poniedziałek, 20 stycznia 2014

O "Sztuce prostoty" i byciu damą.


Miałam się zmotywować do wstawiania co najmniej dwóch postów tygodniowo, ale przy obecnym nawale zajęć i niedoborze czasu stworzenie jednego postu to już spore wyzwanie. Na dodatek po pracy mam siekaną sałatę zamiast mózgu.

No ale od dłuższego czasu miałam już napisać o dwóch książkach. Internety już wprawdzie rozpisały się na ich temat i pojawiły się ona na każdym szanującym się blogu. Może to mnie zachęciło do zakupu? Niemniej mam troszkę inną opinię na ich temat od większości.

Książki Dominique Loreau kusiły mnie już od dłuższego czasu. Najbardziej chyba „Sztuka Minimalizmu” – pięknie wydana, ale jednak o zupełnie nie minimalistycznej cenie. Wybrałam zatem „Sztukę prostoty”. Ta książka doskonale pokazuje, że czytając warto jednak od czasu do czasu ruszyć mózgiem. Wielu oburzył rozdział dotyczący odżywiania, a raczej fragment o konieczności przeprowadzania ścisłych postów. Faktycznie autorka brzmi trochę jak anorektyczny guru. Ale hej, każdy ma własny rozum. Mi głodówki nie służą, nawet te jednodniowe, więc chociażby w jakiej książce napisali, że niejedzenie przez tydzień zamieni mnie w istny obiekt męskich westchnień, to i tak to oleję. Natomiast zgadzam się z tym, że jeść powinniśmy kiedy jesteśmy głodni. I tylko rzeczy zdrowe i w miarę nieprzetworzone. Przynajmniej jeśli zależy nam na byciu zdrowymi, szczupłymi i odpornymi na choróbska.

Ach no i nie mogę nie wspomnieć, że „Sztuka prostoty” zmotywowała mnie (Mnie! Zawziętą Bałaganiarę!) do sprzątania. I zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Dzięki niej zaczęłam też pozbywać się gratów, starych kosmetyków, czy ciuchów w których czułam się jak uboga krewna. Dlatego rozważam też zakup „Sztuki sprzątania” dla siebie i do podrzucenia Połówkowi.


Druga książka to osławiona już „Jackie czy Marylin? Ponadczasowe lekcje stylu” Pameli Keogh. Z jednej strony przyjemne lekkie czytadełko, szczególnie jeśli ktoś lubi czytać o silnych babkach. Z drugiej strony miałam nadzieję, że książka wyczerpuje temat „jak być na serio stylową kobitką i prawdziwą damą, chociaż z jajami?”. Nie wyczerpuje. Dodatkowo autorka jest dosyć stronnicza, często zachwyca się wywodzącą się z biednej rodziny Marylin, a dokucza Jackie. Wkurza mnie to, chociaż zawarty w książce test (a raczej dosyć naiwny tecik) wskazuje, żem bardziej M.M. niż J.K.O. Ale pewnie przykro by było i samej Jackie i wszystkim kobietom, które z nią się utożsamiają przeczytać, że nigdy nie będą tak seksowne jak Marylin. Taka książka nie powinna stawać po jednej ze stron, szczególnie zestawiając ze sobą legendy tamtych czasów. Jest to mocno nieeleganckie i przypuszczam, że ani M.M. ani J.K.O. nie zniżyłyby się do czego takiego. Ta książka nie wpłynęła na mnie w żaden znaczący sposób i szczerze to ciesze się, że dostałam ją w prezencie, bo nie jest w żaden sposób niezbędna.


Podsumowując: minimalizm minimalizmem, ale książek nigdy dość. Chociaż nie wszystkie mają w sobie tyle pozytywnych treści, ile obiecują recenzje.
A "Wkurzona Sówka" jest moim "dziełem" nr 2 w cyklu 50 Tygodni i uznałam, że zasłużyła sobie na mniejsce w czołówce posta :)

2 komentarze:

  1. Chyba zaopatrzę się w książkę "Sztuka prostoty" skoro warto. Chociaż i tak stram się na bieżąco odgracać życie i otaczjącą mnie przestrezeń, bo nawał rzeczy i bałagan mnie rozpraszają. Co do rysunku sowy to muszę powiedzieć, że jest świetny=) Chętnie bym taki powiesiła na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzje są skrajne, ale jeśli szukasz czytadła na leniwy weekend, nad którym można "podumać" z kubkiem herbaty, to jak najbardziej polecam :) Dziękuję za pochwałę :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...