Moje plany na dzień dzisiejszy nie wypaliły.
Leżę więc w łóżku i z pozycji horyzontalnej obserwuję promienie słońca
wpadające do pokoju (który jest też kuchnią, salonem, jadalnią i pokojem do
pracy, łączy się również z przedpokojem). Zwleczenie się z łóżka i
przygotowanie kanapki z awokado i kawy, a następnie przeniesienie się na
balkon, to chyba niezły pomysł. Jest tak ładnie dzisiaj.
Ale coś się zmieniło i wiem nawet co.
Po-zwolnieniowe wakacje powoli się kończą. Moje ciało i głowa tęsknią za pracą,
za wysiłkiem, za rezultatem. Byleby to była praca celowa, a nie odbieranie
telefonów i maili i tłumaczenie „wielkim przedsiębiorcom”, że faktury są po to,
żeby je regulować, a termin płatności to termin płatności. A potem wysłuchać
serii próśb, wyzwisk i gróźb przejścia do konkurencji. A potem delikatnie
wytłumaczyć klientowi, że Wielka Korporacja nie padnie na kolana i nie poprosi
go o zostanie, ponieważ ma jego kilkaset złotych tam, gdzie słońce nie dociera.
Wyżaliłam się, lepiej mi, dziękuję. Tak więc
żadnej bezsensownej pracy. Chyba domyślacie się powoli, co to oznacza. Zawsze
powtarzałam, że jest tylko jedna firma dla której mogłabym się zaangażować
całym sercem – domyślacie się już jaka? :) Ale to oznacza kupę roboty i jeszcze nie do końca wiem, z której strony sprawę ugryźć.
Ten wpis będzie luźny (jak już pewnie zauważyliście). Mam wprawdzie przygotowane
na zapas kilka postów, ale poczułam, że to nie jest ten dzień. Że chcę coś
napisać. Ubrać w słowa tą przyjemną leniwą atmosferę pełną ambitnych myśli.
W głowie mi jeszcze trochę huczy po wczorajszym
dniu – skończyłam czytać „Przebudzenie” Kinga. Pod względem literackim ta
książka ma to co lubię. Słowa i obrazy pięknie składają się w jedną całość,
mroczną, ale piekielnie wciągającą. Natomiast są takie książki, które muszę
potem odchorowywać (tak było na przykład ze „Szklanym kloszem”) i to jest jedna
z nich. Jeżeli też tak macie i dodatkowo tak jak ja dosyć często zastanawiacie
się, co się dzieje z człowiekiem po śmierci, to może lepiej nie czytajcie tego. Przeraziła
mnie wizja Kinga, przeraża mnie myśl, że mógłby w jakiejś niewielkiej części
mieć rację i już chyba wolałabym standardowe, dobrze znane Piekło. Pewnie teraz
ci, którzy przeczytali zarzucą mi śmieszność – powiem od razu, że chodzi mi o
sama ideę tego, co się dzieje po śmierci, a nie o to, że będzie dokładnie tak
jak napisał. Mroczny temat, mroczna książka, ale dalej bardzo dobra – nawet moja
Druga Połowa czyta z zapałem.
Z weselszych rzeczy: wczoraj też przełamałam
się po raz pierwszy i wystawiłam jednego grata na OLX. Wcześniej albo dawałam
znajomym, albo biednym, albo śmietnikowi. Ale w przypadku steppera (taki
śmieszny przyrząd do ćwiczeń), stwierdziłam, że fajnie byłoby odzyskać chociaż
część kasy. W końcu sprzęt sprawny, a od miesięcy nieużywany. Za ciężki, żeby
chciało mi się do kogokolwiek go wysyłać pocztą, czy kurierem, stąd wybór
ogłoszeń lokalnych. I o dziwo poszedł od razu. Zatem jeden grat mniej i kasa
na przeżycie całego tygodnia. To mi się podoba!
Ok idę robić to śniadanie. Życzę Wam udanego
dnia. Sensownego wpisu spodziewajcie się około poniedziałku. A wszystkich
chętnych do obejrzenia kilku pierwszych rysunków ze 100 planowanych w tym roku
zapraszam na mój Instagram :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz