wtorek, 23 grudnia 2014

2014: foto, sukcesy i porażki




Nadchodzą Święta i powiem Wam szczerze - zamierzam jeść, pić, rozmawiać, śmiać się, wychodzić na zewnątrz i delektować się powiewem wiatru na twarzy. Zamierzam czytać książkę leżąc przed kominkiem, iść na spacer do lasu, składać ludziom życzenia. Ale nie mam już siły tworzyć na bloga wypocin w temacie świątecznym, bo temat ten już się wyczerpał. Pozostaje tylko Świąt doświadczyć.

Zamiast tego postanowiłam może nawet bardziej dla siebie samej podsumować rok, który powoli dobiega końca. Były już osoby, które mnie inspirowały. No ale co się w ogóle działo? Co było dobrze, a co się totalnie schrzaniło?

Zapraszam Was na kilka zdjęć zebranych losowo z całego 2014. Oddają klimat często zwyczajnych, ale radosnych dni, których nie brakowało w ostatnich miesiącach. Przypominają też o tym co dobrego i o tym, co trochę gorszego się wydarzyło.



 Skradziony poniedziałek na przełomie maja i czerwca. Urlop na żądanie to genialny wynalazek. No i ta myśl, że podczas gdy ludzie w pracy gapią się w monitorek i wykańczają nerwowo klawiaturę, Ty delektujesz się promykami słońca, kawką i książką... :)



 Smak lata. Własnoręcznie zebrany i zjedzony chwilę później.





 Jedwab i ulubione perfumy. Pod względem zakupowym rok upłynął na poszukiwaniu dobrych materiałów i delektowaniu się nimi. Chociaż moja szafa dalej jest żałosna. Chyba potrzebuję stylistki   :(





 Wiedeń...



 Wiedeń, oraz...





...jeszcze trochę...




 
...Wiednia!



SUKCESY 2014

FINANSE:
Miesiąc bez zakupów po raz kolejny udany. Było nawet łatwiej niż w 2013. W planach trochę większy projekt bezzakupowy.
Moje oszczędności nigdy nie były wyższe - chociaż to się może od stycznia zmienić. Założoną kwotę, którą miałam uzbierać do końća roku miałam na koncie tak naprawdę już w październiku.
Spełniłam też swój cel i dostałam pracę z fajną wypłatą, pomimo przekonania mojej rodzinki, że w tym kraju pozostaje tylko tyrać za najniższą krajową.

KARIERA:
Wytrwałam rok w korporacji. Kiedyś przeczytałam, że zatrudniając się w korpo powinniśmy dać sobie 12 miesięcy i przez ten czas pracować ciężko, a potem zastanowić się, czy zostajemy na dłużej. Zastanowiłam się - to nie dla mnie. Nie zmienia to faktu, że sporo się nauczyłam, sporo zaobserwowałam, sporo ludzi poznałam. Jesli jednak ludzi dałoby się podzielić na dwa typy: idealnych korpo-pracowników i ich absolutne przeciwieństwa, to ja jestem w tej drugiej grupie.

PODRÓŻE:
Mój kochany i ekstremalnie piękny Wiedeń powitał nas w czerwcu piękną pogodą. Przewłóczył nas po sobie wzdłuż i wszerz, aż wieczorem modliłam się o to, żeby można było na chwilę odpiąć sobie nogi i odłożyć je na bok - tak bolały. Pierwszy raz (i to w Muzeum Historii Naturalnej) dotarłam do etapu, w którym poczułam, że na serio nie zrobię już nawet kroku. Ale zrobiłam :)
Sporo też pojeździliśmy po naszej pieknej Polsce, w myśl, że cudze chwalicie... Koninki, Korzkiew, Rudno, Warszawa. Mamy kilka pięknych zakątków. Bardzo pięknych.

ROZWÓJ:
Postanowienie wykonania 50 rysunków w 50 tygodni ma się ku końcowi i praktycznie zostało zrealizowane. Co ja się naprzeklinałam, ale i nacieszyłam. No i co się nauczyłam! Już wiem, że to jest to, co mnie odpręża, co sprawia, że czas wokół mnie zatrzymuje się i zapominam nawet o najwredniejszym kliencie.
Przeczytałam parę dobrych książek. O, no i przestałam wreszcie przeglądać PUDELKA (a także Kozaczka, Papilota i Zeberkę - kurcze ile ja czasu kiedyś traciłam na te wszystkie pierdoły...).
Nauczyłam się troszkę rzeczy wcześniej niepojętych względem Excela i Gimpa. Co nieco poczytałam o cykaniu fotek i z mojej cyfrówki (co za obciach, nie mam lustrzanki) zaczęły wydobywać się dzieła odrobinę mniej żenujące. No i polubiłam jogę. O, i pierwszy raz grałam w bilard.




Koninki. Jeśli szukacie ciszy i spokoju, jeśli lubicie łazić po górkach i pagórkach, jeśli zapiekankę jedzoną "na szczycie" uważacie za najlepszy rarytas - polecam. Miejsce w którym panuje dobra energia, a ja od pierwszego spojrzenia się zakochałam. Gdybym była bogata, kupiłabym kawałek ziemi, wybudowała pensjonat i zapraszała znajomych i nieznajomych, żeby delektowali się tym miejscem.




Lampki świąteczne. Jedne z moich ulubionych. Tak, powiesili je jeszcze w listopadzie i co z tego?




 Nowa pasja - odkrywanie polskich zamków, dworów i pałaców. Im mniej znane, tym lepiej. Nie uwierzycie, jakie cuda kryją się czasem bardzo blisko nas. Cel na 2015? Zobaczyć wszystkie zamki Małopolski, albo chociaż większą ich część.




Generalnie nie lubię tego. Tego czyli bibelotów. Ale ten prezent jakoś tak przypadł mi do gustu. Można mieć na oku kilka ulubionych sztuk biżuterii. No i muszelki, żeby po głowie obijał się szum fal. Dzięki Anka! :)




Moje dzieło. I to z przekazem, bardzo bliskim mojemu sercu. Tak myślę, że jeśli nie kochasz tego co robisz, to daleko nie zajedziesz. Nawet jeśli dobrze Ci płacą. Mój pierwszy rysunkowy prezent i zarazem pierwsze moje dzieło, które wkrótce zostanie przerobione na pełnoprawny plakat. Jestem dumna :)




 Polska potrafi być czarująca. Moja cyfrówka potrafi czasem zrobić zdjęcie, które mi się podoba.





 Garbusik. W ramach wyzwań rysunkowych. Jeśli uda nam się kiedykolwiek opuścić naszą Klitkę, to powieszę go na ścianie. Nie do końca perfekcyjny, ale wybaczam mu to. Ważne, że poprawia humor mi i Połówkowi.



PORAŻKI 2014

KARIERA:
I tutaj znowu korpo. Bo odbiłam się od muru. Jestem za mało asertywna, za mało mam w sobie buty, za dużo myślę o innych, wczuwam się w ich sytuację. Nie przebiłam się przez grubą ścianę. Nie miałam siły na awanse. Akceptowanie chamstwa i spychologii odebrało mi motywację. Nie zrobiłam kariery - to też trochę porażka.
No i dalej nie do końca wiem, co chcę w życiu robić. Niby coś się rysuje na horyzoncie ("rysuje" to dobre słowo dla mnie), ale na Boga, mam 25 lat i coś pasuje zrobić ze swoim życiem. Może stąd decyzja, że porzucam słuchawki, mam nadzieję, że na zawsze.

SPORT:
Zostałam patentowanym leniem kanapowym. Nie zrobiłam szpagatu, co było jednym z celów na 2014. Poniekąd tutaj wygrał rozsądek - bolało w trakcie ćwiczeń rozciągających i po, uznałam więc, że nie będę walczyć z własnym ciałem. Ale oponki na brzuchu i ujemnej kondycji już tym nie wytłumaczę.

PODRÓŻE:
Wiedeń Wiedniem, ale wiecie czego najbardziej żałuję? Że nie miałam w tym roku wakacji. Takich długich, z wylegiwaniem się na plaży. Pracowałam ciężko cały rok i czuję, że nie nagrodziłam się za to. Nie zafundowałam sobie wspomnień, nie spełniałam głupich dziecięcych marzeń. Nie byłam w Rzymie, ani w Disneylandzie, ani w Wersalu (kilka moich podróżniczych marzeń). Teraz już wiem, że to ważniejsze niż oszczędności kasy i urlopu. To będzie priorytet na przyszły rok.


Kolejny skradziony dzień. UNŻ to genialny wynalazek, mówiłam już? Tym razem zamiast się lenić wyruszyłam na spacer po Krakowie.




 Łazienki. Uwielbiam ze względu na wiewióry, które włażą na człowieka byle dostać coś do zjedzenia. No i pawie. Pawie są genialne. Mogę łazić za nimi godzinami. Niestety moja cyfrówka odmawia zrobienia im zdjęcia, które nie jest rozmazane.





Pierwsza poważniejsza próba z kredkami. 




Na plany na 2015 przyjdzie jeszcze pora. Tylko kilka, za to konkretnych. Chociaż i tak to działanie się liczy, a nie kilka spisanych zdań.

A póki co Wesołych. Objedzcie się pierniczkami i całą resztą pyszności. I odpocznijcie. :)










2 komentarze:

  1. Miesiąc bez zakupów, jakże by się przydał. Udanych świąt :-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia z podróży tak hipnotyzują, że zaraz chciałabym wskoczyć do pociągu i zobaczyć je wszystkie :) Wrocław i Fontannę Multimedialną wprawdzie będę miała okazję w Sylwestra :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...