sobota, 12 października 2013

Projekt 333. Moje podumowanie miesiąca z 33 ciuchami.


Czas leci szybko. Przy Projekcie 333 zleciał w mgnieniu oka, może dlatego, że wyzwanie okazało się o wiele łatwiejsze niż Miesiąc Bez Zakupów. A myślałam, że ograniczenie się do 33 rzeczy to będzie jakaś tragedia. Phi, łatwizna. Jakie mam wnioski po przeżyciu miesiąca z 33 sztukami odzieży?
SPOREJ CZĘŚCI RZECZY NIE ZAŁOŻYŁAM NAWET RAZ!!

Foto z postu kiedy zaczęłam Projekt. Zielone gwiazdki pokazują czego nie miałam na sobie ani razu.

Po przejrzeniu listy okazało się, że z 33 rzeczy miałam na sobie 19. Po doliczeniu wszelkich aktualizacji zamknęłam się spokojnie w 25.
Przyznam się szczerze, że listę musiałam trochę przeorganizować w trakcie tego miesiąca, głównie z powodu niezapowiedzianego wyjazdu w góry. Na szlaku limonkowe trampki na koturnie mogłyby co najwyżej przyczynić się do skręcenia kostki. Zamieniłam je więc na stare, niemodne i niereprezantacyjne, za to wygodne i bezpieczne obuwie sportowe.
Nietrafione okazały się też wszelkie sukienki. Nie było okazji ich zakładać, bo nawet jeśli wychodziliśmy z Połówkiem „do ludzi”, to i tak wybierałam zestaw wygodniejszy: szpilki, dżinsy, top i marynarka. Zatem żadnej sukienki nie miałam na sobie nawet raz. Wymieniłam je na dwa sweterki z dzianiny ( jeden został odgrzebany w szafie w domu rodzinnym, a drugi zakupiony w przybytku zwanym ciucholandem).
Achhh no i zakupiłam wymarzone wysokie kozaki (mea culpa), które miałam okazję już wypróbować. Wprawdzie nadają się tylko do chodzenia po idealnie płaskich powierzchniach, a tych w naszym kraju raczej brakuje, ale marzyły mi się takie eleganckie butki już ze 3 lata. Mam nadzieję, że moje stare płaskie kozaki wytrzymają jeszcze jeden sezon. Jeśli nie, to czeka mnie kolejny wydatek, tym razem na coś rozsądnego :)

Bilans zakupowy wygląda tak: kozaki 139zł, sweterek Marks&Spencer 22zł, tusz do rzęs 25zł (odświeżałam stary dodając do niego soli fizjologicznej, ale niczego na wieki) i balsam do ciała 29zł. Razem 215zł. Nie ma tragedii, ale w tym miesiącu najchętniej zejdę poniżej 100zł z wydatkami na „pierdółki”.

Problemem jest to, że nie jestem póki co w stanie pozbyć się ciuchów, w których jakoś nie mam okazji chodzić. Jestem z nimi związana emocjonalnie i wszelka myśl o oddaniu ich, powoduje ból. Przynajmniej przestałam akumulować nowe rzeczy, co nie jest szczególnie proste (piękna kurteczka i płaszczyk w Zarze, ceny obydwu urywają głowę, w końcu odpuściłam i jedno i drugie…). Co nie zmienia faktu, że szafa cała zagracona i coś by wypadało z tym zrobić.

W każdym razie Project 333 polecam każdemu. Jest o wiele mniej "bolesny", niż może się wydawać na początku. Znacznie upraszcza kwestię doboru stroju, a problem "NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ" znika całkowie. Nie miałam też wcale wrażenia, że cały czas chodzę w tym samym i że codziennie wyglądam identycznie. Okazuje się, że do życia potrzebujemy o wiele, wiele mniej, niż nam się wydaje.

1 komentarz:

  1. W sumie jak się nad tym zastanowić to ja też chodzę w kilku/kilkunasty ulubionych rzeczach, ale chodząc po sklepach zawsze można znaleść coś co się przyda, chociaż potem i tak leży na dnie szafy. Co do Twojego bilansu zakupowego to wygląda naprawdę imponująco=) Justyna

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...