzisiaj ku pokrzepieniu serc dziele się wnioskami jakie sama wyciągnęłam z mojego własnego "hard time".



Nigdy nie podążaj za stadem baranów

Tego nauczyłam się w gimnazjum. Najgorsze 3 lata mojego życia mówiąc szczerze, ale nauczyły mnie podstawowej umiejętności życiowej. Czasem człowieka kusi, żeby za tym stadem pójść. Pójść na łatwiznę, nie wychylać się, machnąć ręką, byle by jakoś dostosować się do grupy. Jednak jeśli widzisz, że otaczają Cię idioci, to lepiej rób po swojemu. Możliwe, że nie zrozumieją i postanowią mocno dać Ci w kość, ale w końcu Ci się to opłaci.


Nie wszystkich da się uratować

Czasem bliska nam osoba zwyczajnie dąży do zguby, po drodze najprawdopodobniej łamiąc nam serce. Nauczyłam się, że nie każdego człowieka da się uratować, bo nie każdy chce być ratowany. I chociaż to niesamowicie boli, to czasem najlepiej się odciąć. Jesteś odpowiedzialny tylko za swoje własne życie. Jeśli ktoś postanowił swoje skopać, to w ostateczności pozostaje mu tylko pozwolić na to, a siebie ratować.


Nie mów, że gorzej być nie może, bo okaże się, że może

Zawsze może być gorzej. Nawet jeśli rozpadła Ci się rodzina, facet zdradził, nie masz ani grosza, to nie stękaj, że jesteś na dnie, bo najprawdopodobniej wpadniesz pod samochód. Zawsze może być gorzej. Doceniaj to, co masz i pracuj nad tym, żeby naprawić to co jest złe.


Nie zrzucaj winy na siebie

Zawsze zastanawiałam się dlaczego zdradzony człowiek tak często obwinia siebie. Szczególnie kobiety tak mają, że od razu uruchamia im się myślenie „jestem za brzydka i gruba i nudna, nic dziwnego, że poszedł do innej”. Wyrzuć to myślenie. To nie okradziony jest winny, tylko złodziej. Zawsze. Nie wbijaj sobie do głowy bzdetów.

Nigdy nie wiesz, co czeka za rogiem

To przestroga dla tych, którzy myślą, że ich życie jest do bani i nie ma żadnych szans na poprawę. Nigdy nie wiesz, co Cię spotka. Gdybym w gimnazjum uznała, że jestem na dnie i kończę ze sobą to nie poznałabym kilku wspaniałych osób, nie zaliczyłabym przygody z międzynarodową korporacją, nie kąpałabym się w Morzu Śródziemnym, nie zakochałabym się po uszy. A przecież wtedy nie wierzyłam, że którakolwiek z tych rzeczy jest możliwa. Ale nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Dzisiaj może być do bani, a jutro może być najlepszym dniem twojego życia.


Niektóre problemy są jak trening

W trakcie treningu jesteś zmęczony, czasem czujesz ból, czujesz, że to za wiele i nie dasz rady. Na dodatek jesteś przepocony i śmierdzisz. Czekasz tylko na koniec tych męczarni, a może nawet chcesz je rzucić w kąt. Mimo wszystko zaciskasz zęby. I wychodzisz z tego silniejszy, wytrzymalszy, szybszy i zahartowany. Następnym razem nawet nie poczujesz wysiłku.


Pierdoły to nie problemy


Ale często zdarza nam się pomylić. Jedynka z klasówki. Odrzucenie ze strony kogoś za kim szalejesz. Ochrzan od szefa. Kłótnia z jakimś wrednym Cebulakiem w tramwaju. Lubi się przejmować takimi rzeczami, ale nie wiem po co. Zasada jest prosta: jeśli za dwa tygodnie nie będziesz już pamiętać o sprawie to nie była ona problemem, a pierdołą.




13 komentarzy:

  1. Dobrze powiedziane. Szczególnie o tym stadzie baranów. Sama miałam takie stado w podstawówce i wiem, jak ciężko bywa iść pod prąd. Ale się opłaciło. I wiele innych ciężkich doświadczeń z przeszłości teraz wspominam z uśmiechem i w sumie dziękując za to, że tak się poukładało. Kiedyś bym nie uwierzyła, że będę za to dziękować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - czasem coś, co wydawało nam się złe obraca się na dobre i zaczynamy dziękować, że tak się stało :)

      Usuń
  2. Ludzie chcą być akceptowani i lubiani przez innych, może stąd to podążanie za innymi. Trudno czasami się odciąć od takich ludzie, ale myślę, że warto.
    U mnie także okresem gimnazjum był najgorszym czasem w życiu. Teraz z perspektywy czasu cieszę się, że udało mi się przetrwać chociaż zastanawiam się, w jaki sposób znalazłam na to siłę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gimnazja to chyba najgłupszy wymysł naszego systemu oświaty!

      Usuń
    2. Chyba jestem stara ;)
      Mam za sobą 8 klas podstawówki :D

      Usuń
    3. Tina zazdroszczę! :) Ominął Cie ten doskonały inaczej wytwór :)

      Usuń
    4. Tina,ja też mam 8 lat podstawówki. Dobrze,że nie było wtedy gimnazjów. Gimnazjum to jakaś pomyłka oświaty :)

      Usuń
  3. "Nauczyłam się, że nie każdego człowieka da się uratować, bo nie każdy chce być ratowany." świetnie to ujęłaś. jak to przeczytałam, to aż mnie to uderzyło. szkoda, że nie wiedziałam tego będąc w gimnazjum i liceum..

    niby piszesz o problemach, ale wydźwięk notki jest bardzo pozytywny:) zwłaszcza ostatnim punkt - ja to nazywam "przywracaniem perspektywy"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam pokazać, że 98% problemów przemija, z większością można sobie poradzić, a część złych rzeczy nawet wychodzi nam na dobre :) No i z najgorszego dna można się w końcu odbić :)

      Usuń
  4. To nie okradziony jest winny, tylko złodziej, niektóre problemy są jak trening, jeśli za dwa tygodnie nie będziesz już pamiętać o sprawie to nie była ona problemem, a pierdołą, szczególnie te cytaty zapamiętałam, tyle mądrości w jednym wpisie! Znam to podążanie za stadem, ten etap mam za sobą(i oby ostatecznie), zresztą czy nie lepiej być odrębną jednostką, indywidualnością, czerpiącą z mądrości, wrażliwości i spontaniczności innych, wyłapującą, to, co najlepsze, niż być kopią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Od innych warto się uczyć, ale małpować wszystko to już błąd, szczególnie jeśli małpujemy coś niezgodnego z naszymi zasadami.

      Usuń
  5. Hej :) Trafiłam tu do Ciebie z bloga Wolnego i na pewno zostanę na dłużej :)

    Przeczytałam kilkanaście Twoich postów i mam takie samo wrażenie / doświadczenia np. na temat pracy w korpo czy wydawania pieniędzy. Mam nadzieję, że pozwolisz, że się wywnętrzę, bo wyczuwam w Tobie bratnią duszę :)

    Mam 26 lat i mieszkam też w Krakowie. Moją pełnoetatową pracę zawodową zaczęłam od pracy w szkole (liceum i gimnazjum). Ten rok wymęczył mnie strasznie pod względem psychicznym - nie ze względu na dzieci, tylko na brak jakichkolwiek perspektyw na lepsze zarobki i osiągnięcie kiedyś niezależności finansowej. Po lekcjach dorabiałam korkami, ale ileż można mając dojazdy między dwoma szkołami, wywiadówki i raday pedagogiczne? Zarabiałam żenujące pieniądze. Wydawałam prawie wszystko, bo też nawet nic nie zostawało. Rzuciłam to w cholerę i poszłam do korpo.
    Dziś, po 8 miesiącach pracy w korpo, pracuję juz na okresie wypowiedzenia, przechodzę do innej firmy (też korpo), za większe pieniądze. Będę mieć ponad dwa razy więcej niż zarabiałam w szkole. Korepetycji dalej udzielam (nawet więcej i drożej). O pieniądze się nie martwię, bo je mam.

    Wiem, że nie chcę być w korpo do końca życia. Że nie znoszę tych poniedziałeczków, piąteczków, środa minie tydzień zginie - każdy dzień powinien być ekscytujący, a nie tak jak wszyscy wokół - czekają na piątek, na wakacje, na śmierć.

    Nie chcę kredytów. Za półtora roku chcemy kupić z mężem mieszkanie za gotówkę. Na ten cel oszczędzamy. Następnym celem będzie moja wolność finansowa. Mąż wolny być na razie nie chce, lubi pracę w korpo, pracuje z domu kiedy chce :)

    Niemniej jednak, lepiej mi się żyje z jakimś celem. Także z tym, że praca w korpo to dla mnie jakiś tam etap. Oszczędzam 70% swoich dochodów. Mam nadzieję, że do 35 roku życia będę mogła robić to, na co będę mieć ochotę :) Że wyprowadzę się z tego cholernego, zasmrodzonego Krakowa i będę mieszkać w małym domku pośród wzgórz. Brzmi banalnie, ale cóż :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Faktycznie mamy coś wspólnego :) Nawet wiek podobny i miasto to samo (no i wspólna chęć opuszczenia go na rzecz miejsca bez smogu i smrodu).
      Ta "środa minie tydzień zginie" to była chyba najczęściej powtarzane motto w mojej starej pracy. Bez sensu tak żyć.
      Podziwiam oszczędzanie 70% zarobków, bo to na serio doskonały wynik. Nie ma co sie babrać z kredytem hipotecznym, lepiej faktycznie trochę sobie odmówić szaleństw, a kupić mieszkanie za gotówkę i nie być na smyczy żadnego banku.
      Ogólnie życzę powodzenia i mam nadzieję, że ta wolność finansowa przyjdzie nawet szybciej :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...