środa, 22 lipca 2015

Jak kupować mniej ubrań?




Zauważyłam ostatnio sporo wejść na bloga z hasła "ile ubrań potrzebuje człowiek?".
Po przekopaniu się przez spory kawałek internetu stwierdzam, że to zależy od człowieka. W końcu są mnisi, którym wystarcza kawałek tkaniny przewieszony przez ramię. Są członkowie projektu 333, którzy w szafie mają czasami kilkanaście ciuchów.
Uczciwie przyznam, że w naszym klimacie to spore wyzwanie, kiedy z jednej strony potrzebujesz szortów, a z drugiej puchowej kurtki. Co nie zmienia faktu, że spora część z nas zmaga się z przepełnioną szafą i nałogiem (tak, nałogiem!) kupowania coraz to nowych ubrań i dodatków. Dlatego dzisiaj dzielę się moimi sposobami na to, jak zwyczajnie zacząć kupować mniej ubrań.


# Wybieraj trendy dla siebie

Na każdy sezon proponują nam coś innego. Zazwyczaj w tym "czymś" dobrze wygląda jedynie ułamek ludzkości, dlatego nie rzucaj się na każdą przelotną modę. Oceń na chłodno, czy dana tendencja w ogóle do Ciebie pasuje i czy ma szansę utrzymać się dłużej niż miesiąc.


#Albo całkiem zrezygnuj z trendów

Bardzo dobra strategia. W końcu szkoda być kopią kopii kopii. Wiele osób wychodzi z założenia, że jeśli coś mają wszyscy, to oni będą się od tego trzymać z daleka.


# Wymyśl 20 nowych zestawów z ciuchów które już masz

Najprawdopodobniej w zawartości Twojej szafy drzemie spory potencjał. Musisz tylko wyjść poza utarte schematy zestawów, które narzucasz na siebie codziennie rano. Najprawdopodobniej okaże się, że możesz przez miesiąc ubierać się inaczej nawet nie zaglądając do sklepów.


# Odrzucaj kiepską jakość

Jeśli kupujesz, kupuj tylko to, co ma najlepszy fason, krój, materiał i jakoś wykonania. Po pierwsza dobra rzecz wygląda o wiele lepiej. Po drugie wystarczy na o wiele dłużej, więc rzadziej będzie trzeba wybierać się na zakupy, żeby poszukać następcy. Po trzecie o wiele trudniej ją dostać, a to powoduje, że częściej rezygnujesz z zakupów, ale też bardziej cieszy Cię wybranie nowej rzeczy.


#Opracuj plan

Dlaczego kupujemy kolejny ciuch, który do niczego nam nie pasuje? Zazwyczaj dlatego, że nie wiemy, jak chcemy wyglądać. Dobry plan nie jest zły. Sama zrobiłam to w ten sposób, że poszukałam zdjęć pokazujących mój wymarzony styl, wybrałam sobie paletę kolorów, materiały i kilka fasonów, w których dobrze się czuję i wyglądam. Kiedy rozważam zakupy sprawdzam, czy dana rzecz spełnia narzucone kryteria.


# Nie łaź tyle po sklepach

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Odklej się od galerii handlowych i przeglądania zasobów sklepów internetowych. Jest cała masa rzeczy bez których możesz żyć, dopóki ich nie zobaczysz i jakiś spec od reklamy nie wmówi Ci, że jednak ich potrzebujesz. Pozbaw go tej okazji, idź na spacer do lasu.


#Powymieniaj się z kumpelami

Dobry sposób bo wychodzisz na zero. Ty dajesz swoje niechciane ubrania, Twoje przyjaciółki swoje. Pozbywasz się gratów (które dla kogoś mogą stać się użyteczne) i zaspokajasz swoją potrzebę nowości w szafie. A portfel pozostaje nietknięty.


8 komentarzy:

  1. temat rzeka, ja jestem na etapie czytania slow fashion chetnie bym wszystko posegregowala ale poki co nie chce mi sie, brakuje mi zapału, zobaczymy moze cos z tego wyjdzie tak czy siak;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za zmotywowanie się ;) "Slow fashion" tak podobno działa na ludzi, że chcą po lekturze wszystko posegregować i zostawić tylko najlepsze rzeczy :)

      Usuń
  2. Ja, jako ta, co już chyba półtora roku jest na odwyku ubraniowym, mogę się wypowiedzieć w temacie ile naprawdę potrzeba. Nie liczyłam nigdy ile mam ubrań, na pewno mniej iż 333, może mniej niż 222. Nie interesują mnie trendy, bo jestem już na tyle dojrzała jeśli chodzi o modę, że mam po prostu swój styl, swoją gamę kolorystyczną, nie trzymam też ubrań do chodzenia "po domu", ani takich z serii "przydasiękiedyś". Jak czegoś nie mam, a potrzebuję np. na raz założyć, to pożyczam od koleżanki albo mamy (teraz trochę utrudnione, bo mieszkamy w innych krajach). Mam dwie sukienki, które kocham i wałkuję naokrągło, cały czas piorę, cały czas w niezłym stanie. Jedną taką bardziej na okazje, ale też nie too-dressy, bo nie lubię być przestylizowana i nie lubię mieć rzeczy, która nadaje się np. tylko na wesele koleżanki. Jak coś mam kupić to musi być rzecz, w której mogę chodzić po prostu na codzień. Mam dwie pary jeansów, obydwie kupione jeszcze w liceum (czyli... no cóż, to było dobrych parę lat temu..., dwie pary spodni materiałówych (dzwonów w kwiaty, kocham je nosić, nadają się in a lato i na zimę (jeśli pod spód założy się cienkie legginsy). Mam dwie bluzy, płaszcz, kurtkę. Za dużo par trampek, ale większość się już rozwala więc niebawem zostaną mi pewnie ze dwie. Jeśli chodzi o bieliznę - też nie mam dużo. Nie noszę stanika, mam tylko dwa topy na wyjątkowe sytuacje (czyt. gdybym miała założyć coś bardzo prześwitujacego albo gdyby było naprawdę zimno), jeśli chodzi o majtki - mam kilka par naprawdę dobrej jakości, które noszę od kilku lat, mimo tysięcy prań są w świetnym stanie, nadal wygodne, nie sprane, materiał się nie zniekształcił. Kilka t-shirtów. Jakieś dwie pary szpilek, ale też się chyba pozbędę, bo po prostu mój tryb życia nie przewiduje już noszenia takiego obuwia (jestem mamą 2-latka, przedsiębiorcą, ale nie takim typowym w garniturze, a działającym w terenie, czasem ekstremalnie, więc trampki to mój dress-code).

    Wiesz, co jest najciekawsze? Dostaję często info od ludzi, że mam fajny styl, Że widać po nim od razu mój charakter, widać, że jestem artystyczną duszą, że jestem kreatywna. A ja nawet się nie zastanawiam nigdy za mocno nad tym co wkładam na siebie. Po prostu wyciągam coś z szafy co jest w miarę adekwatne do pogody (czyli albo żebym nie zamarzła, albo żebym się nie ugotowała). 1,5 roku temu to było dla mnie bardzo trudne - nie kupować ubrań. Przez ten czas właściwie tylko się ich pozbywałam (poza kilkoma zakupionymi rzeczami po rocznym eksperymencie, ale musiałam uzupełnić szafę o rzeczy, które po prostu się zniszczyły - np. zimowa kurtka nadawała się do wyrzucenia, a przy mrozach nie mogłam chodzić w jeansowej katanie). Dzisiaj to jest dla mnie takie proste i oczywiste, by mieć mało ubrań. Nie ciągnie mnie do sklepów. Nic mi się tam nie podoba. Ostatnio tylko serce mi zabiło mocniej gdy przechodziłam koło stacjonarnego sklepu Muji, ale na razie i tak nie potrzebuję niczego nowego, więc pójdę tam gdy będę potrzebować.

    OdpowiedzUsuń
  3. wow... to jest naprawdę niesamowite... jak Ci się to udaje? ja mam chyba za słabą wolę - zresztą, niemal się czuję usprawiedliwiona, jak czytam o psychologii ekonomicznej, na przykład tutaj http://cenabiznesu.pl/-dlaczego-kupujemy/0/0/50da3df4cd84f48cb58940ff1c4f13bb ale serio to troch przerazające! ktos monitoruje nasze zachowanie, żeby znaleźć schemat, w którym kupilibyśmy jakąś rzecz!

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonałe podejście! Tak naprawdę wcale nie potrzebujemy tych wszystkich ubrań, które przepełniają nasze szafy, więc powinniśmy oduczyć się bezmyślnego kupowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie trzeba wcale kupować mniej, wystarczy, że będziemy wybierali jedynie tanie ubrania - takie, które nie rujnują portfela.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że aby kupować mniej można to robić po prostu w sklepach stacjonarnych. Ja zawsze robiąc zakupy w galerii handlowej kupuję miej niż przez internet. Może to jest właśnie jakies rozwiązanie?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...