Jedną z niewielu rzeczy, które kupiłam w zeszłym roku był boski strój kąpielowy. Boski! Piękny odcień ciemnoniebieskiego. Fajna, podkreślająca biust góra. Prosty dół, w którym mój tyłek wyglądał w miarę zgrabnie. Wysoka jakość i całkiem spora cena.
Poszłam w nim raz na basen. Raz. I wygląda na to, że
zostawiłam majty w przebieralni. Muszę mówić, że praktycznie trafił mnie szlag?
Druga rzecz to nasze piękne i uwielbiane przeze mnie autko.
No właściwie to auto mojego faceta (co jest zupełnie normalne, zważywszy fakt,
że bronie się rękami i nogami przed zrobieniem prawka), ale to ja podsunęłam
ten model. I kocham je.
Niestety w ostatnim czasie więcej stoi u mechanika, niż
jeździ. A jak już jeździ to prawie wstrzymujemy oddech, czekając jak zapali się
kontrolka, a auto zatrzyma się. Oczywiście na środku najruchliwszego w mieście
skrzyżowania.
Mamy do dyspozycji auto służbowe. Brzydkie jak noc, ale
jeździ i utrzymanie go nic praktycznie nie kosztuje. Stąd decyzja, że ukochane
autko po gruntownych naprawach idzie na sprzedaż. A mi serce się trochę łamie.
Szczerze. Człowiek przywiązuje się do samochodów. Nawet jeśli sam jest nimi
tylko wożony.
Pierścionek to DYI w moim wykonaniu. Na dłoni wygląda 100 razy lepiej i o dziwo przetrwał w nienaruszonym stanie zakupy w markecie budowlanym. O dziwo ostatnio bywam w nich częściej niż w Zarze i świetnie się bawię poszukując idealnej deski :)
Te dwie rzeczy mocno mnie wkurzyły, a z drugiej strony
zaczęłam myśleć o tym, jak wielki wpływ przedmioty mają na nas. Na nasz humor.
Przywiązujemy się do nich, polegamy na nich, nawet opieramy na nich swoje plany.
I kiedy coś nie wychodzi, bierze nas cholera. Dobry nastrój pryska, a my
złorzeczymy na cały świat.
A przecież to tylko rzeczy. Można je zastąpić innymi. Ktoś
powie, że wszystko fajnie, ale te rzeczy kosztują i trzeba było na nie
zapracować. Ok, ale kasa to też tylko kasa. Można ją zarobić znowu, dostać,
wygrać. To tylko rzeczy i kasa. To nie to samo co utrata zdrowia, miłości,
marzeń. To pierdoły.
Czemu więc tak bardzo pozwalamy im rządzić naszym życiem?
Czemu pozwalamy im wpływać na nasz humor? Na nasze zdrowie?
Dlatego machnęłam ręką na to wszystko. Trudno – w tym roku
kupię nowy strój. Trudno – za parę lat pójdziemy do salonu po nowiutkie auto.
Może nawet wtedy sama będę mogła je prowadzić (chociaż nikt o zdrowych zmysłach
nie da nowego auta jeszcze nowszemu kierowcy, ale pomarzyć można :D).
Więc generalnie jeśli coś Wam się ostatnio: zepsuło,
zniszczyło, zgubiło, potłukło, złamało, poplamiło, podarło, rozciągnęło lub
skurczyło, to pamiętajcie, że to tylko rzecz. I głupio dać się zalać tym
wszystkim negatywnym uczuciom z powodu przedmiotu.
Wesołych Świąt J
Powinnam sobie to powtarzać jak mantrę, a jednak czasem ciężko nie pacnąć się w głowę kiedy przez nieuwagę zniszczę coś na co ciężko pracowałam. Przecież o to chodzi, żeby nie wydawać dwa razy na to samo. :)
OdpowiedzUsuńHej, czy zdradzisz jakie to auto takie awaryjne?
OdpowiedzUsuńNo właśnie..
OdpowiedzUsuńSuper blog! Bardzo inspirujący :) Ja też chciałabym jak najmniej wydawać kasy na pierdoły, a jeśli kupować już to raz na ruski rok coś porządnego. I szczerze współczuję stroju kąpielowego. Znalezienie tego idealnego to niezłe wyzwanie.
OdpowiedzUsuńBędę tu wracać, żeby znaleźć motywację do poprawy jakości życia :)
oj powinnam to sobie wbić do głowy... najbardziej wkurzam się kiedy coś dzieje się z laptopem, wtedy dosłownie rwę sobie włosy z głowy;)
OdpowiedzUsuń