Po dosyć ciężkich tematach poruszanych ostatnio, przyszła
pora na coś lżejszego.
Do tej pory szaleństwem było dla mnie wydawanie na lakier do
paznokci więcej niż 10 zł. Ale zacznijmy może od tego, że paznokci malować nie
znoszę.
A. Czuje się lekko upośledzona, kiedy czekam z
mokrym lakierem na paznokciach i nie mogę niczego zrobić. A i tak zawsze coś
zmajstruję takiego, że potem mam pełno zniszczeń zamiast gładkiej tafli.
B. Zazwyczaj na drugi dzień zaczynają się odpryski.
Czasem nawet tego samego dnia. A że nie mam ochoty tracić czasu na wszystkie te
bazy i utwardzacze, to zazwyczaj drugiego dnia muszę wszystko zmywać.
Czy w obliczu takiej niechęci do manicure w ogóle jest sens
wydawać 30zł na lakier?
Jeśli to Essie, to jest!
I nikt mi nie zapłacił za reklamę. Serio J
Ten lakier przeszedł test bojowy: mycie naczyń, mycie
włosów, pranie ręczne, pomoc przy przeprowadzce, plus godzina łazienkowych
rytuałów upiększających (peeling, mycie głowy itd.)
Wytrzymał w stanie nienaruszonym 5 dni.
Co daje pięć dni bez
konieczności malowania paznokci przy zachowaniu ładnego wyglądu dłoni. Ulga, że
nie musze się już babrać z lakierem lub wstydzić własnych rąk. Mam święty
spokój przez cały roboczy tydzień.
Więc jeśli z jednej strony masz na niego chętkę, a z drugiej nie
wiesz, czy warto, to skuś się. Przynajmniej jeśli tak jak ja należysz do osób
pałających nienawiścią do głupich zabiegów kosmetycznych, ale musisz jakoś
wyglądać J
+
Szatańska trwałość
Ładne kolorki
Równie ładne opakowanie
Święty spokój
Całkiem dobrze schnie (aczkolwiek pomalowanie paznokci i pójście spać skończyło się "jak zwykle" czyli niezwykle interesującą fakturą moich paznokci)
-
Cena w okolicach 30zł (w Hebe), czyli sporo jak na taką pierdółkę
Jeśli zbyt szybko zabierzesz się za malowanie nowej warstwy, to dorobisz się "bąbelków" (widać na focie z różami)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz