Niechaj będzie mi wolno zacząć od małych ogłoszeń parafialnych: dorobiłam się instagrama. Tada. Tematem głównie rysunki i wszystko, co mi się podoba, a czym nie chcę nikogo zanudzać na blogu. Mój profil znajdziecie o TUTAJ.
A wracając do tematu:
Początek roku to dobry moment na mały przegląd własnych
gratów, analizę sytuacji, może nawet pozbycie się części z nich.
Poniżej mały test dla gratoholików. Jeśli
odnajdziesz siebie w chociaż 1 punkcie, to niestety, ale chyba pora
wygospodarować sobotnie przedpołudnie na małą terapię dla siebie i swojego
domu.
Przekładaniec
Wstajesz rano i pierwsze co robisz, to przekładasz
graty z krzesła na łóżko. Chcesz się pouczyć/popracować? Znowu musisz przełożyć
graty z biurka, najpewniej na łóżko. Chcesz się zdrzemną? Graty z łóżka wędrują
na krzesło i biurko. Może być nawet tak, że po przykryciu tymi gratami obca
osoba nie będzie w stanie stwierdzić, czy w ogóle posiadasz coś takiego jak
krzesło i biurko. Może to tylko sterta rzeczy? Ta nieustanna, codzienna
migracja przedmiotów, to mocny sygnał, że coś jest nie tak.
Kupujesz więcej rzeczy, żeby segregować rzeczy
Może się wydawać, że to całkiem normalne. Jest
zresztą kilka blogerek, które zachęcają do kupowania komódek, pudełek i innych
pierdółek, żeby łatwiej było zorganizować swój bajzel. Ale jeśli ciągle musisz
coś organizować, to najprawdopodobniej masz sporo rzeczy do wyrzucenia.
Potraktuj pozbycie się gratów jako wyższy stopień organizacji. Tańszy niż
sterta nowych pudeł z IKEI co tydzień. I miejsca też zajmuje mniej.
Ciągle masz bałagan
Stało się, sprzątałaś/łeś cały dzień. Wszystko
odkurzone, wypucowane, ułożone, ale nie mija nawet kilka godzin i masz
wrażenie, że obok Ciebie przeszedł tajfun. Żeby bałaganić, trzeba mieć czym.
Mniej rzeczy = mniej szans na bałagan. Przy kolejnym sprzątaniu postaw na
środku pokoju kosz na śmieci i wielką torbę z napisem „do oddania”.
Przeciążenie
W Twojej szafie panuje taki ścisk, że na
wieszakach wisi po pięć rzeczy. Swetry, płaszcze, kurtki, bluzki, spodnie. I
marynarki jeszcze. Tutaj bije się z pierś, bo sama mam kilka takich wieszaków.
Systematycznie je odciążam. Jest tak pięknie, jak masz przestrzeń do
powieszenia swojej ulubionej bluzki i płaszcza. Tylko wcześniej trzeba się
pozbyć tych nieulubionych.
Zagrożenie życia
Są takie miejsca w Twoim domu, które są
miejscami podwyższonego ryzyka. Nie otwierasz pewnej szafki, bo kto wie, co
mogłoby spaść Ci na głowę. Z szafy w przedpokoju wysypują się miotły, suszarki
na pranie i jakieś tajemnicze kartony. Straciłaś nadzieję na przeczytanie
ulubionej książki, bo jej wysunięcie spowoduje zawalenie się konstrukcji żywcem
wyjętej z Jengi. Ktoś tu jest niewolnikiem swoich rzeczy i pozwala im się
szantażować.
Przeprowadzka Cię przeraża
Wizja tego, że musisz się spakować i przenieść
w inne miejsce to Twój najgorszy nocny koszmar. Jak niby masz ogarnąć wszystkie
swoje graty?! Przecież nikt nawet nie produkuje ciężarówek, które by to
wszystko pomieściły. Już wolisz, żeby w Ziemię uderzyła asteroida i nastąpił
koniec świata, byleby nikt nie zmuszał Cię do przeprowadzki.
Był plan, żeby zilustrować tego posta zdjęciami mieszkań zbieraczy, ale od jakiegoś czasu zdecydowanie wolę dodawać swoje foty do notek. Niemniej zachęcam do wygooglania sobie zbieractwa - extramalne przykłady tego, co się dzieję, gdy rzeczy zawładną życiem człowieka, jego lękami i szczęściem.
Jejku, ja to bym musiała chyba pozbyć się wszystkich zabawek i połowy mieszkania, żeby za moimi dziećmi nie ciągnął się bałagan... Ograniczam zakupy, pozbywam się niepotrzebnych przedmiotów, a i tak oni jakoś zawsze znajdą coś do rozrzucenia.
OdpowiedzUsuńDzieciaki to osobny temat, pozostaje uczyć, że sprzątanie i bałaganienie musi się równoważyć. No i sprzątanie tez może być zabawą :)
UsuńHej, świetny, dobitny tekst. Pozdrawiam - stała czytelniczka
OdpowiedzUsuńDziekuję :)
UsuńEhh, wygląda na to, że nadal mam problemy z nadmiarem, bo sam przewalam ciuchy z miejsca na miejsce ;) Bardzo fajny tekst!
OdpowiedzUsuńJa z tymi wieszakami - ale to już najtrudniejszy etap pozbywania się rzeczy. Zalegają już tylko te o znaczeniu sentymentalnym, od których najgorzej się uwolnić :)
UsuńTekst rodem z czasopisma w różowych okładkach ;> Szczerze to jestem trochę zawiedziona, bo ceniłam ten blog za taką "prywatność", a teraz otrzymuję jakieś pseudo porady. Życzę szybkiego powrotu do formy ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia, ale nie odczuwam jej spadku :) No i nie mam nic do różowego, niektóre odcienie bardzo lubię. Poza tym ciśnięcie prywatą cały czas to też nie metoda :) Pozdrawiam
UsuńTrudno jest pokonać punkt "Ciągle masz bałagan". Ja mam mało rzeczy, ale efekt super wysprzątanego domu trwa do dwóch godzin. Wyciąga się ubrania, kable, naczynia, zabawki, przyniesie się jakieś paragony, siatki... Może trzeba jednak zaakceptować zdanie, które ktoś mi kiedyś powiedział: jak się żyje, to się robi bałagan.
OdpowiedzUsuńStan "gotowości do przeprowadzki" jest piękny i taki uwalniający :)
Kable, paragony i siatki były dosyć długo moim wrogiem nr 1. Kilka miesięcy ciężkiej pracy nas sobą sama i moją drugą Połową i udało się trochę zminimalizować bajzel: kable - cześć schowana, ładowarki chowane do szuflady; paragony - raz w tygodniu wio z domu, siatki - jeszcze się czasem pałętają, ale staram się pamiętać o materiałowej torbie na zakupy i mieć ją przy sobie. Lepiej dla środowiska, taniej i mniej bałaganu :) Także można. A jeden kubek po kawie i talerz po śniadaniu bałaganu nie czyni, więc da się nie zwariować w tym wszystkim :)
UsuńFajny wpis. Kiedyś miałam problem z większością podpunktów. Teraz cały czas pracuję nad sobą i powoli wszystko zmierza w dobrym dla mnie kierunku. Bardzo fajny blog.:)
OdpowiedzUsuńGratuluję skutecznej pracy nad sobą :)
UsuńBardzo ciekawy wpis. Mam propozycję - czy mogłabyś zrobić wpis z ilością posiadanych przez Ciebie rzeczy (głównie ubrań?). Myślę, że to otworzy wielu osobom oczy, ponieważ zapewne nie masz zbyt wielkiej ilości ubrań. Chodzi mi o konkretne stwierdzenia - np. 10 par spodni, 20 bluzek itp. Ja mam zdecydowanie za dużo ubrań i sukcesywnie się ich pozbywam, więc taki wpis skutecznie zmotywowałby mnie do jeszcze większego działania w tym zakresie :)
OdpowiedzUsuńOstatnio liczyłam tak mniej więcej :) Jak się policzy na sztuki np. spodnie, to nie jest tak źle. Jak zsumowałam całość, to się mocno przeraziłam! Do bycia guru w kwestii ilości posiadanych rzeczy (jak choćby taki Orest Tabaka) jeszcze sporo mi brakuje, ale pracuję nad tym :) Ale post o tym może powstanie, bo w końcu ile osób policzyło swoje ciuchy? :)
Usuń