sobota, 31 stycznia 2015

Moja szafa: ile mam ciuchów, ile kosztowały, czy chcę zmniejszyć tę liczbę?



Pytanie o moją szafę pojawiło się w jednym z komentarzy i w kilku mailach. Wcześniej kilka razy zabierałam się za podliczanie ile mam ubrań, ale w połowie mi się odechciewało. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy ile ma rzeczy, dopóki nie usiądzie i nie zacznie liczyć, dopóki nie dotknie każdej sztuki.

Ale bez zbędnych ceregieli! Ile w końcu mam tych ciuchów?

Aktualnie w szafie 73 sztuki. Podliczając to, co mam na sobie i co ewentualnie jest w praniu, wyjdzie może koło 80 sztuk. Nie wliczałam rzeczy sportowych i bielizny, za to wszystkie kiecki, płaszcze, bluzki i tak dalej.

Ile były warte?

Robiłam przybliżoną kalkulację podobnie jak kiedyś przy kosmetykach. Poza tym część rzeczy dostałam, a cześć kupiłam w ciucholandzie za grosze. Ogólnie rozpiętość cenowa moich ciuchów waha się od 5zł za top do 350zł za kaszmirowy sweter. Całość pewnie pochłonęła jakieś 6 tysięcy zł. Obecna wartość? Przy naszym przesyceniu rynku ciuchami, przy ciucholandach na każdym kroku, większość ubrań raczej traci wartość. Może udałoby się sprzedać zawartość mojej szafy za 1,5 tysiąca. Może.

Czy mam jakąś konkretną liczbę ciuchów, do której dążę?

33? 50? A może 41? Niestety… nie. W dalszym ciągu podziwiam ludzi, którzy są w stanie zapakować wszystkie swoje ubrania do jednej małej walizki. Którzy są w stanie narzucić sobie reżim konkretnej, malutkiej ilości, ale na chwilę obecną: a. jeszcze nawet nie znam tej liczby, która byłaby dla mnie odpowiednia i b. na chwilę obecną coraz bardziej lubię moją szafę. Coraz lepiej mi służy i zaczyna zapewniać strój na każdą okazję.

Przykład: używając tylko posiadanych już ciuchów dałam radę ubrać się na wesele kumpeli i na imprezę a la lata osiemdziesiąte. Zero zakupów. Tylko kreatywne łączenie rzeczy z własnej szafy.

Przy okazji przeprowadzkowego remanentu, a później przejścia na sezon wiosenny pewnie wyleci tak z 10-15 ostatnich niedobitków, których niby nie noszę, a szkoda wyrzucić. Zaczynam się bawić w zestawianie moich ciuchów i wychodzi, że mogłabym każdego dnia miesiąca wyglądać inaczej. Nazywam to zakupami we własnej szafie :)

Tutaj wersja bardziej zabałaganiona, ale aktualniejsza: pozbyłam się dwóch marynarek i jednej kiecy :) Widać, że zaczynają się pojawiać wolne wieszaki :)

Czy moim zdaniem ograniczenie się do konkretnej liczny ciuchów w ogóle ma sens?

I ma i nie ma. Z jednej strony zrobienie Projektu 333 potrafi człowiekowi pokazać, że na serio nie potrzebujemy aż tyle, ile myślimy, że potrzebujemy. Serio możesz zebrać 33 fajne ciuchy (czy inną zbliżoną ilość) i dasz radę się ubrać. Ograniczony wybór ułatwia podejmowanie decyzji, nieograniczony wybór sprawia, że często stoisz przed niedomykającą się szafą i stwierdzasz, że nie masz się w co ubrać.

Z drugiej strony każdy z nas żyje inaczej, czym innym się zajmuje, co innego lubi nosić. Mogę mieć max 4 pary spodni, ale nikt mnie nie zmusi do ograniczenia się do 4 sukienek, albo 4 topów. To są ciuchy, które mi się sprawdzają. I fakt, że jakieś guru powie, że mam mieć tyle i tyle, nie powoduje, że automatycznie to zrobię. Wszystko trzeba robić z użyciem własnej głowy.

Na pewno sens ma ograniczenie liczny ciuchów, których nie nosimy i których nie lubimy - ograniczenie do zera.

Moja recepta na coraz lepszą szafę (z idealną jest ciężko w prawdziwym życiu)?

Pozbyć się rzeczy, w których czujemy się: brzydko, grubo, smutno, biednie, staro, niekomfortowo, nie do końca dobrze. To odchudzi naszą szafę i uwolni nas od wszystkich tych krzywdzących ubrań. Bo ubraniami MOŻEMY się krzywdzić, a nie od tego przecież one są.


Kupować: mało, najlepsze na co nas stać, w czym wyglądamy pięknie, czujemy się wygodnie, co chcemy nosić bez przerwy, co pasuje do przynajmniej kilku innych rzeczy w naszej szafie, co nas rozświetla, co pasuje do nas.

I tyle. Bez konkretnych i ściśle wytyczonych liczb. Zresztą coraz częściej wychodzę z założenia, że ta "prawie idealna szafa", to nie jest jeden stały punkt. To proces, który trwa, bo zmieniają się mody, nasz gust i potrzeby.

Podsumowanie?

Lubię swoją szafę coraz bardziej :)


14 komentarzy:

  1. zgadzam się, że nie ma czegoś takiego jak jedna uniwersalna liczba ubrań dla każdego, trzeba to zindywidualizować. np. jeśli na okrągło nosisz sukienki to nie da rady mieć ich trzy sztuki, ale można za to rozsądnie zmniejszyć ilość posiadanych spodni. jeśli marynarkę ubierasz od wielkiego dzwonu to zdecydowane jedna klasyczna wystarczy, ale jeśli potrzebujesz jej codziennie do pracy, no cóż, trzeba wtedy mieć ich kilka różnych. i najlepsze podsumowanie: jaka powinna być liczba nielubianych/nienoszonych ubrań = zero. dokładnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest główny cel - pozbycie się wszystkich ciuchów, które nie są lubiane i noszone z radością :)

      Usuń
    2. krok po kroku się uda:)

      Usuń
  2. Ja od września chodzę w 58 ciuchach wliczając w to buty (czyli liczę tu i sandały i kozaki) i kurtki. I od tamtej pory nie mam problemu w co się ubrać. Pozbyłam się sporej ilości ubrań, niektóre jeszcze czekają na swoją kolej. Takie odgruzowanie daje same korzyści: więcej miejsca, nie ma problemu co na siebie założyć, wszystko zaczyna do siebie pasować. Uwielbiam ten stan.
    Pozdrawiam D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'wszystko zaczyna do siebie pasować' dobre spotrzeżenie. jak ma się mniej, to nagle krystalizuje się osobisty styl i nie ma szafie dziwnych do niczego nie pasujacych wpadek typu kanarkowa bluzka czy rozkloszowana spódnica w grochy ;)

      Usuń
    2. Kanarkowa bluzka - zaliczyłam taką wpadkę :D Najlepiej jak ciuchy pasują do siebie i można kombinować z różnymi zestawami :)

      Usuń
  3. Hej :) Ja ostatnio liczyłam wszystkie ubrania poza "domowymi" i piżamami i wyszło mi jakieś 60 sztuk. Od ponad tygodnia wyprzedaję swoją szafę na portalu vinted. Na razie troszkę udało mi się zyskać, czyli przychód pasywny. W 2015 postanowiłam wziąć w swoje ręce gospodarkę moimi pieniędzmi, i nie powiem, że nie jest to po części też Twoja zasługa :) Czytałam post o oszczędzaniu i zapasie pozwalającym Ci przeżyć cały rok bez pracy. Zaczęłam myśleć też, że wolę BYĆ niż MIEĆ i chcę przeżywać cudowne chwile, a ta cała sterta ubrań i ciągłe myślenie o tym, co kupić, wcale nie sprawiają, że jestem szczęśliwsza. Teraz mam solidny plan, ustalone budżety na cały rok, zapisuję wydatki, kontroluję stan pieniędzy na koncie i wolę mieć gotówkę, niż płacić kartą. Dziękuję Ci, naprawdę. :)
    Ale szafę to masz ładną, widać, że wszystko do siebie zaczyna pasować. Kiedyś miałaś post o 5 rzeczach na jesień. Bluzeczka w paski, sweterek kaszmirowy i koszula jedwabna... Strasznie mi się podobały :) Ja też zainwestowałam w kaszmir, a top jedwabny wyjściowy udało mi się upolować na allegro za oszałamiającą cenę 9 zł. Ok, dobra, trochę się pochwaliłam, ale naprawdę podobają mi się kolory w Twojej szafie, są takie stonowane i kobiece, a ja próbuję się wciąż wydostać z czerni, szarości. Krok po kroku. :)

    Lubię też podglądać capsule wardrobe u innych. U Simplicite, un-fancy, sposoby na ogarnięcie szafy na theviviennefiles, czasem maitaipicturebook (jakoś tak), i parę innych blogów, które czasem mi się trafią, np. autorkę książki o Madame Chic. :) Ale ona to ma bardzo dziwne podejście. Niby propaguje 10-item wardrobe a tak naprawdę wiele rzeczy, które dla mnie są normalną sztuką odzieży (topy, koszulki) nie wlicza ich. :) Nie rozumiem tego systemu, to po co nazywać to 10item wardrobe? Ehh :)

    A tak naprawdę, to chciałam się zapytać, czy sprzedajesz może ten obrazek, co się ukazał na końcu postu? Może trochę z inną czcionką (nie żebym narzekała, bo bardzo mnie urzekł). Chciałabym mieć takie coś w swoim pokoju, jako że po remoncie mam 4 puste ściany, a dopiero po 3 miesiącach zakochałam się w Twojej grafice :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz :) Miło mi, że moje posty przyniosły Ci pozytywną zmianę :)
      Co do materiałów, to można upolować cudeńka kaszmirowe czy jedwabne choćby w ciucholandach, tylko potrzeba cierpliwości. W ogóle zauważyłam, że rzeczy z secondhandów, które kupiłam lata temu wciąż się trzymają w dobrym stanie!
      Co do 10item wardrobe - no cóż, wydaje mi się, że to po prostu lepiej brzmi i łatwiej się sprzedaje. Bo jednak każdy sobie najpierw pomyśli "COOO? WYSTARCZY MI TYLKO 10 UBRAŃ? WCHODZĘ W TO!".

      Rysunek będę sprzedawać, powoli się do tego szykuję :) Czcionkę planuję dodać w programie graficznym, jak tylko podszkole się z niego :) Jakby co, to pewnie rzucę na blogu informację :) Bardzo mi miło, że Ci się podoba :)

      Usuń
    2. Mogę powiedzieć, że tak, bo już miałam miesiąc bez kupowania i naprawdę mi ulżyło :) (pozbyłam się karty kredytowej, zła wszelakiego)
      Własnie dla Amerykanek to szok, że tylko 10 szt. ciuchów. Dla mnie to fajne, bo sporo ułatwia w życiu, a ja lubię ułatwienia :D

      Ok, super! To mam nadzieję, że będzie to w tym półroczu, to zrobię miejsce w budżecie na taką fajną pracę autorską :) Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Uproszczenie kwestii ciuchowej na pewno daje człowiekowi więcej czasu na robienie innych fajnych rzeczy :)

      Co do rysunku, to tak, na pewno w tym półroczu :)

      Usuń
  4. Całkowicie zgadzam się z tym, że nie ma uniwersalnej liczby ubrań, które powinniśmy posiadać. Tryb życia każdego z nas bardzo się różni, więc innych ciuchów będzie potrzebować mama, a inni osobowa pracująca w biurze. Bardzo mądry tekst. Ludzi często wchodząc w minimalizm pozbywają się wszystkich ciuchów które nie są zgodne z odgórnymi wytycznymi a później lecą na zakupy, aby uzupełnić braki. Uwielbiam Twoje notki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie a nie o to chodzi, żeby wyrzucić połowę i nagle uświadomić sobie, że brakuje nam podstawowych rzeczy, niezbędnych przy trybie życia jaki prowadzimy. To się mija z celem.
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  5. Bardzo fajny blog.
    Jeśli chodzi o szafę to każdy powinien mieć tyle ubrań ile potrzebuje i jakie potrzebuje.
    Każdy ma inną pracę, albo jej brak, każdy inaczej spędza wolny czas. Nie można przypisać wszystkim takich samych ubrań i ich ilości. To po prostu się nie sprawdzi.
    Ja sobie zrobiłam listę ubrań, które potrzebuję i wykreśliłam te które mam. Nadal mam wiele zbędnych rzeczy, ale powolutku odgracam swoją przestrzeń. Powoli odnajduję siebie wśród rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. 31 year-old Executive Secretary Standford Waddup, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Song of the South and Handball. Took a trip to Pearling and drives a Outlook. sprawdz moj blog

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...