Ufff udało się odpisać na Wasze komentarze pod poprzednim postem! :) Częstotliwość publikacji tutaj trochę spadła, co jest wynikiem całej masy rzeczy tak naprawdę. Głównie tego, że dobijam powoli końca z wyzwaniem 100 rysunków w rok (możecie weryfikować postępy na Instagramie), uczę się obsługi programów graficznych i tworzenia stron internetowych, ogarniam drugiego bloga, zamówienia na rysunki, ćwiczenia i całą masę innych rzeczy. Nie, to nie jest stękanie :) Chętnie przyjęłabym jeszcze kilka fajnych obowiązków :) Niemniej ilość wolnych godzin się skurczyła.
Ale, ale! Dzisiaj nie miało być wcale o moim życiu ostatnio. Tylko trochę o minimalizmie.
Zauważyliście, że moda na minimalizm znowu przemija? Był wysyp blogów (w tym mój), artykułów, reportaży, a wreszcie książek na temat i nagle cisza. Szczerze bardzo mnie to cieszy, bo coraz mniej przepadam za modą. Moda zaczyna mi obrzydzać pewne rzeczy. Tak było ze złotymi tatuażami - podobały mi się, póki nie było ich w każdym sklepie z pamiątkami made in china. Kiedy zaczął się szał i wszyscy chodzili oblepieni w złote wzorki moja sympatia w prędkością światła pikowała w dół.
Z modą na minimalizm było tak, że najpierw wszyscy się zachwycali i szaleli. Jedni odcinali kupony, inni pozbywali się zbędnych przedmiotów. W końcu minimalizm zaczął wyskakiwać z lodówki, więc naturalną koleją rzeczy było pojawienie się ludzi, którzy będę wyśmiewać minimalistyczne zapędy. I się pojawili. Trochę przykro mi czytać rzeczy ośmieszające coś dobrego. Bo nigdy nie chodziło o to, żeby posiadać 100 rzeczy i zamknąć się w 4 gołych ścianach.
Przynajmniej dla mnie słówko na M od początku oznaczało mniejsze skupienie na pieniądzach, ich zarabianiu i wydawaniu, a większe na tym, kim się jest i czego się doświadcza. Od początku wszystko zamykało się w dobrze znanej frazie "BYĆ, A NIE MIEĆ". Ale to też nie oznacza, żeby nie mieć niczego, a jedynie żeby nie topić się w stertach zbędnych ciuchów i gadżetów. I żeby nie biegać jak szczur w kołowrotku w pogoni za większą wypłatą, którą trzeba jak najszybciej wydać.
No ale stało się - media i influencerzy odpuszczają powoli minimalizm. I dobrze. Komu miało coś zostać w głowie, zostało. Kto miał przemyśleć pewne sprawy, przemyślał. Ja się cieszę, że mogłam trafić na kilka fajnych blogów i wprowadzić pewne zmiany w życiu. Przestać robić wiele głupich rzeczy, w tym definiować swoją wartość modelem jeansów albo telefonu. Wyrzucić kilka rzeczy o wartości sentymentalnej, które tak naprawdę przypominały o smutnych sprawach i wgniatały w ziemię. Pozbyć się ciuchów w których czułam się jak uboga krewna. Nauczyć lubić siebie bez makijażu. Paradoksalnie jestem teraz bardziej zadbana i mam czas pomalować paznokcie (btw mam tylko jeden lakier do paznokci, piękną czerwień :)
Czy wolę siebie teraz, czy z czasów kiedy bezmyślnie co miesiąc przepuszczałam kilkaset złotych na zachcianki? Sami sobie odpowiedzcie.
P.S. Wyzwanie 6 Miesięcy Bez Zakupów idzie póki co tak gładko, że prawie zapominam o nim :)