poniedziałek, 26 stycznia 2015

5 ważnych lekcji, które dostałam w korporacji

Na swoim fb znalazłam coś takiego i powysyłałam korpo-znajomym :) Bardzo prawdziwe :) Źródło macie podpisane na obrazku.


Wychodzę z założenia, że we wszystkim co nas spotyka znajdzie się coś dobrego. Zawsze możemy się czegoś nauczyć, bardziej poznać siebie, zdobyć nową umiejętność. Praca w korpo (na dłużej zostałam w dwóch, pierwsza bardziej polska, druga to wielki międzynarodowy moloch) była dla mnie zbiorem absurdów. Ale też coraz częściej łapie się na tym, że kilka rzeczy zapamiętałam jako całkiem fajne rozwiązania. Kilka rzeczy zmieniło moja myślenie odnośnie pracowania, mój charakter, moją filozofię życiową.

A więc co to za 5 pozytywnych lekcji, które dostałam w korpo?

1 Plan rozwoju

Ok, może i to był lekki bullshit, bo każdy wiedział, że plan planem, a rzeczywistość rzeczywistością. Mogłeś sobie wpisać, że w ciągu roku zostaniesz CEO, ale prawda jest taka, że i tak co najmniej dwa lata musisz wytrzymać na swoim marnym stanowisku. Ale każdy (KAŻDY!) musiał uzupełnić specjalny dokument, w którym musiał wskazać na jakie stanowisko chce awansować. A potem musiał razem z kierownikiem sporządzić plan dojścia do celu.
W korpo może i nie mamy aż tak ogromnego wpływu na swój własny rozwój, ale w prawdziwym życiu już tak. Żeby wiedzieć, którą drogę wybrać, musimy najpierw wiedzieć, gdzie chcemy dojść. Dlatego zwyczaj sporządzania co najmniej rocznych planów uznaję za mądry (w przeciwieństwie do całej procedury awansu) i chętnie przejęłam go do swojego życia.



2 Sprawdzanie postępów

Jak już miałeś plan, to czekały Cię comiesięczne spotkania z kierownikiem i pogadanka o tym, co zrobiłeś, aby przybliżyć się do swojego celu. Z jednej strony strasznie mnie to wkurzało, szczególnie w miesiącach, gdzie człowiek był zawalony zwykłą codzienną robotą. Gdzie tu miejsce i czas na wyszukane projekciki, które zaimponują „górze”, kiedy dostajesz ochrzan za to, że za długo sikasz, a klienci przecież czekają? Więc czasami człowiek musiał na siłę coś nazmyślać, żeby uniknąć czepiania.
Ale w prawdziwym życiu sam jesteś swoim kierownikiem. Wiesz na co Cię stać, znasz okoliczności i możliwości, jakie pojawiły się w danym miesiącu. Możesz się sam rozliczyć. I tutaj nawet polecam bycie swoim własnym upierdliwym kierownikiem i pytanie siebie o to, czy można było zrobić więcej i lepiej? W końcu trzeba mierzyć wysoko – sky is the limit.

Kiedyś odbijałam sobie frustrujące dni rysując mini komiksy, opisujące prawdziwe sytuacje. Przy punkcie 5 znajdziecie autentyczny "Fidbek Tim Lidera", jaki kiedyś dostałam :)

3 Nikt nie ceni dobrych pracowników

Napatrzyłam się na nich dużo, kiedyś nawet sama nim byłam. Tak naprawdę dzięki tym ludziom cały ten bajzel jeszcze nie wyleciał w powietrze – to oni odbierają telefony, robią nudne raporty, odpisują na maile. Jeśli robią analizy to tak, żeby było bezbłędnie. Jeśli obsługują klientów, to tak, żeby każdemu na maxa pomóc. A kiedy przychodzi do specjalnych pochwał i wyróżnień… dostają je osoby, które wyrabiają dzienną normę może raz na pół roku. Nikt nie ceni takich zwykłych solidnych pracowników. W cenie są niezwykłe pomysły, nowe projekty, odważne idee. Nie wypruwaj sobie żył wyrabiając codziennie 150% - zostaniesz oceniony jako przeciętny pracownik. Zamiast tego poprzeglądaj Facebooka i JoeMonstera, zrób połowę normy i od czasu do czasu wpadnij na jakiś dobry pomysł. Work smarter not harder – bo z harder i tak nic nie będziesz mieć.

4 Chwal się

Są ludzie, którzy nie lubią się chwalić tym jak dużo pracują. I popełniają błąd. Niech za przykład posłuży kolega z korpo, nazwijmy go Piotrek. A więc Piotrek codziennie oznajmnia swojemu kierownikowi, że bez jego niezwykłych zdolności całą firmę już dawno szlag by trafił. Piotrek codziennie narzeka, że on tak ciężko pracuje, kiedy reszta się leni. Piotrek zachwyca się swoimi własnymi pomysłami i jeśli wymyślił lub zrobił coś dodatkowego, to dba, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
Piotrek był (i jest) strasznym chamem i osobą, która nie nadaje się do pracy z klientem. Połowę dnia w pracy spędzał przeglądając neta. Ostatni projekt zrobił pół roku zanim odeszłam. Dzienną normę to nawet nie pamiętam kiedy zrealizował (ale cały czas chodził i wspominał dzień kiedy zrobił 300%). Piotrek dostał awans – kogoś to zdziwiło?
Stąd też płynie morał: chwal się. Jeśli robisz rzeczy genialne, ale nikt o tym nie wie, to nie masz z tego nic. Pochwal się. Może nie tak ekstremalnie jak Piotrek, ale pokaż światu, co robisz. Powiem Wam tak: gdybym nie dostała tej lekcji, to w dalszym ciągu nikt nie widziałby moich rysunków. Trafiałyby do szuflady.


Ach to promowanie indywidualności! ;)

5 Kontakty i informacje to najlepszy kapitał

Pierwszego dnia pracy zostałam wysłana na przyuczenie do bardzo fajnej dziewczyny. Powiedziała mi wtedy (i pamiętam to do dzisiaj): jeśli chcesz odnieść tutaj sukces, to dbaj o kontakty. Sukces w korpo jakoś nie okazał się być moim marzeniem, ale radę pamiętam do dzisiaj. I w realnym świecie ona jest nawet ważniejsza. Kontakty, znajomości, przyjaźnie to potężna broń. Może nam pomóc znaleźć pracę, klientów, czy choćby korepetytora języka chińskiego J Jako introwertyk musze się czasem zmusić, żeby wyjść do ludzi, ale pamiętam, że ludzie są nam potrzebni. Też ze względu na przepływ informacji.
Moim ulubionym talentem jest umiejętność zdobywania informacji. Po trosze wzbudzam zaufanie, po trosze mam gumowe ucho. Zawsze jako jedna z pierwszych wiedziałam, kto jest w ciąży, czy firma planuje zwolnienia i czy szykuje się jakaś niezbyt miła zmiana procedur. Nie chodzi o ploty i puszczanie w świat zmyślonych rzeczy. Chodzi o informacje i zarządzanie nią. Jeśli jako jeden z pierwszych dowiesz się, że twój dział będzie miał całkowicie zmieniony zakres obowiązków, to możesz szybciej zareagować: porozmawiać z kierownikiem, poszukać możliwości przeniesienia się, czy przygotować wypowiedzenie. Jeśli kolega powie Ci, że jego znajoma szuka wspólnika do firmy działającej w branży, którą wielbisz całym sercem, to możesz się z nią skontaktować.


Ołówki, farby, papier, kolory, kreski i pomysły - to teraz moja "praca" i bardzo się z tego cieszę. Tak chciałabym zarabiać! To mnie właśnie cieszy i rozwija.

Jako bonus macie 5 korpo-debilstw, które najbardziej mnie denerwowały (nie czytaj, jeśli marzysz o takiej pracy):
1. Logowanie się do systemu, odbijanie kart, wbijanie statusów - czyli Wielki Brat patrzy, wie kiedy poszedłeś się wysikać i wie, ile statystycznie potrzebujesz czasu, żeby to zrobić. Nie liczy się, czy wykorzystujesz ten czas produktywnie, nie liczy się, że masz gorszy dzień i potrzebujesz odejść od monitorka. Moim absolutnym hitem był ochrzan i obniżka premii za NADPRODUKTYWNOŚĆ. Pracowałam, kiedy powinnam była pozorować bardzo ważne meetingi.
2. Awansowanie idiotów - możecie sobie pomyśleć, że zazdrość przeze mnie przemawia, ale to nie o to chodzi. Nigdy nie ubiegałam się o żaden awans, bo dla pracowników najniższego szczebla zazwyczaj dostępne są tylko gówniane stanowiska. Natomiast chodzi o to, że byłam już przepotężnie zmęczona koniecznością współpracy z byłymi dziewczynami/chłopakami szefa, którzy gówno wiedzą i o zarządzaniu zespołem i o swoim biznesie. Z idiotami zwyczajnie ciężko się pracuje.
3. Szukanie problemów na siłę - w korporacjach nazywa się to tworzeniem projektów. Musisz mieć dużo projektów, wtedy jesteś fajny. Dajemy Ci nagrody, podwyżki i awanse. Wszystko działa ok i nie ma czego poprawiać? Wymyśl coś, znajdź jakiś problem, jak trzeba to go stwórz. Będzie uzasadnienie, dlaczego tyle nas tu siedzi.
4. Straszenie - Bo nasza kochana matka korporacja może zamknąć nasze biuro i wynieść się do Azji, na Ukrainę, na Księżyc. Macie zapieprzać jak małe robociki i cieszyć się, że macie robotę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi więcej za dwa razy mniej kasy. Słyszysz to dzień w dzień i ślęczysz na nadgodzinach, bierzesz dodatkowe obowiązki i mówisz pa pa swojej godności.
5. Brak moralności - zdarzyło mi się pracować w firmie, która dosyć mocno przyczynia się do degradacji naszej pięknej planety. Szczerze? Gryzło mnie to w środku. Kasa to nie wszystko. Korpo stara się wytłumić wyrzuty sumienia swoich pracowników. Zniszczyliśmy pół kontynentu? Naciągamy staruszków na kasę? Sprzedajemy tablicę Mendelejewa jako pyszne bio-jedzonko? To nic, nic złego się nie dzieje przecież. Damy Ci 3 tysiaki miesięcznie, zrobimy Szlachetną Paczkę i na wiosnę posadzimy kilka drzewek. Jest ok, siedź cicho.

Jaka praca najwięcej Was nauczyła? Macie jakieś pozytywne korpo-doświadczenia?

W środę zapraszam Was na Dobre Ranko#2 - będzie powiązane z tekstem, który najprawdopodobniej uda mi się skończyć w piątek :)

3 komentarze:

  1. Ojej, ale fajny artykuł wyszedł :) Ja pracowałam raz w korpo (związek miał być na min. 3 miesiące) i dziękuję wszechświatowi, że zgotował mi nieprzyjemne skręcenie kostki w pracy, więc miesiąc przesiedziałam na zwolnieniu. Najciekawszą rzecz, jaką zapamiętałam, że największą efektywność miałam, jak byłam na wypowiedzeniu i miałam wyjebane. :) A jak się starałam wszystko dobrze załatwić, znaleźć odpowiedzi na każde pytanie to nigdy nie udało mi się zrobić efy. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest z tym staraniem się, że im bardziej chcesz pracować na 100%, tym gorsze masz te wszystkie wyniki oparte na ich dziwacznych przelicznikach :)

      Usuń
    2. dlatego to jest smutne, że prawdą okazuje się "miej wyjebane, a będzie Ci dane". Przestajesz się starać, a potem już tylko krok do tego, żeby już całkowicie wszystko znienawidzić. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...