środa, 20 sierpnia 2014

Nowa kreacja na wesele?


Akurat tak się złożyło, że kolejny Miesiąc Bez Zakupów wypadł w samym szczycie sezonu weselnego. Wśród moich znajomych moda na śluby nie osiągnęła jeszcze apogeum i chwała Panu za to. No ale bliską koleżankę z liceum dopadł stan zwany zakochaniem, a że utrzymywał się już praktycznie od 4 lat to nie zdziwiło mnie zaproszenie na weselicho.

Chętnie pójdę uczcić jej szczęście J

Już od maja mojego fejsa bombardowały reklamy kiecek na wesele. Nie powiem – śliczne to, pastelowe, zwiewne i nawet ceny nie zabijają. Ale w ciągu najbliższego roku mam tylko to jedno wesele. Nie uśmiechało mi się kupowanie kiecki na jedną okazję.

Zaczęłam więc przegrzebywać własną szafę. Nie powiem, żebym była w stu procentach zadowolona. Moja ulubiona sukienka jest… biała. Ubranie jej oznacza wzrokowy lincz ze strony Panny Młodej i wszystkich jej ciotek. A ma ich sporo. Zresztą gdyby to był mój ślub, to pewnie gołymi rękami zadusiłabym laskę, która robiłaby mi kolorystyczną konkurencję.


Drogą eliminacji pojawiły się trzy wybory:
-jasnoróżowa i wielce obcisła kreacja z Zary - kupiona „na oko” jeszcze za czasów zakupoholizmu, zapina się owszem, ale mogłabym wyglądać w niej lepiej L Niestety plany odchudzania się wyszły jak wyszły (Milko to wszystko twoja wina!!!). Teoretycznie najlepsza, a z drugiej strony nie wiem…
-granatowa i bandażowa- lubię ją, ale nie wiem, czy się nadaje do końca na takie okazje. I trochę się podwija…
-klasyczna mała czarna – tak, wiem, czarna to na pogrzeb, a nie na wesele, ale coraz więcej osób ignoruje te idiotyczne zasady, więc może do nich dołączę. To taki bezpieczny wybór.

Powiem Wam, że czuję presję. Wesele to przecież dla większości nowa kieca, nowe buty (o butach nawet nie chcę myśleć i o torebce w sumie też), fryzjer i te sprawy. Wymóg wyglądania dobrze na imprezie kogoś innego, gdzie nawet nie wiesz jeszcze, czy będziesz się dobrze bawić. Idiotyzm.


W gruncie rzeczy nie ja tu mam być gwiazdą. Chętnie zrzeknę się tego statusu na rzecz Panny Młodej. Niech ona błyszczy w swojej sukience, w końcu to jej wieczór. Ja wybiorę coś ze swojej szafy. Może nie będzie to nic wystrzałowego. Może mnie obgadają. Ale nie przytargam kolejnego zbędnego ciucha i już.

Zaszaleję dopiero kiedy to ja będę szukać pięknej białej kiecy i welonu do kompletu :) A mam już swoją wizję :)

EDYCJA: Wygrała jednak mała czarna. W niej najlepiej się czułam. Okazało się, że więcej babeczek olało tradycję, że "w czarnym to tylko na pogrzeby, a na ślub nie wypada". Włosy wyprostowałam, na nogi przywdziałam wiekowe ale megawygodne buty, a na ramię zarzuciłam swoją zwykłą acz pojemną torebkę. Bawiłam się świetnie nawet pomimo serii pechowych zdarzeń, która prześladowała mnie i Połówka do samego końca. Oszczędne podejście do szykowania się na wesele zdało egzamin na 6+ :)

10 komentarzy:

  1. No i bardzo dobrze robisz :) Ja tez nie ogarniam tego po co na czyjes wesele funodwac sobie fryzjera itd. Zgadzam sie w 100 procentach, to panna mloda ma blyszczec!

    pozdrawiam cieplutko
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Stroić będzie się można bez wyrzutów sumienia na własny ślub :)

      Usuń
  2. Rozsądnie działasz. Też wolałabym kasę zaoszczędzić lub wydać na swoją przyjemność (fryzjer, wyjątkowe jedzenie) niż kupować 'ałtfit' na jeden raz, który potem będzie zagracał szafę.
    Z przedstawionych sukienek, ja wybrałabym różową. Aha, z własnych obserwacji radzę nie słuchać myśli "nie wypada, nie do końca na tę okazję...", bo dziewczyny teraz bardzo różnie ubierają się na wesela i każdy wybór możesz 'obronić'.
    Udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety jak człowiek sobie pozwalał na czekoladki i hamburgery (jeszcze powtarzając sobie, że to przecież tylko ten jeden jedyny raz, a potem to już tylko zdrowe jedzenie), to się potem ledwie mieścił w różowej :) Wygrała mała czarna :)

      Usuń
  3. Hej :) Bardzo podoba mi sie Twoje podejscie, rozsadnie podchodzisz do zakupow. Nie ma sie co przejmowac tym co inni powiedza- to ich problem, nie Twoj. Wszystkie sukienki ladne i wszystkie sie nadaja. Zawsze bylam przeciwnicza kupowania sukienki na jedna okazje, wesela kolezanek i 2 sylwestra oblecialam w jednej ulubionej ;) A tak w ogole to chcialam dodac, ze przypadkiem znalazlam Twojego bloga i bardzo go polubilam, milo sie czyta madre osoby ;) Ja nigdy nie bylam zakupoholiczka, ale mialam momenty, ze za bardzo myslalam o rzeczach materialnych, o nabywaniu... dobrze, ze to byly i czasem sa tylko momenty, a moj maz potrafi mnie powstrzymac i Twoj blog tez :)) Duzo wazniejsze sa momenty przezyte np. te zwiazane ze sportem, przyroda, podroza..

    Pozdrawiam, Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się - momenty są najważniejsze, bo to je potem wspominamy, a nie buty i sukienki :) Nie ma po co wpadać w pętlę ciągłego kupowania, bo ciężko się potem wydostać.

      Usuń
  4. Najważniejsze, żebyś Ty dobrze się czuła w sukience, którą wybierzesz, bo prawda jest taka, że zawsze się znajdzie ktoś, kto nas pochwali, albo zgani. Postanowiłam po ostatnim Twoim wpisie ubrać wreszcie sukienkę, którą kupiłam niedawno, ale nie wiedziałam gdzie ją założyć. Co usłyszałam? Najpierw, że wyglądam dużo starzej... a potem od kogoś innego, że wyglądam dużo młodziej... Ostatecznie miałam ochotę wsadzić im palec do oka. Będę nosić to w czym czuję się dobrze, a nie to w co ubierają mnie inni.
    Życzę Ci miłej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkim nie dogodzisz i zawsze znajdzie się człowiek, który ma jakieś "ale". Wszyscy mają inny gust, każdemu co innego się podoba, więc żeby nie zwariować najlepiej kierować się tylko swoim gustem :) Ja na odmianę pamiętam jak ktoś mnie namawiał do kupienia jakiegoś ciucha, a potem w nim nie chodziłam, bu tu było za krótko i kolor nie ten i dekolt nie taki... Nie dajmy się przebierać za kogoś innego, najlepiej być sobą ;)

      Usuń
  5. Bardzo mądrze. Ja też miałam rozterki ubraniowe przed jakimś weselem. Cała szafa pięknych, czarnych sukienek, a ja idiotka kupiłam nową kieckę, która właściwie po tym jednym wystąpieniu nie nadaje się do niczego (się zafarbowała, szajs). A na weselu kobitki w czarnych sukienkach, myślałam, że mnie szlag trafi... I od tej pory na wesela chodzę w czarnych i świetnie się czuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wdrażam taka strategię - nową sukienkę na każda jedną imprezę może kupować Agelina. Zwykła kobitka nie ma ani tyle miejsca w szafie, ani czasu, ani kasy. No i nie chce tracić nerwów na szukanie ładnej kiecy, bo niełatwo na taką trafić w pierwszym lepszym sklepie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...