środa, 25 lutego 2015

5 powodów dlaczego kawalerki rządzą!

Pierwsze śniadanie w nowej lokalizacji

Niby wszystko zaplanowałam, tak żeby na blogu pojawiły się wpisy. A jednak przeprowadzka nas trochę pokonała. Potem jeszcze pojawiło się coś w rodzaju dwudniowej pracy, która wymagała siedzenia w biurze od 8 do 17. W międzyczasie próbowało mnie zaatakować przeziębienie i pojawiła się jedna kryzysowa sytuacja wymagająca natychmiastowego działania. I tak oto dopiero dzisiaj mam chwilkę, żeby odpocząć. Nigdy nie robiłam z siebie tytana. Niestety jestem z tych, co potrzebują 8 godzin snu, zdrowych i regularnych posiłków i chwili na relaks, inaczej padam na twarz.

Dzisiaj na szczęście była chwila czasu, żeby przygotować śniadanie w nowej kuchni. I myślę, że powoli wszystko zacznie się normować. Zostały jeszcze tylko dwa kartony do rozpakowania :)

Zmiana z kawalerki na 3 pokoje jest dziwna. Serio. Z różnymi reakcjami się spotkałam, ale nigdy nie wstydziłam się naszego malutkiego all-in-one. Widziałam nawet sporo plusów, więc dzisiejszy post będzie postem pochwalnym na rzecz malutkich mieszkań.

Brzoskwiniowe winko to niezły pomysł na parapetówkę

1.Wszystko szybko

Szybko się sprząta. Całkowite odgruzowanie i wyczyszczenie przed imprezą to godzina dobrze rozplanowanej pracy. Żadnego marnowania całego weekendu na czyszczenie i ścieranie kurzów. A jeszcze lepszy plus w zimie? Szybko się nagrzewa. Wracasz do domu zziębnięty, Twój czerwony nos już prawie odpada. Podkręcasz kaloryfer, wstawiasz wodę na herbatę i zanim się zagotuje czujesz już, że robi się coraz cieplej.

2.Najlepsze imprezy robi się w kawalerce

Nawet milionerzy najlepiej wspominają imprezy, które robili na samym początku kariery w małym obskurnym mieszkanku. Już samo upchnięcie 30 osób na 30 metrach to wyzwanie. Poza tym każdy z każdym może rozmawiać. Nie ma żadnych podgrupek i zawsze ktoś wymyśli coś szalonego. A następnego dnia każdy się zastanawia „jak my się tam do cholery pomieściliśmy?”. No i w odniesieniu do punktu 1 – szybko się po takiej imprezie sprząta.

3.Rozsądnie kupujesz

Nie pomieścisz ekspresu do kawy, steamera i samojeżdżącego odkurzacza. Nie poszalejesz z ilością mebli. Nie kupisz każdego bibelotu, jaki Ci się spodoba, bo utoniesz w rzeczach. Trzeba cały czas analizować, czy warto? Czy dana rzecz się przyda? Czy się nie znudzi za tydzień? Do tego bardziej chętnie pozbywasz się tego, co już się nie sprawdza. W końcu każdy dodatkowy kawałek miejsca jest ważny.

4.Jesteś w kilku miejscach jednocześnie.

Z tego zawsze najbardziej się śmiałam. Bo w żadnym innym miejscu nie jesteś jednocześnie w sypialni, salonie, kuchni, pracowni i jadalni. Tylko w all-in-one możesz leżąc na łóżku stopą przymknąć szafkę pod zlewem. No i nie musisz daleko chodzić. Wszystko jest pod ręką.

5.Ciekawe wnioski odnośnie relacji międzyludzkich

Po pierwsze – zero cichych dni. Nie wyjdziesz do drugiego pokoju trzaskając malowniczo drzwiami. Nie strzelisz focha i nie pójdziesz spać na kanapę do salonu. Nie ma drugiego pokoju, nie ma kanapy w salonie. Musisz od razu rozwiązywać konflikty. Godzić się, wyjaśniać, przeprosić. I moim zdaniem to dobrze działa na związek. Po drugie – są wśród nas dziwni ludzie, którzy oceniają innych po tym, jaką mają pracę, jakim jeżdżą autem i jak mieszkają. Szybko zlokalizujesz snoba, który po zaproszeniu na imprezę zmierzy Twoje mieszkanie krzywym spojrzeniem i na jego twarzy pojawi się złośliwy uśmieszek. I możesz się tego snoba szybko pozbyć ze swojego towarzystwa.

W takim razie dlaczego się przeprowadziliśmy? Mojemu facetowi przeszkadzało, że nie może zaprosić znajomych spoza Krakowa na kilka dni. Plus trochę dawało nam się we znaki to, że ja chce iść spać o 22, a on chce jeszcze posiedzieć przy kompie. Zawsze trzeba było pracować nad kompromisem, ale jednak dosyć często było tak, że albo ja byłam niewyspana, albo on zły. Zaczęliśmy szukać czegoś odrobinę większego, jak choćby pokój z osobną kuchnią. Na dwa pokoje trochę kręciłam nosem. Nie potrzebujemy aż tyle miejsca. Szukaliśmy w necie, pytaliśmy znajomych. Dwie okazje nam przepadły. A to co było w necie było paskudne i jeszcze paskudnie drogie. Nie wchodziło w grę płacenie dwóch tysiaków za wynajmowane mieszkanie. I wtedy trafiły się trzy pokoje za 200zł więcej. Jak się nie ma co się pragnie, to czasem łapie się te okazje, które los nam zsyła. Mam nadzieję, że będzie dobrze.


Tym, którzy martwią się, że teraz rozpocznę proces kupowania rzeczy, powiem, że szafę mam mniejszą. Szafkę na kosmetyki w łazience też. Więc chyba mi to nie grozi :) Co najwyżej mogę uprawiać jogging w domu :)



15 komentarzy:

  1. Pamiętam kiedy sama przeprowadziłam się z 38 m kw. na 70 - ależ musiałam się nachodzić, wszędzie było mi daleko - i to niekończące się odkurzanie ;) Na szczęście przyzwyczaiłam się - teraz jest nas 4 i metraż w sam raz - gratów znacząco nie przybyło chyba, że tych dziecięcych. Najcudowniejsza jednak jest sypialnia do której mogę uciec kiedy mam już dość gwaru, telewizora albo po prostu mam chęć pobyć sama czy pójść wcześniej spać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zgadzam się. Wprawdzie telewizora nie mamy, ale sypialnia całkiem odseparowana od komputerów, to dobra rzecz. O wiele lepiej się śpi.

      Usuń
  2. Ha, małe jest piękne. Ponoć ;) Ja nie mam kawalerki, ale bardzo małe mieszkanko i jakoś musimy się tu na razie pomieścić w trójkę, a niebawem w czwórkę. To będzie wyzwanie. Faktem jest, że małe przestrzenie maksymalnie ograniczają konsumpcję, po prostu każdorazowo się myśli przed zakupem, gdzie go wstawić. No i nie schowasz się przed bliskimi, nawet jak tego potrzebujesz ;) Ale przypuszczam, że dyscyplina wyniesiona z małej przestrzeni przydaje się także na większym metrażu. Zwłaszcza jak się ma mniejszą szafę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą szafą śmiesznie wyszło - wszyscy mi mówili, że teraz będzie mnie kusić kupowanie rzeczy, a jak zobaczyłam swoją część, to stwierdziłam, że mogłabym się w sumie kilku rzeczy pozbyć. No i o wiele częściej obijam sobie nogi i palce u stóp teraz, niż w kawalerce. Chyba miałam już wyćwiczone manewry, które pozwalały uniknąć kontuzji :)

      Usuń
  3. Przez długi czas mieszkaliśmy w kawalerce, teraz mamy (wynajętą) kawalerkę z dodatkową, cudowną, maleńką sypialenką, taką dosłownie 2,5 m x 2 m. I spełniłam tym samym wszystkie swoje marzenia ;) Serio, zawsze bolał mnie fakt że pokój "pracy" (czyli ten gdzie mieszka komputer) musi być jednocześnie tym w którym śpimy. Teraz mam problem z głowy :)
    ____________
    Natalia, http://www.pieceofsimplicity.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddzielna sypialnia to duży plus właśnie ze względu na całą elektronikę, chociaż nawet z komputerami da się spać :)

      Usuń
  4. też bardzo długo mieszkałam z rodzicami i bratem w kawalerce, dopiero mając 14 lat wyprowadziliśmy się do trzypokojowego mieszkania. Teraz, mając już własne całkiem inaczej patrzę na meble i wszelkiego rodzaju sprzęty. Z mężem wystarczają nam dwa pokoje, zobaczymy jak będzie gdy przyjdą na świat dzieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa pokoje to spora przestrzeń :) Chociaż przy dzieciach taki idealny układ to chyba właśnie trzy pokoje: jeden dla rodziców, jeden dla dzieci i jeden wspólny. Całe dzieciństwo przemieszkałam w mniejszych wariantach i to jednak upierdliwe było.

      Usuń
  5. Akurat punkt 4 uznałabym raczej za wadę kawalerki niż jej zaletę.
    Co do idealnego układu przy dzieciach - wszystko zależy od tego w jakim dzieci są wieku i jakiej płci. Moje na razie wolą przebywać w jednym pokoju, chociaż córka ma swój pokój (co prawda jeszcze bez mebli). Sądzę jednak, że za jakiś czas będzie chciała się wyprowadzić od o 4 lata starszego brata, a i brat z chęcią przejmie w końcu swój pokój na wyłączność.
    Bo konfigurację dziewczynka i o 4 lata starszy brat to średnio widzę w jednym pokoju za parę lat.
    Maga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprościłam i spojrzałam na sprawę ze swojego punktu widzenia, gdzie raczej dopuszczam, że będę miała max jedno dziecko :) Ale wiadomo, że im dzieci więcej, tym większy dom jest potrzebny. Ostatnio oglądałam program o rodzinie, która ma 19 dzieci i mieli dom wielkości hotelu - i w takiej sytuacji to jak najbardziej zrozumiałe :)

      Usuń
    2. Oj, ja z kolei nienawidzę ciasnoty. Mieszkanie/dom ma być dla mnie oazą spokoju, tak sobie próbuję urządzić przynajmniej. Mieszkam w Wawie i jak wracam z miasta/pracy/uczelni potrzebuję odpoczynku. Owszem jest więcej sprzątania, ale nie mogłabym mieć sypialni wspólnej z miejscem pracy/gotowania/spotkań (mieszkałam tak 4 lat i nigdy więcej, oby!). No i mam książki...druga prawdziwa miłość, gdzieś je muszę pomieścić :D i psa też :D
      MM

      Usuń
    3. P.S. no i jeszcze cena, cena zadecydowała żeby rzucić kawalerkę w cholerę. W wawie (nie wiem może ja i moi znajomi nie potrafimy szukać fajnych kawalerek) kawalerka kosztuje TYLE SAMO lub róznica maksymalnie 100-200 zł co mieszkanie dwupokojowe...

      Usuń
    4. Co do ceny to różnie może być, trzeba polować na okazję. My trafiliśmy na kawalerkę w cenie w miarę ok, no ale potem trafiły się trzy pokoje za 200zł więcej. Przy przeglądaniu ofert trafialiśmy na kawalerki droższe niż nasze obecne mieszkanie, także nie ma reguły.

      Usuń
  6. Nigdy nie mieszkałam w kawalerce, ale uważam, że dopóki nie ma się dzieci to świetne rozwiązanie, choćby ze względu na cenę wynajmu. Sama mieszkałam w domu jednorodzinnym a teraz w 56 metrowym mieszkaniu i zanim pojawiła się córeczka to przestrzeni było za dużo, chociaż teraz jak bałagani to też wydaje mi się, że za dużo tego miejsca do rozrzucania zabawek;D Na pewno w domu można chomikować mnóstwo rzeczy, przyznam, że sama niektóre rzeczy wywożę do rodziców na strych, bo za jakiś czas się przydadzą, a w bloku nie ma gdzie tego trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też trochę chomikujemy, chociaż liczba rzeczy przechowywanych powoli spada. Po przeprowadzce mocno spadła też ilość rzeczy niekochanych, jak ja je nazywam i bardzo mi z tym dobrze. Dom mi się kiedyś marzy. Z ogrodem po którym będą biegać psiaki :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...