niedziela, 3 sierpnia 2014

Bezrobocie czy praca której nienawidzisz? I co z tym mają wspólnego zakupy?


.
.

Co mnie skłoniło do napisania tych słów? Komentarz Trufli pod postem Pieniądze szczęścia nie dają.

„ (…)Zastanawiam się (coraz częściej) co bardziej człowieka wyniszcza - bezrobocie, czy praca, której nienawidzi...”

Jako osoba, która już ze sto razy na blogu i sto razy dziennie w prawdziwym życiu narzekała na swoją korpopracę odpowiem, że według mnie... BEZROBOCIE JEST MILION RAZY GORSZE.

Mogę narzekać na konieczność porannego wstawania, na czas tracony w drodze do pracy (i w pracy), na monotonię i bezsens. Ale NIGDY PRZENIGDY nie chciałabym wrócić do takiego bezrobocia, jakiego doświadczałam rok temu.

Wysypiałam się – owszem. Miałam czas ugotować obiad, posprzątać. Ale po namyśle zauważam więcej szkód niż pożytku.

Straciłam poczucie własnej wartości. Oszczędności topniały. Nie mogłam się dokładać 50/50 do domowego budżetu, często musiałam prosić Połówka aby coś kupił. Przez to nie czułam się równym partnerem do rozmowy. I nie chodzi o to, że Połówek dawał mi to odczuć, ale wszyscy wokół już tak.

A propos wszystkich wokół – codzienne telefony z zapytaniem, czy znalazłeś już pracę powinny być karane chłostą. Serio.

Poczucie wartości spadało też z powodu braku wyzwań z którymi mogłabym się mierzyć. Połówek opowiadał o zrealizowanych planach, trudnych klientach, premiach. Co ja miałam powiedzieć? Że podlałam kwiatki, ugotowałam zupę i nie ochrzaniłam wrednej baby w sklepie. Nuda. Człowiek potrzebuje sukcesu.

Do czego to doprowadziło? Do tego, że pocieszałam się zakupami. Dostarczały mi emocji w nudnym życiu. Kiedy moje pieniądze zaczęły się kończyć prosiłam Połówka o kupienie czegoś. Ale nowe rzeczy niczego nie zmieniały. Poczucie beznadziei nie mijało, a ja wyszukiwałam nową rzecz, którą koniecznie musiałam mieć. I tak w kółko.

W sierpniu zeszłego roku opamiętałam się. Zakupy, ciuchy, błyszczyki, perfumy, pocieszanie się w ten sposób – to się musiało skończyć. I się skończyło, chociaż było trudno.
Kilka miesięcy później poszłam na rozmowę kwalifikacyjną i dostałam moją korpopracę. Może i nie kocham jej całym sercem. Jutro jest poniedziałek i jak co tydzień będę przeklinać konieczność zwleczenia się z łóżka. Ale mam po co wstawać. Porozmawiam z koleżankami, pozłoszczę się, może nawet odniosę jakiś mały sukces, którym pochwalę się Połówkowi.

W tym miesiącu nic nie kupię. Nie muszę się już w ten sposób pocieszać.

Bezrobocie jest fajne jako krótki odpoczynek po tym jak zwolnisz się od jakiegoś psychopaty. Ale każdy urlop kiedyś musi się skończyć. Inaczej wpadamy w otchłań beznadziejności. Mówiłam: potrzebujemy wyzwań. Potrzebujemy zwlekać się co rano z łóżka. Kłócić się z klientami. Musimy być PO COŚ.

Wszystkim bezrobotnym – posady marzeń!

(Oczywiście nie jestem głucha i ślepa. Wiem, że cała masa osób nienawidzących swojej pracy pociesza się zakupami. Ale oni też pewnego dnia zobaczą, że nowa kiecka i ajfon nikogo jeszcze nie uczyniły szczęśliwym na wieczność)

4 komentarze:

  1. Takie telefony powinny być zdecydowanie karane chłostą - to jednak z tych rzeczy, które prawdziwie dobijają, gdy człowiek szuka pracy już przez dłuższy czas. Nie wiadomo czy to pytanie z troski, ciekawości czy zrezygnowania - albo czasem niedowierzania, że ktoś sobie pracy znaleźć nie potrafi (znam ludzi, którzy uważają, że pracy jest bardzo dużo, tylko trzeba po nią sięgnąć - tych ludzi powinno się zasypać wszystkimi CV, na które firmy nigdy nie odpowiedziały - ciekawe co wtedy by powiedzieli).

    A bezrobocie wyniszcza - to prawda. Głównie przez myśli jakie się wtedy pojawiają - co ze mną jest nie tak? jestem beznadziejna, nie potrafię nic sobie znaleźć, nikt mnie nie chce, nigdy nie znajdę pracy... Z drugiej jednak strony obserwuję teraz osobę, którą wyniszcza znienawidzona praca - jest to równie okrutne, co ta przerażająca bezczynność i bezproduktywność na bezrobociu. Obu rzeczy doświadczyłam na swojej skórze i po dłuższym namyślę muszę przyznać Ci rację - gorzej się czułam będąc bez pracy. Wtedy byłam rozczarowana sobą. Niewiele robiłam, bo na niewiele miałam ochotę. Co innego, gdy wyczekiwałam z utęsknieniem końca zmiany - o dziwo miałam wtedy więcej energii i zapału, żeby zająć się swoimi sprawami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: w większych miastach pracy jest bardzo dużo, ale nie każda oferta jest warta tego żeby w ogóle wysłać cv. w mniejszych miastach dramat.
      Najważniejsze to mieć jakiś cel w życiu. Czasem jest to właśnie wyczekiwanie końca zmiany - też tak często mam.

      Usuń
  2. A ja jestem właśnie na takim zakręcie,nienawidzę swojej pracy ,czuję się zmęczona wypalona i marzę o tym żeby chociaz przez chwilę pobyć "bezrobotną"mieć czas na wspomniany obiad,na spacer ,na porządki,a przede wszystkim mieć czas dla syna,każdego dnia idę do pracy prawie z płaczem,jak za karę,ale po przeczytaniu tego tekstu zaczynam się zastanawiać czy faktycznie nie warto zacisnąć zębów i jakoś przeczekać ten trudny okres...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból i mogę powiedzieć, że jesli wiesz co chcesz robić w życiu i co Cie uszczęśliwi to składaj wypowiedzenie, odpocznij chwilę a potem bierz się za spełnienie marzeń. Też czasem mam ochotę rzucić wszystko, ale nie wpadłam na to, co chce robić. A zwolnienie się dla samego zwolnienia jest głupie - dlatego zaciskam zęby.
      Więc jesli masz swój cel to nawet sie nie zastanawiaj, a jeśli nie, to życzę jak najszybszego odnalezienia jej :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...