poniedziałek, 20 października 2014

O ziemniakach w torebce od Wittchen!


Może nie powinnam się wypowiadać – w końcu też czasem noszę ziemniaki w torebce. Ba! Czasem nawet marchwkę, buraki i cebulę. No ale moja torebka nie kosztowała 900zł. I w Lidlu jej nie sprzedawali. No i powód jest też inny, bardziej prozaiczny: zakupy spożywcze i niechęć do reklamówek.

Nie powiem, może wrednie to zabrzmi ale rozbawiła mnie ta panna, co zaczęła torebkę Wittchena wypychaćziemniakami. Ze złości za to, że producent rzucił swoje wyroby do Lidla za nędzne 250zł.

Śmiałam się przez dobre 5 minut. Troszkę z sentymentu, bo jak miałam 5 lat to też na złość mamie zniszczyłam swój rysunek. Ale to, co jakoś ujdzie pięciolatce już nie wypada dorosłej babie. Taktyka pod tytułem „Na złość mamie odmrożę sobie uszy!” nie robi na nikim pozytywnego wrażenia.

Ja wiem, że dla tego typu osób torebeczka ze 900zł to symbol statusu. Ja wiem, że one nie chcą być porównywane do „chytrej baby z Lidla”. Chcą nosić rzeczy, na które nie stać innych. I ja też nie mam absolutnie nic do drogich torebek, może kiedyś trzasnę sobie jakąś w prezencie. Pozostaję jednak świadoma kilku faktów:

1. Jak coś prosto z pięknego salonu kosztuje 900zł, to wiem, że ta rzecz tak naprawdę nie jest tyle warta. Bo oprócz torebki płacę za ten łądny salon, za uśmiechniętego sprzedawcę, który musi zostać przeszkolony z wciskania dobrego kitu, żebym nawet nie wiedziała, że mi go wciska. I za jego kierownika, co wciska kit jeszcze lepiej. Płacę też za możliwość wejścia do ładnego miejsca i za zakup w luksusowych warunkach. 

2. Jeśli nie chcę ponosić tych kosztów, to ustawiam się o 6 rano w kolejce. Następnie przepycham się łokciami. Ktoś podbija mi oko, wybija dwa zęby i wyrywa pół włosów. Porywam na szybko torebkę, ktos mi ją wyrywa. Traktuję go prawym sierpowym, wyrywam swoją zdobycz, szybko lecę do kasy zanim ktoś znowu mnie zaatakuje i płacę 250zł. W końcu te wybite zęby to też jakiś koszt dodatkowy.

3. Rzeczy luksusowe kupuję dla własnego komfortu i dla ich jakości. Doczekaliśmy takich czasów, gdzie za chwilę mogą rzucić Diora do Biedronki. Więc jak ktoś wydaje tysiące złotych na luksus tylko po, żeby ciut przyszpanować i pokazać innym jaki jest „do przodu”, to się może trochę rozczarować. Możliwe, że kupując w Biedrze, Lidlu, czy innym Tesco swój ulubiony jogurt natknie się na jakąś parweniuszkę z identyczną torebką kupioną o 70% taniej. Palpitacja serca murowana.

Ot, luksus zachichotał niektórym prosto w twarz. Następnym razem będzie lepiej.

O szacunku do posiadanych rzeczy i wdzięczności za nie nie zamierzam nawet pisać. W końcu kto rozumie, ten rozumie i drugi raz nie trzeba mu powtarzać. A kto nie rozumie, ten już raczej nie zrozumie. Szkoda moich wirtualnych literek.


Idę po ziemniaki, moja torba trochę ich pomieści. A na kolację będą frytki J

1 komentarz:

  1. Zabawne:) Ponoć padały takie komentarze, że teraz to nawet sprzątaczka będzie nosiła torebkę na W. Straszne, doprawdy, sprzątaczka to pewnie z ceratową torbą powinna chodzić, żeby innych nie kłuło w oczy. Pozazdrościć problemów tym panienkom. A jeśli chodzi o te luksusowe dobra, to zgadzam się, że większość wcale nie jest warta swoich pieniędzy, tylko dopłacamy do całej otoczki. Jak ktoś lubi, jego sprawa, ja nie mam ochoty ze snobizmu dopłacać do "marki" i nabijać kabzy bogaczom, żeby stali się jeszcze bogatsi.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...