źródło: stylowi.pl
Nie znalazłam jeszcze stylu ubierania o piękniejszej i
bardziej zobowiązującej nazwie. Chociaż zasięgnięcie opinii kilku osób, które w
Paryżu były (ja jeszcze nie miałam okazji) sprowadziło mnie na ziemię. Nawet
tam niewiele jest prawdziwych wyznawczyń elegancji z nutką przekory. Bo to jest
dla mnie jego esencją. Musimy zatem porzucić także mit o paskowanym podkoszulku
i czarnym bereciku.
Nawet jeśli sama nazwa niewiele ma wspólnego z
rzeczywistością, styl francuski zwrócił moją uwagę. Bo ma tak wiele elementów,
które lubię. Jest elegancki i dobry jakościowo, ale też nonszalancki i
wychodzący poza schematy. Mityczna „Paryżanka” nosi rzeczy wygodne i
dopasowane. W świecie za krótkich bluzek, przejrzystych materiałów, zbyt
wysokich szpilek i sadełka wylewającego się z przyciasnych spodni to jednak
rzadkość. Z drugiej strony ma odwagę łamać schematy nietypowymi połączeniami
(strojne szpilki do zwykłych codziennych dżinsów? Brylantowa biżuteria do
szortów? A może elegancka marynarka i trampki?). W jej szafie nie może
zabraknąć małej czarnej, kaszmirowego sweterka, płaszcza typu trencz, czy
zwykłego t-shirt’a, ale wykonanego z najlepszej jakościowo bawełny (tylko gdzie
takie znaleźć?). Przyciąga wzrok nietypowymi rozwiązaniami, jakością ubrań i dodatków,
ciekawą formą. Stroni od tandety, nadmiaru błyszczących, czy wyzywających
elementów.
źródło: stylowi.pl
Ale najważniejsze to: nikogo nie udaje!
Dlatego ten styl tak do mnie przemówił. Nadmiar ubrań w mojej szafie spowodowany jest ni mniej ni więcej chęcią udawania kogoś, kim nie jestem. Dużo miałam tych postaci do udawania. Ale w tym momencie stweirdzam, że najwygodniej mi pozostać sobą. Dlatego na spokojnie poszukam tego kaszmirowego sweterka i bawełnianego podkoszulka, który nie zdradza światu, jaki stanik ma na sobie właścicielka.
P.S. Postanowiłam wdrożyć coś, co sama nazywam "minimalistycznym odchudzaniem". Trzymajcie za mnie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz